23 [Taylor]

247 22 49
                                    

Nie wierzę, że to zrobił.

Nie wierzę.

Kopnęłam ze wściekłością śnieg, rozsypując go przemokniętymi już i podartymi trampkami. Dziura zaraz zaczęła na powrot się napełniać. To nie pomogło w żadnym stopniu.

Jeszcze tuż przed tym patrzył mi w oczy. Prosto w oczy. Widziałam, jak sobie ze mnie drwi. Jak chce mnie upokorzyć, chociażby przede mną. Pokazać, że może nadal wszystko, bez względu na uczucia innych. Widziałam jego spojrzenie, bursztynowe, irytujące, wredne. Wie, że go kocham. Więc dlaczego to zrobił?!

Przeklęłam na głos, zaciskając pięści. I jeszcze raz. I jeszcze. Nie pomogło.

Złapał go w taki... odrzucający... sposób, przyciągnął do siebie... Ja powinnam być na jego miejscu, ja powinnam całować Toma, to ze mną powinien iść do łóżka. Nie z tym sadystą nazywającym się człowiekiem.

Krzyknęłam z frustracji, z moich ust do góry pomknął obłok białej pary, prosto w zachmurzone niebo. Znowu kopnęłam śnieg. Nie było mi nawet zimno. Jestem gorąca z całej wściekłości i nienawiści do Torda, jaka we mnie tkwi.

Tom, jego wspaniałe, czarne oczy, włosy, twarz, policzki, ciało, klatka piersiowa, nogi, ręce. Wszystko. Jest idealny. I skończył z nim w łóżku... z tym sadystą. Kto wie jaką krzywdę może mu zrobić? Szczególnie po tym, jak opowiadał mi Edd, zrobił. Zostawił ich dla kariery wojskowej. Zrujnował im dom. Zostawił swoich przyjaciół, najlepszych, jakich mógł mieć! Odszedł od nich! Tacy ludzie na zasługują na drugą szansę. Nawet na pierwszą nie zasługują. A teraz Tom...

Wbiłam zmarźnięte końcówki palców w swoją twarz i pociągnęłam. Jak bardzo chciałabym teraz umrzeć... Zamrozić się na śmierć... Wszystko, byleby nie musieć znosić myśli o Tomie i Tordzie... razem, całujących się...

Krzyknęłam z wściekłością i uderzyłam pięścią w najbliższe drzewko. Poczułam krew na knykciach, mieszającą się  z brudem i dawnymi bliznami. Nic nie pomaga. Nic, kurwa, nie pomoże! Nic oprócz jego bolesnej, długiej śmierci!

Z oczu popłynęły gorące łzy, spływały po moich policzkach, skapywały na ziemię i natychmiastowo zamarzały. Zamachnęłam się ponownie i uderzyłam w drzewko drugą pięścią. Zachwiało się, ale nic więcej. Śnieg spadł dookoła mnie. Zapłakałam znowu, uderzyłam pierwszą ręką. Jak on mógł?

Nie wierzę.

Oddychając ciężko powstrzymałam się od kolejnego ciosu i usiadłam w śniegu. Od razu przemoczył mi spodnie, nogawki. Poczułam intensywne zimno. Objęłam się ramionami. Wychodząc złapałam tylko czyjąś cienką kurtkę, na dodatek wilgotną. Było mi zimno. Nieprzyjemnie. Lodowato. Przestawałam powoli czuć palce u stóp. U rąk w sumie też.

Lepiej będzie, jeżeli zamarznę, a oni znajdą mnie któregoś dnia. Pewnie Tom na jakimś romantycznym spacerze.

Sama myśl raniła mnie dogłębnie. Ale zimno zaczęło wygrywać. Mam wrażenie, że złość zaczęła się roztapiać, spływać w śnieg. Nie miałam siły wstać, zrobić czegokolwiek. Nie mam siły już na nic.

Chcę umrzeć.

Płatki śniegu prędko zakryły mi głowę. Roztapiały się od jeszcze znikomego ciepła mojego ciała i skapywały na twarz, mieszając się ze łzami. Zapłakałam ponownie. Nie mam już po co żyć. Chcę umrzeć. Sprawa jest już przegrana... Jeżeli Tord będzie spędzał czas z Tomem, nie dam rady przeciągnąć go na swoją stronę. Nawet jeżeli będę stawać na rzęsach, mówić, jak bardzo go kocham.

Nic się nie zmieni.

A nie dam rady zaskoczyć Red Leadera we śnie, wpakować mu kulkę w łeb. Albo przynajmniej nie umiem zrobić tego w taki sposób, żeby Tom nie poznał, że to nie ja. Jakby nie wystarczyło, że Tord potrafi się bronić, a ja słyszałam tylko o dwóch razach, gdy ktoś zaskoczył go od tyłu. Za każdym zdążył chwycić napastnika swoją mechaniczną ręką, rozbroić i rzucić na ziemię.

Nie przeżyjemy |  Eddsworld AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz