Rozdział 9

268 14 19
                                    

Chłodne powietrze było ciężkie niczym płyta z marmuru. Cisza rozchodziła się wokół całej przestrzeni, docierając do najmniej widocznych miejsc. Nie było słychać nic, poza jego ciężkim oddechem. Niewidoczna, a zarazem maleńka mgiełka nadziei, sunęła wolno w stronę mężczyzny, zupełnie jakby była zmęczona dalszymi zmaganiami. Bolesław, dumnie oparty o drewnianą belkę na werandzie, wyglądał dość spokojnie, jak gdyby bez pamięci zatracał się w spokoju bezchmurnej nocy. I chociaż widoczność ograniczała się do minimum, Melania doskonale widziała kłęby dymu wydobywające się z jego buzi. Duszący odór tytoniu docierał do nozdrzy kobiety, drażniąc je pod każdym względem. Nieprzyjemny zapach zmusił ją nawet do wstrzymania powietrza na kilka sekund. Odruchowo przystawiając dłoń do ust, zrobiła krok w tył, chcąc zawrócić do domu, lecz kiedy nagle do uszu dotarł męski głos, przystanęła, ponownie odczuwając dziwny niepokój wewnątrz siebie. Padające promienie światła spoza lekko uchylonych drzwi, oświetliły wąski fragment desek werandy.

— Zaczekaj. — Pomimo wypowiedzianych słów, jego sylwetka, wciąż zwrócona do niej tyłem, nie poruszyła się choćby na milimetr. — Nie możesz zachowywać się tak, jakby mnie tu w ogóle nie było. Wiem, że powinnaś była się wcześniej o tym dowiedzieć, ale uwierz mi, im mniej wiedziałaś, tym lepiej. —Wyrzuciwszy niedbale niedopałek, zgniótł go butem, jakoby wstrętnego robaka, kolejno przekręcił lekko głowę, kierując swój wzrok na kobietę. —Pragnąłem twojego dobra, a w szczególności bezpieczeństwa. — W skupieniu oczekiwał na jakąkolwiek odpowiedź. Niestety. Melania milczała, albowiem nie potrafiła ukryć przed nim faktu, że w sercu ciągle nosiła urazę. Okryta w puchowy koc próbowała szczelniej otulić swą sylwetkę i w jakiś sposób ukryć drżenie ciała. — Czasami zdarza nam się robić rzeczy, które za każdym razem ściągają na nas kłopoty — mówił dalej, mając nadzieję, że ta w końcu się do niego odezwie. Usiadł na jednym ze schodków. — To jest jak stryczek, który zaciska się wokół szyi i uniemożliwia prawidłowe oddychanie. Mimo wszelakich utrudnień starasz się być twardy i brniesz w to dalej. Dlaczego? Bo przecież robisz to dla kogoś. Nie zwracasz uwagi nawet na tykającą bombę, która odlicza ostatnie sekundy twojego życia.

—Nie rozumiem do czego zmierzasz — powiedziała, marszcząc swe czoło. Zrobiła kilka kroków w przód, dogłębnie analizując jego wypowiedź. Nie potrafiła wyjaśnić, dlaczego nagle zapragnęła rozgrzebywać szczegóły, o których nie miała zielonego pojęcia. Być może podświadomie liczyła na to, że w jego słowach doszuka się jakiegoś drugiego dna.

— Chcę abyś mi zaufała. Zrozum, ten drań to bardzo niebezpieczny człowiek. O ile w ogóle można go tak nazwać. To bestia w ludzkim ciele. Nie masz zielonego pojęcia, czym się zajmuje i ile przestępstw oraz zbrodni ma liście. On już dawno nie posiada sumienia. To diabeł. — W momencie, kiedy to powiedział, Melania usiadła tuż obok niego. Doskonale zdawała sobie sprawę, że grozi jej niebezpieczeństwo.

— Wiem, że jest mordercą. Przez niego straciłam rodzinę, a moje życie... no cóż, stało się jednym wielkim... — nie dokończyła. Najprawdopodobniej nie chciało nawet przejść jej to przez gardło. Westchnęła ciężko, unosząc głowę ku niebu.

— Nie mów tak. Żyjesz. Twoja matka najprawdopodobniej również. Zrobię wszystko, aby ją odnaleźć, a ciebie uchronić przed złem.

— Zatajasz przede mną tak ważne rzeczy — stwierdziła z wyrzutem.

— A nie przyszło ci do głowy, że w ten sposób chcę cię chronić?

— Chronić...— powtórzyła, biorąc głęboki wdech. — Coraz częściej wydaje mi się, że jestem pionkiem w jakiejś pieprzonej, nieznanej mi grze. — Wyprostowała nogi, zaciskając w obu dłoniach koc. — A może jest coś jeszcze, o czym powinnam wiedzieć? — Była

Czerwona Parasolka - ZakończonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz