Rozdział 8

263 14 14
                                    

Kilka długich dni błąkała się bez celu, reasumując przebieg ostatniego spotkania z Tobiaszem. Mężczyzna kilkukrotnie próbował się z nią skontaktować, lecz ta ewidentnie go unikała, gdyż po okolicznościach, jakie miały miejsce w stodole, nie potrafiła spojrzeć mu w oczy.

Po co w ogóle zgodziła się podać mu swój numer telefonu?

Chciała dać sobie czas na przemyślenia, albowiem uważała, że owej nocy dała się ponieść chwili, a procenty krążące w żyłach za bardzo uderzyły jej do głowy. Stwierdziła, że jeżeli będzie gotowa, sama się do niego odezwie. Miała nadzieję, że ten uszanuje to i nie będzie próbował tego zmienić.

Poranna kawa postawiła ją na nogi, a ciepły prysznic rozluźnił spięte mięśnie. Wielokrotnie próbowała skupić się na zwykłych czynnościach, jednak to nie było takie proste. Przed oczyma ciągle pojawiał się Tobiasz. W głowie nieustannie słyszała jego słowa, a kiedy zamykała powieki odczuwała jego ciepły dotyk. Miała wrażenie, że za chwilę popadnie w obłęd.

Oparła się o kuchenny kredens, a następnie sięgnęła po pachnący tost z serem, leżący na białym talerzu. Ugryzła kilka kęsów, czując jak jedzenie niemalże rośnie jej w buzi. Odłożyła nadgryziony posiłek, kolejno upijając łyk zielonej herbaty. Odruchowo wyjrzała przez okno. Znieruchomiała zauważywszy czarnego, terenowego nissana wyjeżdżającego na posesję. Długo nie myśląc, poderwała się z miejsca, kolejno pędem ruszyła w stronę szuflady, gdzie przechowywała broń. Chwyciła ją w dłoń i bez zastanowienia pobiegła do drzwi, aby zamknąć je na klucz. Oparła się plecami o zimną ścianę, łapiąc ciężko powietrze. Starała się opanować emocje, jednakże na nic się to zdało. Przez doświetlające korytarz okno, mogła dostrzec, kto wysiadał z auta. Wielkie zaskoczenie wymalowało się na twarzy, kiedy ujrzała sylwetkę Bolesława. Natychmiast odetchnęła z ulgą. Miała nadzieję, że jego przyjazd wiązał się z dobrymi wiadomościami, aniżeli tymi złymi.

Dlaczego nie uprzedził mnie wcześniej o swoim przyjeździe? — zastanawiała się przez moment.

Nie czekając, aż ten zapuka do drzwi, wyszła na zewnątrz. Prawym bokiem podparła się o drewnianą belkę umieszczoną na tarasie, dając tym samym chwilową podporę smukłej sylwetce.

— Witaj Melanio. — Pokonał stare schody, a następnie podszedł bliżej, objąwszy ją ojcowskim ramieniem. W prawej dłoni trzymał jakąś brązową, papierową torbę.

— Witaj, co ty tu robisz? — zapytała, odwzajemniając jego gest. — Nie uprzedziłeś mnie o swoim przyjeździe. Czy coś się stało? — Odsunąwszy się od niego, nerwowo splotła swoje dłonie, odczuwając lekkie napięcie wewnątrz.

— Myślisz, że moje wizyty wiążą się tylko i wyłącznie ze złymi wiadomościami? — zapytał, odwróciwszy się porywczo w stronę zaparkowanego na trawniku auta. Otworzył usta, jakby dalej chciał mówić, ale coś go hamowało. Nie wiedziała, jak zinterpretować jego gest.

— Mam nadzieję, że nie. Tak, czy inaczej mogłeś chociaż wcześniej zadzwonić. — Przez cały czas patrzyła na niego, sądząc, że zachowuje się jakoś dziwnie.

— Chciałem zrobić ci niespodziankę. Po ostatniej rozmowie byłem zaniepokojony twoim zachowaniem. Jesteś zła? — Spojrzał na jej zmieszaną twarz.

— Nie, skądże znowu. Nikt za tobą nie jechał? — Miała dziwne przeczucie, ale jakoś nie miała odwagi zapytać go o to wprost.

— Bez obaw. Byłem ostrożny. Zaprosisz mnie do środka? — wskazał na uchylone drzwi za plecami kobiety. — Chłodno dzisiaj, prawda?

—Tak. To prawda — szepnęła. Była jakaś zamyślona.

—Achhh.... — Machnął ręką. — Zapomniałbym. Proszę, to dla ciebie. — Zatrzymał ją, zanim przekroczyła próg. Odwróciła się przodem do niego i spojrzała na papierową torbę.

Czerwona Parasolka - ZakończonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz