Rozdział 26

102 8 6
                                    

— Stać! Nie ruszać się! — Obcy głos błyskawicznie wypełnił całe pomieszczenie.

Melania nie potrafiła dostrzec sylwetki osobnika, który pojawił się we wnętrzu, ponieważ ciemność nieoczekiwane ogarnęła całą przestrzeń, uniemożliwiając dostrzeżenia czegokolwiek. Odgłos kroków rozbrzmiał, niczym stado rozpędzonych koni biegnących na oślep. Mężczyzna nie był sam.

— Kurwa, psy! — syknął goryl. Wnet brunetka poczuła ból spowodowany mocnym szarpnięciem za włosy. Bezdźwięczny ruch oraz szybka reakcja wystarczyły, aby zimny przedmiot natychmiast przywarł do lepkiej skroni pokrytej kroplami potu. Wielkie łzy niekontrolowanie trysnęły spod przymrożonych powiek i zaczęły spływać po bladej twarzy. Wiedziała, że to spluwa. Serce podeszło jej do gardła. Plan, który miała ułożony w głowie, nie wypalił, ale wciąż mogła działać, przecież wystarczył tylko jeden niewielki ruch, aby lina oplatająca nadgarstki opadła na podłogę. Musiała tylko poczekać na odpowiedni moment. — Rusz się, a zginiesz! — ostrzegł ją, a następnie odwrócił się porywczo w kierunku Kaszpirskiego. Otworzył usta, zupełnie jakby chciał coś powiedzieć. Aleksander zmieniwszy swoje wcześniejsze położenie, ściskał gniewnie w dłoni szklaną fiolkę, przeznaczoną dla swojej niewolnicy. Zarówno jak i jego towarzysz, on również sięgnął po broń, kierując ją w stronę nieproszonych gości. Wtenczas żarówka rozbłysła, a ostre światło zaczęło przez chwilę oślepiać wszystkich znajdujących się w pomieszczeniu.

— Strzelaj! — krzyknął Alek, sam przyszpilając Alicję do pobliskiej ściany. Szarpnął z całej siły za rękę i przytrzymał, przygotowując ją do kolejnej dawki narkotyków. — Strzelaj! To rozkaz! Na co czekasz?! — ryknął ponownie w stronę pomocnika, który jedynie przytaknął lekko głową. Matka Mel szlochała, jednocześnie próbując wyszarpać się z jego mocnego uścisku. Wierzgała nawet nogami, wprawiając w ruch łańcuch zawiązany wokół jednej z kostek. Bezskutecznie. Próby te poszły na marne. Kiedy cienka igła ukuła jej skórę, a zawartość strzykawki automatycznie została w nią wstrzyknięta, kobieta szybko utraciła siły. Zrobiła się spokojniejsza. Mięśnie zwiotczały. Zapadła w stan bliski obojętności, charakterystyczny do tego, po wniknięciu w krwiobieg owego świństwa.

— Rzućcie broń! Obydwaj! — wrzasnął mężczyzna ubrany na czarno, który jako pierwszy znalazł się w piwnicy. Był wyższy i niewiele chudszy od goryla. Nieco dłuższe pasemka włosów okalały jego szyję, a ciemny, niemalże czarny zarost wydłużał owalną twarz. Zarazem on, jak i dwaj towarzyszący mu mężczyźni, z rękoma wyciągniętymi przed siebie celowali w stronę napastników, przetrzymujących obydwie kobiety. Żaden z nich nie przypominał policjanta. — Ej, ty! — zwrócił się do osiłka, przesuwając się kolejno do przodu. Był bardzo ostrożny. — Połóż spluwę na ziemi i kopnij ją w moją stronę, potem puść dziewczynę, a daruję ci życie! — dodał hardo, nie spuszczając z niego wzroku.

— Jeszcze krok, a obiecuję, że ta suka zginie! — ostrzegł, mocniej przyciskając spluwę do skroni dziewczyny.

Każdy oddech stanowił dla niej nie lada wysiłek. Gardło miała bardzo wysuszone nieustającą walką o resztki tlenu. Co gorsza nie mogła znieść bólu, który niemalże rozrywał ją od środka. Musiała szybko działać. Językiem próbowała wypchnąć z ust śmierdzącą szmatę. Niestety, to nie było takie proste. Skrzywiła się i zacisnęła mocno powieki, w momencie gdy napastnik objął jej szyję od tyłu, przyciskając do siebie i pociągając w górę. Dusiła się.

Wytrzymaj! Wytrzymaj jeszcze trochę Mel! To dobry moment! Wytrzymaj jeszcze kilka sekund! — mówił głos w głowie. Organizm za wszelką cenę próbował się bronić. Ciałem zawładnęły torsje.

— Opuść broń! Porozmawiajmy! Jestem pewien, że na pewno się dogadamy!

— Kpisz sobie, psie?

Czerwona Parasolka - ZakończonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz