Ten

3.3K 300 165
                                    

*David*

Na początku była okropnie zła, że zgodziła się wsiąść ze mną do tego samochodu. Z jej ust wychodziły wszelkiego rodzaju wyrazy, niekoniecznie składające się w zrozumiałe zdania. Nie żebym nie starał się jej zrozumieć, naprawdę próbowałem, ale jedyne co zdołałem to to, że nie rozumie, jak mogła tak po prostu ze mną pójść, skoro to ja jestem powodem większości tych problemów. Starałem się nie analizować tych słów za bardzo, bo była pijana, a co za tym idzie, większość jej słów mogła być po prostu przypadkowa. Liczyłem się z tym, co w ludzkim organizmie powoduje alkohol.

Mimo wszystko, kiedy tak jadąc samochodem, patrzyłem na opustoszałe drogi, do moich myśli wkradły się retrospekcje naszych wspólnych chwil sprzed kilku miesięcy. Naprawdę ją to jeszcze ruszało? Przecież sama nie dała mi szansy. Mimo wszystko, to ja byłem tu bardziej pokrzywdzony, chociaż odkąd miejsce u mojego boku zajęła Bethany, przestałem to tak postrzegać.

Zanim się spostrzegłem jej głowa bezwładnie opadła na fotel. Oddychała dość gwałtownie, głośno wypuszczając powietrze z ust. Blask świateł latarni pozwolił mi zobaczyć ślady tuszu na jej policzkach. Płakała. Tylko przez kogo? Kto mógł jej coś zrobić?

Po piętnastu minutach drogi zaparkowałem przy starym, drewnianym domu, w którym jeszcze paliły się światła. Kiedy tylko wysiadłem z samochodu, ujrzałem wybiegającego z bramy dużego beagla, a za nim, powoli kroczącą, starszą panią w szlafroku. Przykucnąłem, czule witając się z psem, plączącym mi się pod nogami. Mimo swojego wieku, nadal pozostawał bardzo energiczny.

— Kawalerze, a co ty tu robisz o tej porze? — Babcia Nadine z wałkami na głowie i z laską w ręku, podeszła do mnie, żeby mnie uściskać.

— Długa historia, babciu. A mogę wiedzieć, czemu ty nie śpisz o tej godzinie?

— Maraton mojej ulubionej hiszpańskiej telenoweli leci w telewizji. Wiesz, Marcus nadal boi się powiedzieć Priscilli, że zdradził ją z Jade. A ja koniecznie muszę wiedzieć, jak to sie skończy. Masz szczęście, że przyjechałeś idealnie na czas reklam — opowiedziała z przejęciem. — Chodź, zaparzę ci herbatki i opowiesz mi co się stało, a przeczuwam, że może być ciekawie.

Mimo że było ciemno, dostrzegłem w oczach babci znajomy błysk. Uwielbiała słuchać o wydarzeniach z mojego nastoletniego życia. Mawiała, że wtedy czuje się nieco młodziej.

— Tylko, że... Mam jeszcze jedną prośbę... — Staruszka obróciła się w moją stronę nieco zdziwiona, opierając się na lasce.

— Nie krępuj się, zniosę wszystko. Twój ojciec w młodości wyprawiał różne cuda, nic mnie nie zadziwi.

Szczerze mówiąc jakoś średnio wyobrażałem sobie Johna Levine - cenionego i poważnego prawnika jako typowego "bad boya" w czasach liceum. A ponoć właśnie taki był. Tak przynajmniej wynikało z opowieści babci. On sam nigdy nic nie mówił o tym okresie, ucinał temat, twierdząc, że był jednym z najlepszych uczniów w klasie.

— Mam w samochodzie moją nieco pijaną, śpiącą koleżankę. Mógłbym ją może u ciebie przenocować?

Babcia zaklaskała w dłonie, omal nie tracąc równowagi. Na szczęście w porę ją przytrzymałem.

— Nareszcie poznam tą twoją Betty! Nieważne, że pijana, jakoś damy radę.

— Tyle, że to nie Bethany... — odparłem nieco ściszonym tonem.

— Davidzie, czy ty chcesz powiedzieć, że bawisz się w te słynne trójkąty? Czytałam w gazecie, że to nie jest zbyt...

— Nie, babciu. Nic z tych rzeczy, naprawdę. Kim to moja bliska koleżanka. Spotkałem ją nieco roztrzęsioną i stwierdziłem, że nie powinienem jej samej zostawiać. — mówiąc to, spojrzałem na śpiącą w samochodzie blondynkę, której głowa jeszcze niżej zjechała w dół.

Pokochać College [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz