15 [Tom]

253 27 36
                                    

- Że co? - wyrwało mi się, gdy usłyszałem, co mamy zrobić za dokładnie pięć dni, i to w nocy.

Matt wzruszył ramionami.

- Przecież mówię. Pomagamy im. - wydawał się całkiem zadowolony z siebie, jakby nie było to coś durnego i niepotrzebnego.

- Upewnij mnie. Tych, którzy nas chcieli zajebać? - burknąłem, wciskając dłonie do kieszeni i wiercąc się na łóżku.

- Tak. - odparł.

Jęknąłem przeciągle i opadłem na miękką, trochę brudną poduszkę.

- Zginiemy tam. - wymamrotałem, patrząc prosto w oczy rudzielca. Wzruszył ramionami.

- Przesadzasz.

- Absolutnie nie. Jest nas piątka przeciwko cholernej... nie wiem, dwudziestce dorosłych mężczyzn. Chyba zgłupieliście.

- Nie zapominaj, że tamci również nas wspomogą. No i Lotos też ma zamiar tam pójść.

Odetchnąłem przeciągle. Matt podszedł do mnie i usiadł obok.

- Nie martw się, będzie dobrze.

- Wcale się nie martwie. - odpowiedziałem, siląc się, żeby mój ton nie brzmiał, jakbym się przejmował.

Tak naprawdę cholernie się przejmowałem. O wszystkich, o Edda, Matta, Torda i Taylor. O Lotosa w sumie też. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby którykolwiek z nich zginął.

Na samą myśl o Taylor po plecach przeszły mi ciarki. Zachowywała się... trochę dziwnie, po tym, jak pieprzyliśmy się na dachu. A ja nadal nie mam serca powiedzieć jej, że całym sobą powstrzymywałem się, aby stamtąd nie odlecieć do innego wymiaru, do gwiazd, do przeszłości. Że gdy dochodziłem, nie miała w mojej głowie nawet odrobiny uwagi.

Wzdrygnąłem się na moją nieczułość. Widocznie zbyt... widocznie, ponieważ rudzielec poklepał mnie po ramieniu z troską.

- Uspokój się. - rzucił jeszcze, a potem zapadła cisza, przerywana tylko szuraniem dłoni po materiale.

Przecież tak się dzieje w dorosłości, prawda? Każdy pieprzy się z każdym, szczególnie przy końcu świata. To nie jest nic złego. Pod presją ludzie łatwiej się zakochują. I różne rzeczy się dzieją. Znaczy, pieprzą się.

Sam w to nie wierzę.

Czuję się podle. Niby zależy mi na niej, ale wykorzystała to, że byłem pijany, w trochę... słaby sposób.

Aah, cholera.

Podniosłem się do siadu tureckiego i oparłem głowę o ramię Matta z głębokim westchnięciem.

- Nie chce mi sięęę... - jęknąłem, patrząc mu w oczy.

Wzruszył ramionami, moja głowa podskoczyła.

- Myślę, że jeżeli powiesz Tordowi, że źle się czujesz lub coś w tym stylu, to nie pójdziesz.

- A nie powinienem tego mówić Lotosowi?

Rudzielec zawahał się na moment, zauważyłem to nie bez satysfakcji. Ostatnio był zdecydowanie za bardzo pewny siebie.

- Technicznie rzecz biorąc, to Tord będzie dowodził tą akcją. - odparł dyplomatycznie.

Westchnąłem ponownie.

- Oboje wiemy, że gdyby Tord czegoś zechciał, Lotos od razu by mu uległ. - mruknąłem sceptycznie, wcale nie przesadzając. Wszyscy są w tego dupka wpatrzeni jak w obraz, jakiś wzór do naśladowania. Mówiłem mu to nad jeziorem, i widocznie wziął sobie moje słowa do serca, bo stał się do wszystkich jakoś milszy. Pomijając to, jak pokazał swoją ciemną stronę Red Leadera.

Nie przeżyjemy |  Eddsworld AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz