Rozdział 5

307 19 11
                                    


Kilka lat wcześniej.

Wskoczyła na biurko i usiadła po turecku na jego mahoniowym, lśniącym blacie. Stało obok niewielkiego, świecącego pustkami regału, który swym jasnym kolorem nie różnił się od pozostałych mebli znajdujących się w pomieszczeniu.

O dziwo była oazą spokoju, co w jej przypadku nie był to częsty widok. Po energicznej i wybuchowej dziewczynie nie było nawet śladu. Być może dlatego, że dobrze czuła się w jego towarzystwie? Wyglądała, jakoby miała za chwilę poddać się medytacji lub inaczej, zacząć lewitować.

Słońce, wpadające przez okno pozbawione zasłon z niebywałą delikatnością muskało gładką twarz. Nie była tego świadoma, lecz wyglądała niebywale pięknie w tym świetle. Dowodem na to była między innymi reakcja młodego mężczyzny.

Zamiast skupić się na rozpakowaniu swoich rzeczy, całą swoją uwagę przenosił na lśniące oczy dziewczyny oraz pełne, bladoróżowe usta. Nie mógł zaprzeczyć w żaden sposób, że na jej widok ogarniało go uczucie, którego nie potrafił wyjaśnić. Za każdym razem, gdy odczuwała lekkie skrępowanie, na policzki wkradły się rumieńce, dodając urodzie blasku. Zawstydzał ją celowo, albowiem taki błysk w jej tęczówkach lubił najbardziej.

— Nie zdążyłem się rozpakować, więc masz jeszcze czas, aby się rozmyślić. — Przykucnął przy niewielkiej walizce, chwilowo zatrzymując na niej swoją dłoń. Uchwyciwszy kontakt wzrokowy z Melanią, sprawił, że odruchowo przejechała dłonią po spodniach, strzepując z nich niewidoczny pyłek. Doskonale zdawał sobie sprawę, że dzięki niemu ponownie poczuła się speszona.

— Daj spokój. — Zachichotała, zgarniając swoje długie włosy pod jeden bok. Wygładziła je palcami, po czym zaczęła zaplatać z nich warkocz.

— Ostrzegam, że głośno chrapię i lunatykuję. — Zawahała się, zanim cokolwiek powiedziała.

— Uważaj, bo jeszcze zmienię zdanie — odparła po chwili. Zwinnie zeskoczyła z mebla, podchodząc do otwartych pudeł ułożonych równo na podłodze. Chwyciła w dłoń plik papieru zawiniętego gumką recepturką, kolejno zsunęła ją, aby zawiązać nią koniec grubego warkocza. — Pomogę ci — oznajmiła, kończąc ową czynność. Nie protestował. Ukradkiem obserwował każdy jej ruch. Miała na sobie zwykłe jeansy przetarte na kolanach oraz białą, zwiewną koszulkę, która odsłaniała jedno z ramion, ukazując tym samym niewielki tatuaż w kształcie kompasu.

— Nie wierzę! — pisnęła, wyjmując z kartonu dwie książki znanego, polskiego autora.

— Widzę, że doskonale je znasz. — Twierdząco pokiwała głową, przekartkowując w palcach białe strony.

— Uwielbiam powieści owiane tajemnicą z dreszczykiem emocji w tle. Jestem również mile zaskoczona faktem, że lubisz czytać. — W odpowiedzi, na jego twarzy ukazał się promienny uśmiech.

— Długo już go masz? — zapytał ni stąd, ni zowąd, zaciekawiony malunkiem, który cały czas widniał przed jego oczyma. Zaskoczona, a zarazem zdezorientowana uniosła brwi zupełnie nie rozumiejąc pytania, które padło z jego ust.

— Co takiego?

— Tatuaż —dodał, wskazując palcem na czarno-biały wzór przyciągający uwagę.

— Jakiś czas — odparła, wzruszając beznamiętnie ramionami. Odruchowo naciągnęła na niego materiał bluzki, zakrywając go niebywale szybko.

— Nie potrzebnie go zasłaniasz. Na twoim ramieniu wygląda wręcz idealnie — zaznaczył.

— Dzięki — odparła, nie komentując. Musiała zająć czymś swoje ręce, ponieważ poczuła nagły przypływ niepokoju. Ilekroć ktoś zachwycał się wyrytym na ciele kompasem, to miała wrażenie, że w ten sposób narusza jej prywatną przestrzeń. Nie chciała z kimkolwiek się nią dzielić. Aby rozładować napięcie, prędko zabrała się za rozpakowywanie pudeł.

— On nie znalazł się tam bez przyczyny. Ma dla ciebie jakieś większe znaczenie, prawda? — Był niemalże pewien, że skrywał w sobie jakąś tajemnicę, albo symbolizował coś bardzo dla niej ważnego.

— Jesteś bardzo dociekliwy. — Próbowała obrócić to jakoś w żart.

— Jestem. Nie zaprzeczę.

— I nadzwyczaj skromny — dodała, prychając pod nosem.

— Ostrzegałem, że nie będziesz miała ze mną łatwo.

— Ostrzegałeś... — przeciągnęła żartobliwie, mrugając kilkukrotnie powiekami, eksponując tym samym swe długie rzęsy.

— A więc jak?

— Ty nigdy nie odpuszczasz, prawda? — westchnęła, krzyżując ręce na piersi.

Była niemalże pewna, że jego osoba niejednokrotnie będzie próbowała wprowadzić w szarą nicość barwne kolory. Bała się tego. Nie chciała, aby ktokolwiek zmienił coś w jej obecnym życiu, które i tak wbrew pozorom było nijakie. Była niepewna oraz nieufna. Podejmując decyzję o znalezieniu współlokatora, brała pod uwagę fakt, że będzie musiała przywyknąć do obecności drugiego człowieka w swoim mieszkaniu. Nie sądziła, że tą osobą okaże się młody mężczyzna. Początkowo miała duże wątpliwości. Wielokrotnie próbowała nawet zrezygnować z umówionego spotkania, lecz koniec końców postanowiła zaryzykować.

— Śmiem przyznać, że zdarza mi się, natomiast bardzo rzadko.

— Jesteś niemożliwy Tobiaszu.

— A ty taka śliczna, gdy się rumienisz.

— Przestań. Robisz to specjalnie.

— Wcale nie. Co w tym złego, że chcę poznać bliżej swoją współlokatorkę?

— Nic — wyszeptała, dostrzegając błysk w jego oku. Nie chciała, aby ta znajomość zabrnęła zbyt daleko, dlatego dała mu jasno do zrozumienia, że nie interesują ją przelotne romanse oraz jednorazowe numerki. Być może źle odebrała jego słowa, lecz na wszelki wypadek chciała zachować ostrożność.

— Hej, powiedziałem coś nie tak? — zapytał, zauważywszy zmianę w zachowaniu Melanii.

— Nie, po prostu chcę tylko, abyś wiedział, że nie interesują mnie przelotne romanse.

— A kto tu o nich mówi? — W tamtym momencie zdała sobie sprawę, że popełniła gafę. Chciała zapaść się pod ziemię, puknąć się w czoło przez swój długi język.

— Cieszę się, że się zrozumieliśmy. — Było jej tak wstyd, że nie wiedziała, gdzie podziać swój speszony wzrok. Na domiar złego on ciągle oczekiwał odpowiedzi na poprzednie pytanie. Musiała wybrnąć z obecnej sytuacji. Postanowiła to jakoś odkręcić. — Wracając do twojego pytania... On... Znaczy się tatuaż — spojrzała na zakryte ramię, zagryzając mocno swe wargi — Jest dla mnie bardzo ważny. Wyraża chęć podążania przez życie wedle głosu serca — wyjaśniła, mając nadzieję, że ten nie będzie wypytywał o szczegóły. On jakoby odczytując prośbę z jej oczu, nie ciągnął dalej owego tematu

Czerwona Parasolka - ZakończonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz