25 [Edd]

205 22 26
                                    

Gdy Tord opadł bezsilnie pod drzewo, poczułem się niewyobrażalnie źle. Nie fizycznie, pomimo zimna i mrozu. Psychiczne. Poczułem się całkowicie wyczerpany umysłowo. Chciałem położyć się, zwinąć w kłębek, najlepiej przy Matcie, zapłakać, i zasnąć w jego ramionach.

Ale nie mogę. Bo, raz, jego tutaj nie ma, a dwa, teraz na moich ramionach leży los czterech osób. Pięciu, jeżeli liczyć ze mną.

Popatrzyłem na Taylor. Próbowała się podnieść, ale za każdym razem upadała. Guru strzelił jej w nogę. Pocisk chyba tylko musnął jej ciało, ale widocznie tak bolało, że nie mogła się na niej oprzeć. Gdy zobaczyła, że się na nią patrzę, podparła się rękami o ziemię i skrzywiła.

- Wierzysz mu? - zapytała z pogardą.

Nie odpowiedziałem.

Jak mam uwierzyć, że człowiek z gorączką, osłabiony przez brak snu przez kilka dni, który ledwo się obudził, zdolny był złapać pocisk? W locie? Z odległości, jak mniemam, najwyżej kilku metrów? Nawet jeżeli Tord miał mechaniczną rękę, nie brzmiało to wiarygodnie.

Chcę w to wierzyć. Ale nie jestem w stanie.

Za to wersja Taylor brzmi... boli mnie samo myślenie o tym. Ale prawdziwie. Człowiek z gorączką nie wytrzymał napięcia psychicznego, pęknął w środku, zaatakował kogoś, kto mu przeszkadzał... A o Tordzie można powiedzieć wiele. Ale nie to, że jest... normalny... psychicznie... sam przyznał, że jest sadystą.

Zacisnąłem zęby.

- Ile razy mam powtarzać? Zaatakował mnie. - wypluła z siebie, a potem wyrzuciła z siebie stek przekleństw, gdy znowu nie zdołała stanąć na nogach. - co jeszcze mam powiedzieć, żebyś mi uwierzył?

Nic nie możesz powiedzieć, pomyślałem.

- Jak to było, Taylor? Dokładnie. Chcę wiedzieć, co się zdarzyło. - powiedziałem cicho, patrząc na nią.

Odetchnęła głęboko, przymykając oczy. Śnieg zabarwił się na czerwono pod jej prawym udem. Pomiędzy oczami miała czerwony ślad, z którego spływała strużkiem krew.

- Obudził się, gdy przy nim siedziałeś. - zaczęła spokojnie, zaciskając zmarźnięte palce na śniegu. - Potem odszedłeś, pomagać Guru i Marie. Ja zostałam. Najpierw rozglądał się tępo, jakby zapomniał, że cię już nie ma. Potem popatrzył na mnie. Spytałam, czy dobrze się czuje. - wzięła głęboki oddech. - Nie odpowiedział. Patrzył na mnie dziwnie. Nie umiem tego opisać. Zaproponowałam mu wodę. Pokręcił głową... potem... potem... wstałam. Trochę mnie zaniepokoił. Chciałam po was pójść, ale nie chciałam też zostawiać go samego. Popatrzył na mnie. Potem... sięgnął do kieszeni. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Wyglądało, jakby chciał wyciągnąć te swoje idiotyczne cygaro. Ale nic nie wyciągnął. Patrzył tylko na mnie. Zaniepokoiłam się i wstałam. Spytałam się go, czy wszystko okej. Nie odpowiedział. A potem... - przełknęła ślinę. - wyszarpnął pistolet. Nie miałam jak go zatrzymać. Strzelił na mnie, a potem nagłym zrywem się rzucił. Wpadł na mnie bokiem, może zaślepił go śnieg, nie wiem, ale całe szczęście. Chciał we mnie strzelić po raz kolejny. Zaczęliśmy się siłować... Całe szczęście był osłabiony, bo by mnie albo udusił, albo cokolwiek innego, nic przyjemnego tak czy inaczej. Dałam radę przewrócić go na plecy, przytrzymać jego mechaniczną rękę przy ziemi... Wyrzuciłam z jego dłoni pistolet... Lewą rękę miał strasznie osłabioną, jak dziecko. A ja mam jeszcze trochę siły. Potem... Przybiegliście wy. - zakończyła gorzko. - Guru we mnie strzelił. A, w międzyczasie ten idiota jeszcze warczał coś o Tomie, jak mogłam o próbować zabrać... Jak bardzo mnie... - przełknęła ślinę. - mnie nienawidzi.

Nie przeżyjemy |  Eddsworld AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz