Twenty

2.6K 217 75
                                    

— Spytam raz jeszcze. Co tam się stało? — Profesor Whitford spoglądał na nas uważnie spod swoich okularów. 

Westchnęłam ciężko i spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. Dochodziła jedenasta wieczorem, a co by to dla nas znaczyło? A no to, że siedzimy tutaj już dobrą godzinę. Warren zadawał nam setki pytań, na które żadne z naszej trójki nie znało odpowiedzi. Byliśmy w takim samym szoku jak on, co tu więcej mówić. Wyszłam się przewietrzyć, żeby poukładać sobie kilka rzeczy w głowie, a zamiast tego dostałam jeszcze większy mętlik. Mogłam się tego spodziewać. U mnie zawsze musi się coś dziać.

— Profesorze, my naprawdę nie mamy z tym nic wspólnego — powtórzył po raz kolejny David.

— Nie wciskaj mi kitu. Kłóciliście się stojąc niedaleko, nie uwierzę, że to przypadek. 

— Mówiliśmy panu, jak to było. Ja sobie rozmawiałem przez telefon, a Lovelace i Levine wyszli akurat zza budynku, a raczej z kantorka woźnego, gdzie się... no wiadomo i...

— Prosisz się, Hayes. Zdajesz sobie z tego sprawę? — W tamtym momencie naprawdę się cieszyłam, że tych dwóch nie siedzi obok siebie. Chociaż osaczenie mnie przez nich też nie było jakieś super, ale lepsze to niż jakby mieli się pozabijać.

Shawn uśmiechnął się głupkowato na słowa Davida, po czym mrugnął do mnie. Wywróciłam oczami, założyłam ręce na piersi, po czym westchnęłam ciężko, błagając w myślach o jak najszybsze rozwiązanie tej sprawy. Obecność Shawna nie wpływała na mnie zbyt dobrze.

— Clinton College, mówi Warren Whitford. Dzwonię w sprawie naszego podopiecznego...

— Shawn, do kurwy, przestań fisiować i powiedz jak było, bo do jutra stąd nie wyjdziemy! — zwrócił się do Hayesa David, nieco ściszonym głosem, aby nie przeszkadzać Whitfordowi w rozmowie.

— Przecież byłem zdziwiony tak jak i wy, kiedy go zobaczyłem! O co ci chodzi, Levine?

— Moi drodzy, Alexander niestety nie żyje.

— Kto? — Hayes skrzywił się na słowa profesora.

— Alexander Rogers. Uczeń, którego znaleźliście.

— Chwila, bo nie do końca rozumiem. Znaleźliśmy martwego, czy jednak zabiliśmy? Bo odnoszę wrażenie, że siedzimy tu tyle czasu tylko dlatego, że pan snuł wobec nas jakieś podejrzenia — stwierdził zirytowany już David.

— Otrzymałem informację z analizy monitoringu. Wiemy już, że to żadne z was, jesteście wolni. Ale wolni tylko na jakiś czas, za jakieś dwadzieścia minut dyrektor chce zwołać apel. 

I to już? — spytałam w myślach i spojrzałam zdziwiona na Davida. Ten tylko wzruszył ramionami i skinął głową w stronę drzwi. 

— Tylko zjawcie się na tym apelu. Mam coś, co może was zainteresować! — krzyknął za naszą trójką Whitford, kiedy tylko opuściliśmy gabinet.

— Chyba nie bardzo rozumiem. Co ma nas zainteresować na apelu poświęconym czyjejś śmierci? Co za bzdety ten gość wygaduje. I jeszcze po takim czasie przesłuchwiań, ot tak nas wypuścił. Czy tylko dla mnie to jest jakieś bez sensu? 

David cały czas analizował. Ja, choćbym i chciała, nie mogłam. Myślałam o wszystkim naraz. O moim ojcu, o Diego, o Fortmanie, o tym chłopaku. Tych informacji było za dużo jak na jeden wieczór. Bynajmniej dla mnie.

— Heather jest u siebie? — Przystanęliśmy z Davidem na środku korytarza i odwróciliśmy się. Hayes w dalszym ciągu za nami podążał i jak zwykle zachowywał się, tak jak gdyby nic go nie obchodziło. Liczył się tylko on i jego sprawy. A no i momentami życie Heather, co akurat było nie do pojęcia. Chociaż nieco zdziwiło mnie jego pytanie o nią. Byłam pewna, że kiedy ja siedziałam sama w pokoju, ona była właśnie z Shawnem.

Pokochać College [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz