19 [Tom]

241 29 83
                                    

Odkąd Matt pomógł uciec Erykowi i reszcie, minęło już sporo czasu. O ile dobrze pamiętam. Trudno jest się połapać w tych dniach, gdy nie ma telefonu, do którego możnaby zajrzeć, albo chociaż kalendarza. Jak wcześniej kilka osób liczyło sobie dni, na przykład robiąc kreski na ścianach, tak teraz wyłącznie Guru nadążał za minionymi dniami. Coraz częściej odpowiadał na pytania typu "co dzisiaj mamy?". Dwa... cztery lub trzy dni temu mówił, że dziesiąty grudnia.

Od czasu wybuchu apokalipsy minęło prawie pół roku.

Dziwna myśl. 

Trochę to było czuć - wszyscy byli brudni, śmierdzący, bo nikt nie chciał się kąpać w lodowatym jeziorze, a nawet jeżeli znaleźli się tacy, nie mogli, bo Lotos zakazał wychodzić z domu grupą mniejszą niż pięć osób. Przynajmniej kilku z nas robiło pranie - w tym ja i Edd. W takie dni czułem się prawie jak gospodynia. Jako, że nie ma prądu i elektrycznych urządzeń, musieliśmy używać balii z wodą i tarki, którą Eva znalazła gdzieś na strychu. I mydła. Zbieraliśmy od wszystkich brudne ubrania i spędzaliśmy pół dnia na myciu ich. Co trochę traciło na logice, bo zakładane na brudne ciało czyste ubrania skutkowały brudnym ubraniem. Ale nikogo to nie obchodziło. Mnie w sumie też nie. Przestałem czuć smród jakiś miesiąc temu.

Grupa Lotosa, Ambera, oraz my, złączyła się. Co jakiś czas występowały drobne kłótnie, ale nic groźnego. Lydia odeszła kilka dni po Eryku. Więcej jej nie zobaczyliśmy. Amber przez kilka pierwszych dni bardzo się martwił, ale jako, że nie mógł niczego sprawdzić, odpuścił i odsunął ją w zakamarki pamięci.

Taylor coraz bardziej zaczęła mi się naprzykrzać. Nie żeby coś, lubię ją, jest fajna i miła, a także nawet ładna, ale nic nie czułem, gdy ten kawał czasu temu się z nią pieprzyłem. Nic a nic. Myślałem wtedy - i myślę teraz - najbardziej o jednej osobie. O tym niskim, karmelowowłosym idiocie ze sztuczną ręką.

Kochasz mnie czy nienawidzisz?

Ostatnimi czasy te głupie słowa nachodziły mnie i nie pozwalały spać, pomimo, że tak dawno je wypowiedział, a nasze stosunki zdecydowanie się ociepliły. Znowu był dla mnie przyjacielem... albo przynajmniej dobrym znajomym. Gadaliśmy normalnie i normalnie się przekomarzaliśmy, wyzywając od pedałów i śmieci. Standard. On zawsze taki był...

Odchodzę od tematu.

Coraz więcej myślę o tym, że może jednak go kocham.

Ta myśl nadal powoduje we mnie dreszcze i niepokój, a także trochę obrzydzenia. Jesteśmy przyjaciółmi. Przyjaciół się nie kocha. Znaczy, kocha, ale po przyjacielsku. I po przyjacielsku go... kocham. Ale tak romantycznie? Żeby się z nim całować i tak dalej? No nie wiem.

To brzmi głupio. Tak cholernie głupio.

Zaczerwieniłem się bezwiednie. Bo jest głupie. Jak mogę o czymś takim myśleć? Równie dobrze mogę tak myśleć o Eddzie i Mattcie. Całą naszą czwórkę łączy to samo. Braterska miłość.

I tyle.

Zaraz jednak poprawiłem się w myślach.

Gdyby Edd któregoś z nas pokochał, my byśmy pokochali jego. Nie bez powodu był dla nas klejem. Na nim nam wszystkim najbardziej zależało...

A co z tym, gdy Tord powiedział przed masakrą, że to Edd jest jeszcze schowany, nie ja? Byłem wtedy bardzo, bardzo skołowany i nie wiedziałem co robić. W końcu się ogarnąłem i poszedłem po pomoc, ale to był dla mnie niezły szok.

Bo on wybrał mnie.

Przewróciłem się na drugi bok, zawijając w brudną kołdrę. Wstawał ranek, ale ja nie mogłem spać od dobrej godziny. Rozmyślania mnie przytłaczały. Wszystko mnie przytłacza.

Nie przeżyjemy |  Eddsworld AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz