Twenty Five

2.3K 188 129
                                    

Po spotkaniu z ojcem wróciłam do collegu "lżejsza". Wsparcie jakie okazała mi Kayla oraz jej rodzina były naprawdę wspaniałe. Rozmowa z Diego również wiele mi dała. Czułam, że otworzyła mi furtkę do zawarcia z nim zgody i zaakceptowania go w najbliższej przyszłości.

Z tym jednak pomału, było coś znacznie ważniejszego.

Sprawa, która już nie powinna czekać, nawet na moment. Non stop mówiłam sobie, że to nie jest odpowiedni czas, że jeszcze nadejdzie odpowiedni, że nie chcemy nikogo tym obarczać.

Wyciągnęłam bardzo cenne wnioski z własnych słów, przez ciąg wydarzeń, które się ostatnio zdarzyły.

Niczego nie powinno się odkładać na później. Teraz albo nigdy.

Moja przygoda z Davidem ciągnęła się od ponad roku. Oboje cały czas błądziliśmy obok siebie, starając się o siebie nawzajem. Żadne z nas jednak nie potrafiło postawić kropki na końcu i podjąć jednoznacznej decyzji.

Nie chciałam dłużej czekać. Nauczyłam się, że ten odpowiedni moment nie nadejdzie nigdy, a życie nie jest bajką i jakieś problemy będą zawsze. Mniejsze, czy większe.

Sygnał podczas oczekiwania na połączenie, spowodował u mnie szybsze bicie serca. Siedziałam skulona na parapecie, opatulona szlafrokiem. Wpatrywałam się w spływające po szybie krople deszczu, a w mojej głowie toczyła się bitwa myśli.

— Kim?

Jego głos spowodował, że przez chwilę się zawahałam.

— Hej, David. Masz chwilkę? Chciałabym się z tobą spotkać. W sensie teraz nie, bo pada i jest no... mokro. Ale... — Czułam jak moje policzki zaczerwieniły się z zawstydzenia.

Od kiedy miałam tak wielki problem z wysłowieniem się przy nim? Co się tak nagle zmieniło?

— Stało się coś?

— Nie... Chociaż właściwie to... tak. Sądzę, że to nie powinno dłużej czekać. Chcę porozmawiać o nas. — Serce biło mi jak oszalałe, oddech również zdecydowanie przyspieszył. 

— Przepraszam cię za to z Diego, za to z Betty, jestem cholernym kretynem...

— David, przestań mnie przepraszać. Skończmy to w końcu i porozmawiajmy jak dorośli nim będzie za późno. Nie chcę żadnych przeprosin, czy słów rzucanych na wiatr. Wyjaśnijmy sobie to w końcu. Idealnej pory nie znajdziemy nigdy.

— Jestem u babci. Spędzę tu najbliższy weekend, spotkamy się w niedzielę wieczorem? Chciałbym szybciej, ale już jej obiecałem pomoc, zadzwoniła dziś do mnie i...

— Spokojnie, dwa dni dam radę poczekać. Nie przejmuj się.

— Mam się czym przejmować. W ostatnim czasie zachowywałem się strasznie, wyżywałem się na tobie...

— Daj spokój, ostatni czas jest dla nas wszystkich zdecydowanie jednym z najcięższych. Przebrniemy.

— Jesteś dla mnie cholernie ważna, Kimberley. I czasem mam wrażenie, że nie zasługuję na ciebie.

— Dobrze, że to nie ty o tym decydujesz — stwierdziłam z lekkim rozbawieniem, ale i lekkim wzruszeniem. Bardzo poruszyły mnie te słowa.  — To do zobaczenia w niedzielę.

— Do zobaczenia.

Z uśmiechem na ustach i zarumienionymi policzkami położyłam telefon na kolanach. Po chwili głowa Heather z turbanem na głowie wyłoniła się zza drzwi łazienki.

— Nie żebym podsłuchiwała, ale pogodziliście się już? Spotykacie się?

— W niedzielę, jest u babci.

Pokochać College [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz