Rozdział 10

279 14 33
                                    

Samochód mężczyzny stał zaparkowany na poboczu. Jego światła padały na przydrożny rów oraz ścieżkę wiodącą do wnętrza lasu. Naciskając gwałtownie hamulec, zatrzymała się tuż za nim. Z miejsca dostrzegła uchylone drzwi, dlatego zbladła na samą myśl, że mogło się coś złego wydarzyć. Nie zastanawiając się ani sekundy, pośpiesznie wyskoczyła z auta, kolejno zatrzaskując za sobą drzwi. Bez zastanowienia pędziła w owym kierunku, zapominając chwilowo o strachu. Widok, jaki zastała po dotarciu na miejsce, natychmiastowo zmroził krew płynącą w jej żyłach. Po Bolku nie było ani śladu. Miała złe przeczucia. Jedyne co zdołała zauważyć, to otwarty schowek od strony pasażera i porozrzucaną makulaturę. Swobodnie leżący na siedzeniu telefon, z którego najprawdopodobniej dzwonił, aż prosił się, aby po niego sięgnęła. Zrobiła to bez wahania, ponownie zwracając uwagę na porozrzucane kartki papieru. Przytrzymała się siedzenia, a następnie zaczęła je nerwowo sprawdzać. Były puste. Nie widniał na nich nawet jeden marny wyraz. Nie wiedziała, co to ma wszystko znaczyć.

Może on tutaj gdzieś jest w pobliżu, a ja niepotrzebnie się zamartwiam — powiedziała do siebie, ściskając urządzenie w dłoni. Wychyliła się z auta, a następnie zaczęła rozglądać się na boki z nadzieją, że ten niebawem stanie obok. Niestety. Sekundy mijały, a on ciągle się nie zjawiał.

— Bolek! Bolek! — wołała, myśląc, że ten ją usłyszy. Nadaremno.

Odruchowo przejechała palcem po ekranie telefonu mężczyzny, chcąc go odblokować. Nie przewidziała jednak, że na wyświetlaczu ukaże się informacja o wprowadzeniu pinu. — Jasna cholera! — warknęła, uderzając nerwowo dłonią w boczną szybę. W tej samej chwili, tuż za plecami usłyszała szelest. Odwróciła się gwałtownie, zmrużywszy chwilowo swe powieki. Plecami przywarła do auta, układając rękę w miejscu, gdzie ukryła broń, tuż przed wyjściem z domu. Niespodziewanie z zarośli wyłonił się mały, przestraszony zając. Nie wiedziała, czy to ona była bardziej przestraszona, czy niczego nieświadome stworzenie. Przez sekundę poczuła ulgę jednak wciąż była spanikowana faktem, że Bolkowi mogło stać się naprawdę coś złego.

Zdała sobie sprawę, że znalazła się w obliczu wielkiego niebezpieczeństwa. W silnych łapskach zimnej nocy. Jedynym plusem było to, że księżyc połyskiwał wysoko nad jej głową i rozświetlał nieco ścieżkę, wiodącą do lasu. Postanowiła nie czekać ani minuty dłużej. Zamknęła auto, a następnie przeskoczyła przez głęboki rów, kierując się w stronę zarośli. Nie byłaby jednak sobą, gdyby podczas tego skoku nie zderzyła się z gruntem. Porozrzucane po podłożu odłamki gałęzi poraniły nieco naskórek dłoni, pozostawiając ślady w postaci zadrapań. Nie zważała jednak na towarzyszący jej niewielki ból. Chciała jak najszybciej odnaleźć Bolka, dlatego też szybko się podniosła, strzepując z zabrudzonego ubrania ziemie. Ruszyła w głąb, oświetlając drogę smartfonem. Silne podmuchy wiatru strącały z głowy kaptur, przez co ostre powietrze zaczęło wdzierać się pomiędzy pasemka lśniących włosów, chłostając uszy. Chłód wzmagał niemiłosiernie przyspieszony oddech przez co serce biło coraz szybciej. Bywały momenty, w których brakowało jej tchu, wówczas przystawała i łapczywie nabierając powietrza, próbowała opanować drżenie ciała oraz wszelakie emocje. Przez cały czas była pełna nadziei. Nie dopuszczała do siebie faktu, że stało mu się coś złego. Było jej zimno. Bluza, którą miała na sobie, była zbyt cienka, by zapewnić odrobinę ciepła.

Chwilami odnosiła już wrażenie, że krąży w kółko od dobrych kilku godzin, a każde miejsce, w które trafiała, nie różniło się niczym od poprzednich. Czuła się jak w pieprzonym labiryncie.

Po nieudolnych poszukiwaniach światło telefonu w końcu natrafiło na coś, co wbrew pozorom nie wyglądało jak ludzka postać. Przypominało to bardziej dzikie, skulone w ściółce zwierzę.

Czerwona Parasolka - ZakończonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz