Twenty One

2.7K 212 92
                                    

— Clinton College to jeden, wielki, jebany żart! Ta cała dyrekcja sięga dna. Nie, to się w głowie nie mieści. No nie mogę po prostu.

Kayla zwołała nas do swojego pokoju kolejnego dnia, a raczej tego samego dnia późnym popołudniem. Była wściekła i chodziła w kółko po pomieszczeniu, mówiąc coś pod nosem. Prawdopodobnie mówiła do nas, chociaż odnosiło się wrażenie, że jednak sama do siebie, bo naprawdę ciężko było zrozumieć cokolwiek z tego, co mamrotała.

— Kayla, usiądź, błagam cię.

— Ale ja nie mogę, Paige! No cholera, nie mogę! Zwariuję zaraz. — Brunetka kucnęła i bezradnie wplotła ręce w swoje włosy.

— Bez dramaturgi, siostro. Ojciec, wystarczająco nam jej dostarczył — stwierdził teatralnie Kyle, wyciągając z kieszeni papierosa. Bliźniaczka podniosła głowę i spojrzała na niego z irytacją.

— Nawet się kurwa nie waż tu... A zresztą, walić to. Wszystko mi jedno. — Kyle wyszczerzył się i drugą ręką sięgnął do kieszeni po zapalniczkę.

Siedziałam na kanapie razem z Heather i Paige, bezradnie wpatrując się w poczynania Kayli. Nie miałyśmy pojęcia, co się stało. Domyślałyśmy, że może chodzić o sprawę z nocy, bo o niczym innym się tu dziś nie mówiło. Większość dnia uczniowie przesiedzieli w pokojach, żeby nie przeszkadzać policjantom w pracy i gromadzeniu poszlak. Byliśmy też przesłuchiwani, owszem, ale cała ta akcja była jakaś taka nijaka. Można było odnieść wrażenie, że nikomu nie zależało na rozwiązaniu sprawy, a na szybkim zakończeniu formalności.

W sumie sam nie wiem, może to tylko moje odczucie.

— To zaczniesz mówić, czy ja mam? — odezwał się Whitford.

— Lepiej ja, bo ty przynudzasz, jak coś opowiadasz.

— A ty dramatyzujesz, i? — Kayla przewróciła oczami.

— Dobra, zacznijmy od tego, że Cody i Shawn wrócili jeszcze w nocy, byłam wtedy u ojca, czekałam na rozmowę z nim, a oni, jak gdyby nic się nie stało, przyszli do jego gabinetu, mówiąc, że chyba chciał się z nimi widzieć. Ojciec spytał, gdzie byli, a oni wtedy wymyślili taką śpiewkę, że sobie nawet nie wyobrażacie. — Kayla westchnęła ciężko i przetarła twarz dłonią.

— Siostra się załamała, więc ja powiem. — Kyle wypuścił dym z ust. — Shawn powiedział, że musiał pomóc Cody'emu się pozbierać, bo zostawiła go dziś dziewczyna i biedny zaczął mieć myśli samobójcze, więc poszli się przejść, zjedli pizzę. Nawet paragon ojcu pokazali.

— Kayla, czy...

— Tak, to prawda, zerwałam z nim wczoraj — powiedziała szybko, nie dając dojść Heather do słowa. — Ale nie był załamany, śmiał mi się w twarz, opluł mnie wręcz. Załamać to się powinnam się cholera ja! Ja nic złego na niego nie powiedziałam, nic. A on? Potraktował mnie jak zwykłą szmatę. Jakbym nic nigdy dla niego nie znaczyła!

— Wracając, ojciec im uwierzył. Uwierzył im, bo zobaczył jebany paragon, czaicie? Jeszcze zaczął pocieszać Cody'ego, że w pełni go rozumie.

— I to mi się kurwa oberwało, dziewczyny. Że jestem egoistką, nie szanuję uczuć innych, że biedny Cody Cooper mógł sobie przeze mnie zrobić krzywdę.

— Nie wierzę w to, co słyszę. Przecież to jest jakieś chore. — Paige pokręciła głową z niedowierzaniem.

— Dzięki, Kyle. Ja opowiem dalszy ciąg — zwróciła się do brata Whitford. —  Oczywiście ojciec rozmawiał też z tamtymi chłopakami. Chodziło im o to, że Shawn i Cody często dla zabawy znęcali się nad niektórymi. Wiecie, zabawa w wyłudzanie pieniędzy i takie tam. Coś jak w podstawówce czy liceum. Mimo tego co ojciec usłyszał od tych chłopaków nie powiązał tego ze śmiercią Alexandra. No, bo wyłudzanie pieniędzy a zabicie kogoś? To się wcale nie łączy.

Pokochać College [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz