Rozdział 25

109 10 30
                                    

— Myślę, że już wystarczająco nacieszyłaś się towarzystwem ukochanej mamusi. — Aleksander sięgnął po szmatę leżącą na brudnej posadzce, po czym zwinął ją w kłąb. Nie wiedziała skąd się tam wzięła. Może sam ją tam przyniósł? Kiedy niespodziewanie pojawił się w piwnicy ze swoim gorylem, była zajęta uspokajaniem spanikowanej Alicji, więc mogła tego nie zauważyć. Matka przez cały czas bredziła od rzeczy. Płakała, a chwilami nawet krzyczała, pociągając kędziory. Melania kompletnie nie wiedziała, jak temu zaradzić. Próbowała dosłownie wszystkiego. Bezskutecznie. Kobieta miała swój świat i chyba nie chciała wracać do teraźniejszości. Sparaliżowana przez swoje myśli brunetka skupiła się na materiale, który Czarny ciągle trzymał w rękach. Raz na jakiś czas wymachiwał nim w powietrzu, zmierzając ku niej. Nim się spostrzegła, stanął naprzeciw. — Wiesz, tak sobie myślę, mogłabyś nawet zostać moją córką. Stworzylibyśmy wtedy jedną, wielką, kochającą się rodzinę. Ja, ty i twoja matka. Piotr już dawno przewraca się w grobie, nie będzie mi zawadzał. Ciekawe, co na to Alicja. — Powstały na jego twarzy uśmiech nie różnił się niczym od poprzednich. Nadal był pełen zła oraz szaleństwa. Z błyszczących źrenic wyczytała wyższość. Tak. Górował nad nią i Alicją.

— Po moim trupie — syknęła Melania, chcąca rzucić się na niego z pięściami.

— Uważaj, bo chętnie przystanę na twoją propozycję i poślę cię do piekła.

— Pieprz się, popaprańcu!

— Chociaż po dłuższym zastanowieniu muszę stwierdzić, że nie jestem do końca przekonany, czy zmieniać swoje dotychczasowe plany. — Zamilkł na kilka sekund, zupełnie jakby się nad czymś zastanawiał. W tamtym momencie chciała poznać jego myśli, by go przechytrzyć i powstrzymać przed tym, co chciał zrobić. Nie wiedziała też, co zamierza, dlatego musiała nastawić się na wszystko.

— Skoro uważasz się za takiego inteligentnego, dlaczego nie powiesz mi wprost, czego od nas chcesz? Po co jestem ci potrzebna? Co? Chcesz mnie zabić, zedrzeć skórę i sprzedać moje organy? Proszę bardzo, zrób to, chory pojebie! Ale licz się z tym, że prędzej, czy później i tak spodka cię zasłużona kara. — Nie wiedziała skąd zebrała tyle odwagi, aby powiedzieć mu to wszystko. — Dlaczego przez tyle lat więzisz moją matkę? — Milczał. — Co tak patrzysz? Nie stać cię na nic więcej? — Prowokowała go, ponieważ miała nadzieję, że w końcu dowie się całej prawdy.

Liczyła na jakąkolwiek odpowiedź. Uzyskała jedynie gromkie oklaski, które rozniosły się echem po całym wnętrzu.

— Brawo! — Pomieszczenie wypełnił także jego szaleńczy śmiech. — Brawo! — powtórzył.

Miała ochotę rzucić się na niego i wydrapać mu oczy. Kipiała ze złości. Ignorancja tego dupka doprowadzała ją niemalże na skraj wytrzymałości.

Pogarda miała swoje przyczyny. Wyrządził tak wiele złego, a mimo to wciąż chodził na wolności, dokonując kolejnych przestępstw. Czy już naprawdę nie było sprawiedliwości na tym świecie?

Ni stąd, ni zowąd poczuła jak automatycznie uchodzi z niej siła. To emocje.

Nie. Nie. Nie teraz! Bądź silna! Nie możesz mu pokazać swojej słabości — dopingowała siebie w myślach.

Zacisnęła pięści, kolejno spięła się mocno.

— Tchórz! — warknęła resztkami odwagi.

— Co powiedziałaś? — Twarz automatycznie mu spoważniała.

— Tchórz! — powtórzyła pewnie. — Pieprzony tchórz z ciebie!— dodała, nie licząc się z konsekwencjami swojego wybuchu.

Mężczyzna płynnym ruchem zrobił kilka kroków do przodu, po czym pochylił się nad nią i chwycił za włosy. Otworzyła usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk.

Czerwona Parasolka - ZakończonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz