24 [Tord]

345 24 70
                                    

Leżymy razem obok siebie, pod kołdrą. Może i jest zimno, ale my oboje jesteśmy gorący po tym, co stało się przed kilkoma minutami. Mam głowę na jego klatce piersiowej, czuję, jak przeczesuje mi włosy. Uśmiecham się. Nie chcę, żeby ta chwila kiedykolwiek dobiegła końca.

- Pamiętasz jak wtedy spytałeś się mnie, czy kocham cię czy nienawidzę? - spytał cicho, szczelniej przykrywając się kołdrą.

Prawdę mówiąc, jest to dla mnie tylko mgliste wspomnienie. Nie myślałem, gdy wypowiadałem te słowa. Wyrzuciłem tylko to, co mnie podświadomie gryzło. Nie spodziewałem się, że przyłoży do tego aż taką wagę. Mimo to, kiwam głową.

- Ciągle brzęczało mi to w głowie, wiesz? - kontynuuje. - zastanawiałem się nad tym całe dnie. Nie miałem pojęcia, jak jest naprawdę. Jednocześnie chciałem czasami cię zabić i... być blisko.

Kąciki ust znowu podskakują mi do góry.

- W sumie teraz też nie jestem przekonany. - mówi nagle, jego ręka zatrzymuje się. - nie zrozum mnie źle, ale... czuję się... dziwnie. Zawsze się wzajemnie nie lubiliśmy, nie? Chociaż... siedzieliśmy razem w gimnazjum i liceum... gadaliśmy... w pewnych momentach lubiłem cię nawet bardziej od Edda. Ale tylko w pewnych, i było ich mało. Nie jesteś taki super jak ci się wydaje.

- Ale klatę mam niezłą. - nie mogę powstrzymać się od odpowiedzi. On wyszukuję ręką mój umięśniony brzuch i przesuwa po nim opuszkami. Jakby zjechał odrobinę niżej...

- No, masz. - potwierdza ze śmiechem i dźga mnie nad pępek. Zaciskam zęby, ale spinam się tylko i pozwalam, żeby dalej mnie irytował. W zamian kładę dłoń na jego piersi i naciskam.

- Ale ty mógłbyś sobie popracować. - stwierdzam, udając całkowitą uwagę. Śmieje się głośno i odpycha moją dłoń. Potem mnie przytula. Wyciągam ręce i robię to samo. Oddycham głęboko, wdychając zapach, którego chciałem czuć odkąd pamiętam.

Nie wiem, ile czasu tak leżymy. Ale leżymy długo. W ciszy. Przyjemnej, spokojnej.

Coraz chłodniejszej.

Nasze ciała powoli się ochładzają. Uspokajamy się. Jego ręka już nie gładzi moich włosów, tylko spoczywa na nich ciężko. Ale leżę dalej. Nie chcę, żeby to się kiedykolwiek kończyło. Nie chcę tak bardzo...

Na zewnątrz rozlega się krzyk. Taylor. Słyszę go dobrze, ale nie umiem wyartykułować poszczególnych słów. Tom się nie rusza. Zaciskam oczy, ingorując wszystko.

To musi trwać wiecznie...

Wzdycham. Oczywiście, że nie będzie. Jak zawsze. Nic nie trwa wiecznie.

Gwałtownie podnoszę się i odwracam. Tom nadal leży, pusto, bez życia. Jednocześnie chcę spanikować, ale wiem, że to w niczym nie pomoże. Zaciskam zęby na języku, czuję krew. Patrzę na niego. Podchodzę do krzesła na które rzuciłem swoje ubranie i klepię w kieszeń bluzy. Nic w niej nie ma. Jak wcześniej.

Tom otwiera oczy, puste. Zbladł, widać każdą żyłę na jego twarzy. Pomimo, że widziałem to już nie raz, gardło mi się zaciska, chce mi się płakać. Podbiegam do drzwi i ciągnę za klamkę. Zamknięte. Nie ma klucza. Upadam na kolana, przesuwając rękami po drewnianej, brudnej podłodze, ale nic nie ma. Odwracam głowę. Tom patrzy na mnie. Nie, nie patrzy. Ma głowę zwróconą w moją stronę. Uśmiecha się upiornie. Zaciskam zęby. To się nie dzieje. Chcę się obudzić. Obudzić. Wiem, że to sen. To musi być sen.

Ale nic się nie dzieje. Zrywam się na nogi. Chcę powstrzymać szaleńcze bicie serca, ale nie jestem w stanie. Łupie mi głośno, dźwięczy w uszach. Przecież to się nie dzieje. Nie dzieje.

Nie przeżyjemy |  Eddsworld AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz