Prolog

2.5K 114 21
                                    

Odpalam kolejnego papierosa, zaciągam się nim, a następnie patrzę, jak wypala się między moimi palcami. Popiół leniwie opada na mokrą trawę. Pochylam się do przodu, opierając przedramionami o uda. Zaciągam się jeszcze raz i wypuszczam dym w stronę czarnego nagrobka. Po jednej jego stronie widnieje wyryty w kamieniu anioł, po drugiej – róża. Białe litery odznaczają się na tle błyszczącej czerni. Na płycie stoją świeże kwiaty oraz palą się dwa duże, kremowe znicze. Jeden z nich jest ode mnie.

– Dawno mnie nie było. Wybacz, proszę – mówię na głos, zupełnie nie przejmując się ludźmi krzątającymi się przy innych grobach. Grób, przed którym siedzę, jest zawsze zadbany. – Znów mi się życie poplątało, wiesz? Podobnie jak wówczas, gdy ciebie straciłem. Już wtedy ledwie sobie poradziłem, a teraz... – Przejeżdżam dłonią po włosach obciętych na jeża. – Upadłem na samo dno, chyba już niżej się nie da, ale stanąłem na nogi. Tylko dzięki moim przyjaciołom. Bo tylko na nich mogę liczyć, odkąd odeszłaś. – Przykładam papierosa do ust, żeby ponownie poczuć smak tytoniu. – Było źle. Naprawdę źle. Dużo nie brakowało, a spotkałbym się z tobą tam, gdzie teraz jesteś. W tym ponoć lepszym miejscu. – Przygryzam paznokieć kciuka. Sunę wzrokiem po nierównościach żłobień w granicie, układających się w imię. – Jednak zamiast być tam z tobą, jestem tutaj, jak widzisz.

Robię dłuższą przerwę. Dookoła panuje grobowa cisza. Zabawne, w końcu siedzę na cmentarzu.

– Dziś byłem na rozmowie o pracę – kontynuuję monolog, wbijając wzrok we własne dłonie. – Ostatni etap. Są mną zainteresowani. Poważna firma. Zaproponowali mi niezłą sumę, zważywszy na to, że od pewnego czasu byłem bezrobotny. Mam zacząć od września. Może tym razem tego nie spierdolę. Spójrz – prostuję się, wypinam pierś do przodu, próbując schować nieco odstający brzuch – nawet kupiłem na tę okazję nową koszulę. Joasia pomogła mi wybrać. I buty. – Wzdycham. – Czasem zazdroszczę Peterowi – dodaję, wypuszczając jednocześnie dym z ust. – Są do obrzydzenia szczęśliwi. Wiem, wiem, powinienem cieszyć się ich szczęściem, tylko jakoś tak – przecieram dłonią twarz – nigdy nie przypuszczałem, że będzie mi tak bardzo brakować tej stabilizacji, osoby, z którą bym mógł planować wspólne życie. Pamiętam, jak mówiłaś, że jestem tylko twój, że nikomu mnie nie oddasz... ale ciebie nie ma, a ja zostałem zupełnie sam. Moi przyjaciele mają własne życie, w które nie chcę wchodzić z butami. Peter i Joasia planują ślub, Filipowi i Ewelinie urodziło się pierwsze dziecko, a Arek... no, jego życie zawsze kopało w tyłek, ale chyba wreszcie jest szczęśliwy z Malwiną. Mnie pozostało gadać do pustych ścian i do nagrobków na cmentarzu.

Uśmiecham się krzywo. Spoglądam na papierosa, którego zaraz też będę musiał zgasić. Zaciągam się nim jeszcze raz.

– Ale nie poddam się. Będę walczył. – Podnoszę się z ławeczki, na której siedziałem tak długo, że aż nogi mi zdrętwiały. Podchodzę bliżej grobu, przy którym przykucam. Poprawiam znicz tak, żeby stał na środku. – Bo jeśli patrzysz na mnie gdzieś z góry, to chcę, żebyś była ze mnie dumna, mamo... – Przesuwam kciukiem po dolnej wardze, wciąż trzymając między palcami resztki papierosa. – Nie chcę, żebyś widziała we mnie tylko życiowego nieudacznika, który nie potrafi poradzić sobie z własnym życiem. Czuwaj nade mną, proszę, bo kolejny raz mogę się nie podnieść. Obiecałem ci, że będę silny. Słabo mi to wychodzi. Przez krótką chwilę sądziłem, że mogę być szczęśliwy, ale wszystko się spierdoliło, a los po raz kolejny ze mnie zakpił. Bez Marysi wszystko przestało się dla mnie liczyć. Myślałem, że jest mi pisana, ale chyba ja nie zasługuję na żadną kobietę...

Prostuję się i spoglądam z góry na grób, w którym leży najbliższa mi osoba na świecie. Minęło już tyle lat, że gdyby nie wyryta data, nie byłbym w stanie zliczyć, a ja czuję, jakby to było wczoraj. Każda głupota, jaką w życiu zrobiłem, każdy bunt, przez który przechodziłem, wszystko przez to, że śmierć odebrała mi ją za wcześnie. Ojciec popadł w rozpacz, rozpił się i jedyne o co potrafił dbać to jego firma i ten kamienny nagrobek. Zapomniał, że ma syna, który potrzebuje jego wsparcia. Nieważne, jak bardzo próbowałem mu o sobie przypomnieć, wdając się w pyskówki z nauczycielami albo w bijatyki w szkole lub na imprezach, on zawsze wybierał wódę zamiast mnie.

A historia lubi się powtarzać.

Następny papieros ląduje między moimi wargami. Odpalam go, osłaniając zapalniczkę od wiatru, który nagle się zerwał. To chyba byłoby na tyle z ładnej, letniej pogody...

***

Media: Bullet For My Valnetine "Place where you belong"


Drako wraca na Wattpada. Po mojej kolejnej nieudanej współpracy z wydawnictwem pozostał niesmak i żal. Kończyłam tę historię, bo to wydawnictwo od razu chciało ze mną podpisać dwie umowy... Plus jest taki, że ją skończyłam. Będę publikować w każdy piątek kolejny rozdział, a przynajmniej do czasu, dopóki nie uda mi się dla tej książki znaleźć innego wydawcy, co wcale nie jest takie proste, ale też nie czuję takiego parcia, ponieważ coś, co miało być spełnieniem moich marzeń (i chyba większości piszących osób) - czyli wydanie książki w papierze, okazało się wielkim rozczarowaniem.

Aż nasuwają mi się słowa piosenki "Bije dzwon" Clock Machine: "Niektóre marzenia zbyt szybko stają się prawdą"...

Ale nie ma tego złego... Zawsze uwielbiałam publikować na Wattpadzie, uwielbiam kontakt z czytelnikami i mam nadzieję, że mój profil tutaj znów odżyje, dzięki Drako, bo niestety na nowe historie brak czasu i weny.

Drako✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz