17 [Matt]

247 29 45
                                    

Huk, który rozległ się w powietrzu sprawił, że wszyscy zamarli. Ja również. Każdy. Przez chwilę zapanowała pełna napięcia krótka cisza. Nikt nie wiedział, kto strzelił. Widać było tylko upadające ciało mężczyzny z rozkwaszoną twarzą, który trzymał Torda. Wzrok kilku osób powędrował do Ambera, którzy wyjmował z kieszeni pistolet. Ale nawet nie zdążył wycelować. Wpatrywał się w swoją broń na wysokości bioder, jakby zastanawiając się usilnie, czy to to wystrzeliło i celnie trafiło prosto w twarz napastnika, w którego chciał trafić.

Kątem oka dostrzegłem coś i natychmiast zerknąłem w tamtą stronę.

W gęstych krzakach, pomiędzy dwoma pniami drzew, stał Tom, z wyprostowanymi rękami trzymającymi pistolet, z którego unosiła się strużka dymu. Na twarzy miał wymalowaną wściekłość. Oczy miał zmrużone, wpatrzone przed siebie.

A potem otępienie minęło i rozległy się kolejne strzały.

Odruchowo rzuciłem się na ziemię. Dwa pociski przemknęły mi prosto nad głową. Ktoś krzyknął przeciągle, a zaraz potem rozległ się kolejny krzyk. I ryk, który bardzo przypominał bojowy. Z drzew wypadli nasi, trzymając w rękach karabiny i pistolety, posyłający serię na wszystkich, którzy stali. Przycisnąłem się mocniej do ziemi. Ktoś przebiegł obok mnie, stąpając buciorami.

Rozpętał się chaos. Istny chaos. Nie wiedziałem, co się dzieje. W końcu to podwórko miało najwyżej sześćdziesiąt metrów kwadratowych, a znalazło się na nim co najmniej pięćdziesiąt osób. I wszyscy strzelali do siebie wzajemnie. Co i rusz upadały jakieś ciała, ale dźwięk łupnięcia tonął w strzelaninie, krzykach ludzi i wyciu wiatru.

Spiąłem się i przeturlałem się na bok. W miejscu, gdzie przed chwilą leżałem, w trawie widniały cztery dziury po pociskach. To był jakiś cud. Uniosłem wzrok. Mężczyzna, krępy, niski, z burzą blond włosów, przeładowywał broń. Zacisnąłem mocno zęby i podparłem się rękami. Zaraz potem wystrzeliłem w powietrze, wyciągnąłem przed siebie rękę i zdzieliłem go nasadą nadgarstka w brodę. Zachwiał się. Złapałem jego karabin i spróbowałem wykręcić rękę, ale okazał się silniejszy, nawet po ciosie. Czułem, jak spina mięśnie i unosi nogę, a potem kopie w brzuch. W ostatnim momencie odskoczyłem w bok, ale jego podeszwa boleśnie musnęła mi biodro. Nie puszczałem lufy. Jeżeli ją we mnie wyceluje, to będzie koniec.

- Głupcy! - warknął, mierząc mnie wzrokiem - Hałas przyciąga trupy!

Krew mi trochę zmarzła w żyłach. Prawda. Idą do głośnych rzeczy. A strzelanina z ponad trzydziestoma sztukami broni na pewno wywołuje hałas.

- Trzeba było pilnować... - zacząłem i nie skończyłem. Uderzyłem go czołem w twarz. Poczułem na głowie chrupnięcie chrząstki, a potem wrzask, tuż przy uchu. Zwolnił uścisk i wypuścił broń. Wyszarpnąłem mu ją, a potem, niewiele myśląc, wycelowałem w niego i docisnąłem spust.

Zdążył popatrzeć jeszcze na mnie z niedowierzaniem, a potem upadł martwy na ziemię z dziurą w sercu.

Nie przypatrywałem się mojemu dziełu, bo kolejny już do mnie pędził. Uskoczyłem w bok. Złapał za moją kurtkę i porwał ją na końcówce. Przygryzłem wargę, poczułem krew na języku i wycelowałem w niego broń.

Kliknęła głucho.

Przeraziłem się. W tym momencie rzucił się na mnie z nożem i szarpnął nim. Na lewym bicepsie poczułem dotkliwy ból, który jednak zaraz zamilkł w przypływie adrenaliny. Odskoczył ode mnie i skulił, żeby inne ciała zasłaniały go od strzałów. Zmrużył oczy.

Nie dałem mu wiele czasu na zastanowienie. Rzuciłem się na niego, kompletnie nieprzygotowany, z nadzieją, że straci rezon i uwagę.

Niestety zachował zimną krew. Albo przynajmniej odrobinę opanowania.

Nie przeżyjemy |  Eddsworld AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz