Rozdział 21

172 10 19
                                    

Pragnęła choć na moment podnieść ciężkie powieki. Łaknęła odrobiny światła. Udało jej się to z wielkim trudem, natomiast nie na długo. W przeciągu kilku chwil naliczyła zaledwie pięć schodków, a może nawet kilkanaście? Sama już nie była do końca pewna, jak długo szli w górę. Starała się chłonąć każdy dźwięk oraz drobny szczegół, jednak to nie było takie proste. Obraz ciągle był pokryty jakby gęstą mgłą, ograniczającą widoczność do minimum.

Miała wrażenie jakby tkwiła na pieprzonej karuzeli, która z jakiegoś powodu robiła jej na złość i nie chciała się zatrzymać.

Oczy ponownie się zamknęły. Ujrzała ciemność. W głowie słyszała tupot nóg, szurających nieprzerwanie po schodkach. Dochodziły do tego męskie głosy. Odbijały się w mózgu naprzemiennie niczym echo.

Zapach ludzkich zwłok, który dotychczas czuła, ulotnił się. Zastąpił go smród zgnilizny oraz czegoś, czego za cholerę nie potrafiła rozpoznać. Złożone na pół prześcieradło posłużyło jako prowizoryczne nosze. Leżała na nim niczym kłoda. Naga. Pozbawiona wszystkiego. Jedynie na co mogła sobie pozwolić, to łzy. Chociaż i te nie chciały już płynąć. Podczas mocnego szarpnięcia materiał przechylił się lekko w bok, wówczas obolała głowa zsunęła się w prawdą stronę. Ból, jaki odczuwała stał się jeszcze silniejszy. Nie zdawała sobie z tego sprawy, ale przez cały czas była pod wpływem środków odurzających. Z każdą upływającą godziną albo i minutą, staczała się bardziej na dno.

Pomieszczenie, do którego została przeniesiona nie było tą samą speluną, z której uciekła. Niewielkich rozmiarów wnętrze posiadało kamienną podłogę oraz małe okno umieszczone wysoko pod sufitem. To, że były w nim kraty, nie znaczyło, że nie można było stamtąd uciec, prawda?

Jedną ze ścian pokrywała czerwona cegła, w którą wbite były trzy, duże haki. Do czego służyły? — zmrużyła powieki, szukając w głowie odpowiedzi. Mogła się tylko domyślić, że nie znalazły się tam przypadkowo.

Pośrodku leżał cuchnący, poszarpany materac, z którego wychodziły sprężyny. Nim się zorientowała, została rzucona na niego niczym worek ziemniaków. Jęknęła, wyginając się na nim w dziwny sposób. Zupełnie jakby ją parzył.

— Misiek. Ali. — Głos, który wydobył się z gardła osobnika był jej obcy, a zarazem tak znajomy. Przerażał ją pod każdym względem. Wybałuszyła oczy, aby zobaczyć twarz osobnika. Niestety, zakryta była czarną, skórzaną maską, która idealnie przylegała do skóry. Nienagannie komponowała się również z białą koszulą, oraz ciemnymi materiałowymi spodniami. Słyszała już te przezwiska. Jeden z nich przypomniał goryla. Wysoki, barczysty i łysy z miną zabójcy. Drugiemu mogła się przyjrzeć znacznie lepiej. Miał dużą bliznę wzdłuż całego policzka. Krew, która gładko oblepiała jego fartuch z pewnością należała do kobiety, którą pozbawił organów. — Zostawcie nas samych — wskazał ręką na drzwi. Bez zbędnych słów osiłki przytaknęli głowami, a następnie opuścili pokój, zostawiając ją sam na sam z zamaskowanym mężczyzną. — I po co ci to było? — zwrócił się do niej. — Głupia! — warknął groźnie, powodując że niekontrolowanie zadrżała. — Myślałaś że mnie przechytrzysz?! — Jego śmiech przepełniony szaleństwem rozbrzmiał w pomieszczeniu niczym echo. — Wiesz, ale muszę przyznać, że jesteś cwańsza niż myślałem. Nie sądziłem, że tak sprytnie uporasz się z tym zamkiem. Zaskoczona? — Łapiąc ją za nogę, przeciągnął ciało wzdłuż materaca. Jęknęła bezgłośnie, świdrując oczyma na boki. Chciała wstać, by rzucić się na niego z pięściami, ale nie miała siły unieść nawet własnej dłoni. Serce w piersi łomotało z taką siłą, jakby chciało w pewien sposób wzmocnić niewładne mięśnie. — W pomieszczeniu była kamera. Wszystko rejestrowała.

Idiotka! — pomyślała.

Materac z prawej strony ugiął się.

Był blisko, za blisko.

Niemalże czuła jego chłodny oddech na swojej szyi. Ostry zapach kardamonu oraz gałki muszkatołowej podrażniał nozdrza do tego stopnia, że niekontrolowanie kichnęła wprost na jego mordę. Obawiała się konsekwencji. Wiedziała, że nie puści jej tego płazem.

— Ty suko! — Gorąca krew pulsowała mu w skroniach, a w oczach rosło szaleństwo. Przetarł maskę wierzchem dłoni, po czym jednym płynnym ruchem chwycił ją za gardło.

Z trudem łapała powietrze. Czuła jak ulatuje z niej dusza. Próbowała zacisnąć pięść, podnieść choć na chwilę ociężałą głowę, lecz wszystko szło na marne. Pozostało jedynie czekać na cud, albo pogodzić się z najgorszym.

Tobiaszu, pomóż mi. Gdzie jesteś? — wołała w myślach.

Kiedy kilka sekund później silne łapska poluzowały uścisk, wtenczas zaczęła głośno kasłać, łapczywie łaknąc tlenu. On wydawał się być usatysfakcjonowany swoją wyższością i dominacją. Triumfalny uśmiech pełen obłędu natychmiast zagościł na jego obrzydliwych wargach. Przypominał wówczas pieprzonego Jokera. Fikcyjną postać kojarzoną z filmu o Batmanie.

— Mam dla ciebie niespodziankę, Śnieżko. Nie jesteś chyba zła na mnie o to, że tak się do ciebie zwracam, prawda? — pochylił się nad nią, mocno zaciskając swe paluchy na delikatnej szczęce. — A może chcesz bym zwracał się do ciebie, per suka? — Próbowała poruszyć głową, powiedzieć, aby przestał i ją puścił, lecz nie zdołała zmusić organizmu do żadnego ruchu. — Tak myślałem. — Szarpnął nią, a następnie przystawił własną dłoń pod sam nos, rozkoszując się zapachem przesiąkniętym Melanią.

Znów ten uśmieszek.

Żołądek zaciskał się w gruby supeł, wówczas ciałem zawładnęły torsje.

Mężczyzna, widząc reakcje kobiety, wyprostował plecy, po czym wstał i zaczął przechadzać się po pokoju z dumnie uniesioną głową.

— Śnieżka. Śnieżka. Ładnie, prawda? — Pogwizdywał pod nosem, świdrując oczami po suficie. Zachowywał się jak psychopata, ale doskonale wiedział, co robi. Była niemal pewna, że ułożony w głowie plan był dopracowany i dopięty na ostatni guzik. Nie potrafiła wyczytać z jego oczu niczego poza złem oraz obłędem.

Niespodzianka? Absurd! — Coraz bardziej obawiała się, że nie dożyje następnego dnia.

— W dupie mam twoje niespodzianki, pieprzony pojebie. Kim jesteś, czego ode mnie chcesz? — wypaliła nagle.

— No proszę, jaki cięty języczek. A ja myślałem, że jesteś niemową. Mówią na mnie Czarny. Hmmm... To chyba ze względu na maskę. Niemniej jednak nazywam się Kaszpirski. Byłem pewien, że już kiedyś mnie poznałaś. — Stojąc tyłem, włożył rękę do kieszeni spodni, po czym wyjął z niej paczkę papierosów oraz zapalniczkę. W krótkim czasie pomieszczenie wypełniło się chmurą śmierdzącego dymu. Zakasła raz, drugi, trzeci, kiedy poczuła woń drapiącą ją w przełyk. — Jesteś bardzo podoba do niej, wiesz? — Odwrócił się przodem, dotykając opuszkami palców zakrytej brody. — Twoje ciemne włosy i ta jasna, niemalże porcelanowa cera. Niewiarygodne. — Zachwycał się nią, a ta myślała, że za chwilę zwymiotuje swoimi wnętrznościami. — Wykapana Alicja — dodał, myśląc nad czymś przez kilka dobrych sekund.

— Co z nią zrobiłeś? — Głucha cisza okryła wnętrze swoją niewidoczną peleryną, sprawiając, że Melania niemalże słyszała bicie własnego serca. Imię matki, wypowiedziane z ust tego drania, było niczym tępe ostrze, które przebijało ją na bez mała na wylot. — Mów! — pisnęła.

To on stał za zniknięciem kobiety. Nie miała już co do tego żadnych wątpliwości. Bardzo chciała wierzyć, że ona wciąż żyje.

— A ja myślałem, że jesteś martwa. Bolek nieźle to wykombinował, prawda? — Wypuszczając z ust ostatni kłęb dymu, zgniótł w palcach peta, rzucając go na podłogę. — Biedak. Szkoda, że tak fatalnie skończył.

Dostrzegła na ustach mężczyzny triumfalny uśmiech. Wiedziała, że to nie wróżyło niczego dobrego. Z tylnej kieszeni ciemnych spodni wyjął małą, szklaną fiolkę. Wypełniał ją jakiś płyn z pływającymi w nim małymi drobinkami. A może miała już halucynacje i to wcale nie były drobinki, a jedynie jasne plamki, które widziała przed oczami?

Otworzył ją, przekręcając zakrętkę. Uwolnił tym samym silny, gorzki zapach, który natychmiastowo dotarł do wrażliwych nozdrzy brunetki. Nie wiedziała, co zawierał szkło, jednak szybko przyswoiła sobie, że jej zawartość była przeznaczona dla niej.

Jeśli tak wyglądało piekło, to w istocie rzeczy właśnie do niego trafiła.

Czerwona Parasolka - ZakończonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz