Rozdział 7

262 18 34
                                    

  

Dawno nie pamiętała tak silnych doznań, jakie zaczęły towarzyszyć jej w tamtej chwili. Z niewiadomego powodu mięśnie prężyły się pod skórą, przez co bijące w piersi serce znacznie przyśpieszało swój rytm. Bliskość mężczyzny spowodowała, że ciało wyzwalało niezliczone ilości energii oraz namiętności, wskutek czego całkowicie straciła rozum i poczucie kontroli nad sobą. To nie było normalne zachowanie.

Nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że było już grubo po północy. A przecież obiecała sobie, że poświeci mu zaledwie kilka krótkich chwil, trzymając go na dystans. Nie mogła tak po prostu ponieść się chwili.

Czując na plecach lekki chłód, ocuciła się nieco z amoku, w którym tkwiła dłuższy czas.

— Słyszysz to? — Uniosła palec wskazujący, wsłuchując się w dźwięk deszczu, dźwięcznie uderzającego o starą rynnę.

— Spokojnie, jesteś bezpieczna. — Nie próbował pozbyć się chrypki powstałej w swoim głosie. Pocierał subtelnie jej zmarznięte i obolałe stopy, pokryte gdzieniegdzie malutkimi pęcherzami. To było błogie uczucie, albowiem kobieta zaczęła odprężać się pod wpływem owego masażu. W momencie, kiedy ręce Tobiasza przesunięty się wzdłuż łydek, przez krótką chwilę wstrzymała oddech, błagając go w myślach aby nie powędrował wyżej. Spowodowałoby to wówczas poczucie pragnienia czegoś więcej. Wykorzystał chwilę nieuwagi i ujął jej jedwabiście gładką dłoń, kolejno składając na niej czuły pocałunek. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie powinna mu ulegać. Czy była w stanie oszukać własne serce? I uciec, gdzie pieprz rośnie?

— Wracajmy już, proszę. Pogoda się popsuła — palnęła bezmyślnie, doskonale wiedząc, że to nie najlepszy pomysł. Na zewnątrz ewidentnie zanosiło się na burzę. — To zabrnęło zbyt daleko. Nie powinnam była do tego dopuścić. Miało nie być żadnych podchodów, tymczasem pozwoliłam ci na zdecydowanie zbyt wiele.

Odsunęła się od niego i wnet poczuła pustkę. Odnalazła swoje szpilki, kolejno zaczynając wsuwać je nerwowo na swoje nogi. Ręce drżały, a serce waliło jakoby miało wyskoczyć z piersi. W najmniej oczekiwanym momencie rozległ się głośny huk, przez co niemalże podskoczyła. Mężczyzna ponownie zmniejszył dzielącą ich odległość, a następnie pogładził jej plecy w taki sposób, aby ją uspokoić. Chciał, aby poczuła się przy nim bezpiecznie, tak jak przed laty.

— To nie jest najlepszy pomysł. Musimy przeczekać, aż wszystko minie. — Oczy dziwnie mu zalśniły, zupełnie jakby miał gorączkę. Pomyślała wówczas, że skutkiem tego mogłoby być czerwone wino, które zakupił w sklepiku. Butelka była już w połowie pusta. — Poza tym nie robimy niczego złego. To tylko masaż stóp i kilka lampek alkoholu.

— Niemniej jednak, nie powinniśmy. — Niespiesznie sięgnęła po swoją torebkę, kolejno wyjmując z niej telefon. Zerknęła na wyświetlacz, a następnie pokierowała swój wzrok pomiędzy szpary desek. Przez krótką chwilę ewidentnie zaczęła się nad czymś zastanawiać, czym zwróciła jego uwagę. — Jesteś pewien, że ten stary dach nie zawali nam się na głowę? — Był rozbawiony tymi słowami. Ona natomiast nie widziała w tym niczego zabawnego.

— Bez obaw. Znam się na tym — zapewnił.

— Oczywiście.

Musiała rozładować napięcie buzujące wewnątrz niej. Podniosła się więc z leżącej na sianie męskiej marynarki, po czym podparła ręką, sięgając po kieliszek wypełniony winem. Podeszła do jednej z drewnianych belek i jednym duszkiem wypiła jego zawartość do dna, odchylając w tył swoją głowę. W zaskakująco śmieszy sposób wykrzywiła swoje usta, po czym przymknęła powieki.

Czerwona Parasolka - ZakończonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz