Rozdział 14

231 12 20
                                    



— Poznałem go w bardzo dziwnych okolicznościach. — Zatrzymał się tuż obok niej i założył ręce na piersi. Imponująca klatka piersiowa poruszała się podczas każdego wdechu. Pomimo że sprawiał wrażenie spokojnego i opanowanego, w rzeczywistości wyglądał nieco inaczej. Był cholernie spięty. Czy powodem była piękna kobieta, która stała u jego boku? A może temat, który poruszył okazał się być dla niego zbyt trudny? — Wtedy, gdy złapałem kapcia wracając wieczorem z Niepołomic, pamiętasz? — przekręcił lekko głowę w jej stronę, doszukując się jakiejkolwiek reakcji. Kobieta milczała. Przytaknęła jedynie głową, pocierając odruchowo swoje ramię, zupełnie jakby odczuwała chłód. Był skłonny w to uwierzyć, gdyby nie fakt, że w pomieszczeniu było naprawdę ciepło. Chciał ją dotknąć, ale natychmiast wyrzucił z głowy tę myśl. — Byłaś taka zaspana, kiedy odebrałaś telefon. Mruczałaś słodko, a ja zacząłem mieć straszne wyrzuty sumienia, że zbudziłem cię ze snu. — Na to wspomnienie na męskich ustach zagościł niewielki grymas. — Po zakończeniu naszej rozmowy kilkanaście minut siłowałem się ze zmianą koła, klęcząc na żwirze jak debil. Niespodziewanie zaczął padać deszcz. Przeklinałem jak szewc, bo cholerne śruby nie chciały za nic puścić. Kiedy poczułem, że opady nagle jakby ustąpiły, odwróciłem się odruchowo za siebie i niemalże dostałem zawału, gdy dostrzegłem, że nade mną stoi jakiś mężczyzna z parasolem. Facet dosłownie wyrósł z ziemi. Nie miałem zielonego pojęcia skąd się wziął. Nawet nie słyszałem, aby nadjeżdżało jakieś auto. Przez kilka minut zachowywał się jakoś dziwnie, ale kiedy zaoferował pomoc, ciężko mi było odmówić.

— Nie rozumiem, dlaczego to przede mną ukryłeś — westchnęła ciężko.

— Nigdy nie wierzyłem, że to spotkanie było czystym zbiegiem okoliczności. Już od jakiegoś czasu przeczuwałem, że ktoś śledzi każdy mój krok. Nigdy ci o tym nie mówiłem, bo obawiałem się o twoje bezpieczeństwo — rzekł z troską.

— Moje bezpieczeństwo, przecież on...

— Tak, Mel, ale nie znałem go, a on od samego początku zaczął o ciebie wypytywać i opowiadać szczegółowe wydarzenia z twojego życia. Musiałem być naprawdę bardzo ostrożny.

— Dlaczego mnie to nie dziwi? Przecież Bolek wiedział więcej o mnie niż ja sama — powiedziała bardziej do siebie niż do przyjaciela.

Ewidentnie dało się odczuć, że Tobiasz silił się ze swoimi emocjami. Aby je rozładować, podszedł w miejsce, gdzie wisiała jego kurta, po czym przeczesując nerwowo kieszenie, odnalazł paczkę papierosów. Wyjął jednego, kolejno zaciskając go pomiędzy wargami, i sięgnął po zapalniczkę, po czym obrócił ją w palcach. Podążając w stronę kobiety, przystanął, wyciągając z ust kiepa.

— Będziesz zła jeżeli w twojej obecności... — Nie dokończył, ponieważ ta automatycznie zwróciła ku niemu swój wzrok, mówiąc:

— Ty palisz? — Nie przypominała sobie, aby Tobiasz kiedykolwiek sięgnął po to świństwo. Najwidoczniej rozłąka zmieniła jego nawyki.

— Zdarza mi się czasami. — Wzruszył obojętnie ramionami, ponieważ nie widział w tym niczego złego.

— Jeśli zmusza cię do tego okoliczność i nie możesz nad tym zapanować... — skrzywiła się, a następnie podeszła bliżej okna i uchyliła je, aby wpuścić do pomieszczenia trochę rześkiego powietrza. — Nie będę cię powstrzymywać — dodała po chwili, nie kryjąc swojego niezadowolenia. Nie potrafiła zataić, że nie cierpi tego ohydnego zapachu.

Mężczyzna bez zbędnych słów podpalił papierosa, natychmiast zaciągając się nikotynowym dymem, który w ekspresowym tempie dotarł do jego płuc. Czy poczuł ulgę? Oczywiście, że nie. Wówczas kiedy zauważył, że Melania oddala się w stronę łazienki, ruszył za nią. Po drodze wcisnął peta w ziemię w doniczce i chwycił ją za rękę, odwracając w swoją stronę.

— On chciał, aby nasza znajomość pozostała tajemnicą. Prosił mnie, abym dla twojego bezpieczeństwa nic ci nie mówił. — Chciał jej to wytłumaczyć, jednak nie wiedział, w jaki sposób ma to zrobić. — Złapał ją za obydwa policzki i spojrzał głęboko w akwamarynowe oczy. Melania ze spuszczonymi wzdłuż tułowia rękoma stała niczym posąg. Jej usta wykrzywiały się w dziwnym grymasie. Powodem tego był nikotynowy zapach, który wydobywał się z męskich ust. Nie miała jednak odwagi, aby powiedzieć mu to wprost. — Może to głupio zabrzmi, ale często miałem wrażenie, że on traktuje cię jak córkę. Naprawdę nie dostrzegałem niczego złego w tym, co robił, dlatego mu zaufałem, a i nawet pomagałem cię chronić — mówił, a ona wciąż bez słowa stała, nie poruszywszy się choćby na milimetr. — Byłaś krucha jak lód. Chwilami bałem się nawet ciebie dotknąć, aby nie zrobić ci krzywdy. Tak, jak teraz. — Chyba sam nie wierzył w to, co przed chwilą powiedział.

Melania rozchyliła lekko wargi, zupełnie jakby chciała coś powiedzieć. Z jej wnętrza jednak nie wypłynął nawet drobny jęk. Sprawiała wrażenie, jakoby coś ją blokowało od środka.

— Nie musisz nic mówić — powiedział po chwili, chwytając ją za dłoń, kolejno przystawiając do swojej twarzy, ucałował, delikatnie rozmasowując kciukiem. Podczas wykonywania owej czynności nie spuszczał z niej wzroku. — Wiem, że to wszystko cię przerasta, ale obydwoje damy jakoś radę, zobaczysz. — Chciał ją pocieszyć, natomiast wiedział, że i tak niewiele to da. Ważne, że próbował, prawda? — Ukryję cię, wyjedziemy daleko stąd. Nie pozwolę, aby ktokolwiek cię skrzywdził.

— Chcesz abyśmy uciekli za granicę? — szepnęła, marszcząc czoło.

— Jeśli będzie taka konieczność.

— Jak niby chcesz to zrobić? Nie mogę przecież wyjechać z kraju.

— Niemożliwe, zawsze staje się możliwym — zapewnił.

— Nie wiem czy to dobry pomysł.

— Czy mógłbym jeszcze raz zerknąć okiem na wiersz, który znalazłaś w kieszeni Bolka? — zapytał niepewnie.

— Tak, nie mam nic przeciwko, ale po co?

Kobieta spuściła głowę, po czym rozchyliła dłoń, w której przez cały czas ściskała świstek. Podała go Tobiaszowi, a ten bez zastanowienia chwycił papier i rozłożył, sunąc po nim wzrokiem. Chodząc po pokoju, w ciszy oraz skupieniu, analizował każdą literkę. Melania nie rozumiała, w jakim celu czytał go tyle razy. Chciał się w nim czegoś doszukać? Ale czego? Przecież treść nie zawierała niczego niepokojącego, ani wartego zwrócenia większej uwagi i zainteresowania. Czynność ta trwała jakieś kilka minut. Nim zdołał cokolwiek powiedzieć usiadł na skraju łóżka, kolejno spoglądając na przyjaciółkę opierającą się niedbale o krzesło.

— Nie rozumiem dlaczego tak długo śledzisz ten tekst — powiedziała.

— Czy możesz usiąść na chwilę przy mnie? — Wskazał miejsce obok siebie, układając dłoń na miękkiej narzucie.

Melania bez zastanowienia uczyniła to, o co ją poprosił. Patrząc na niego pytająco, skrzyżowała nogi, po czym przeniosła wzrok na kartkę, którą trzymał w ręku.

— Domyślasz się do kogo były skierowane słowa zawarte w tekście? — zapytała bez zastanowienia. Oczekiwała, że Tobiasz jakimś cudem skojarzył go z jakąś osobą z bliskiego otoczenia Bolka.

— On był dla ciebie, Mel — odparł jednym tchem, zatrzymując swe spojrzenie na jej twarzy.

— Żartujesz sobie? — prychnęła. — Przecież ja i Bolek... Skąd w ogóle taki pomysł?

— On to wszystko dokładnie przemyślał. Spójrz jeszcze raz na ten tekst. — Wystawił przed siebie papier w taki sposób, aby ta mogła ponownie zapoznać się z treścią.

— Patrzę i co? Nic nie widzę. Znam już go praktycznie na pamięć. — Miała ogromny mętlik w głowie, bo tak naprawdę nie miała pojęcia, o co mu chodzi.

— Naprawdę tego nie widzisz? — zapytał.

— Nie.

— Spójrz. — Wskazał palcem. — Poskładaj pierwsze, duże litery w każdym zdaniu. — Poinstruował kobietę.

Melania zmarszczyła brwi i spojrzała na niego pytająco. Za jego namową zaczęła składać wskazane litery. Ku ogromnemu zdziwieniu powstało jedno, proste słowo.

— P-I-W-N-I-C-A — rzekła cicho. — Jaka do cholery piwnica? Co to oznacza? — zwróciła się do mężczyzny.

— Nie wiem, ty mi powiedz.

Czerwona Parasolka - ZakończonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz