10.Public execution.

863 77 26
                                    

Dzień po rodeo.

Jest godzina 8:00, właśnie wróciłam na posterunek po ponownej inspekcji miejsca zbrodni.

Ten zwyrol Steven nawet nie żałuję tego co zrobił, według niego nie ma innego mistrza, prócz niego samego.

Nie mogę przestać patrzeć na fotografie prezentującą chwilę przed tragedią. Na twarzy mężczyzny brak emocji, a u chłopaka uśmiech. Uśmiech spowodowany zwycięstwem, po długich latach ćwiczeń. W tym jednym momencie zakończył się żywot człowieka. Nie wiem Czemu, ale zawsze gdy widzę uwiecznione momenty zbrodni jakoś mnie to wciąga, a bardziej moje myśli. To straszne, a zarazem ekscytujące i w pewien sposób hipnotyzujące. Nie wiem czy takie myślenie jest normalne, i wolę nie myśleć o sobie jak o jakiejś psychopatce, a jak o poprostu bardzo zainteresowanej szczegółami Pani Szeryf.

-I po chuj się tak gapisz w to zdjęcie? Podnieca Cię to czy jak?- krew zaczęła się we mnie gotować na te słowa.

-Ciekawe czy będzie Ci tak wesoło jak już zawiśniesz- nie miałam zamiaru ukrywać złowieszczego uśmiechu, co prawda nie lubię skazywać na karę śmierci, acz kolwiek dla takich oblechów jak on.

-Myślisz że się boję? Jestem Steven, Pierdolony mistrz Seagael, nikt nie pozwoli abym wisiał.

-I tu się zdziwisz. Ustale dziś date i godzinę Twojego zgonu i nawet brew mi nie drgnie.

-Uhu, już się boję paniusiu.- wywarczał przez zęby, napierając na kraty obiema rękami.

- Nie wkurwiaj mnie!- nie mogę już powstrzymać swoich emocji i mierze do faceta z rewolweru, lecz ten nie zmienia swojej pozycji, a wręcz zaczyna się szczerzyć na moją reakcję.

- No dalej.. zrób to, pociągnij za ten cholerny spust. Chociaż wątpię że to zrobisz, mała szmato.

-A żebyś się nie zdziwił..- już miałam zakończyć jego żywot, lecz znajoma dłoń i głos abym tego nie robiła mnie oprzytomniał.

- Nie warto Camila.. I tak zawiśnie, nie zasłużył na tak banalną i prostą śmierć. Proponuję z racji tego, że jest taki przemądrzały, zamiast na szubienicy z zapadnią wywiesić go na takiej, gdzie kopię się tylko stołek.- Odezwała się Zielonooka.

-Haha! Ten metody się już nie stosuje.- prześmiał komentarz kobiety mężczyzna.

-Hymm, dobry pomysł Lauren, w końcu to mój rewir i to ja ustalam zasady. Niech będzie, zrobimy to w starym stylu.- nie mogłam pchamować mojego psychopatycznego śmiechu, na który kobieta odpowiedziała tym samym.

-Świetny pomysł Pani Szeryf.

-C-coo? Nie możecie! To nie humanitarne!- przerażenie w jego oczach dawało się coraz bardziej we znaki.

-A to co ty zrobiłeś było humanitarne?. Nie wydaje mi się.

Postanowiłam jak najszybciej zwołać radę i zaproponować im jakie mam plany w stosunku do mężczyzny.
Z początku nie pawano optymizmem w stosunku do tego pomysłu, acz kolwiek po przedstawieniu sytuacji z dzisiejszego poranka zmienili zdanie. Szatynka towarzyszyła nam w tym zebraniu, co nie podobało się Shawnowi ani trochę. Nie mogłam jej nie wziąć- w końcu to ona złapała przestępcę i pomogła zamknąć go w celi, którą o ironio sama zajmowała jakiś czas temu. Skomentowała ten fakt słowami:"Tylko tam nie nasraj, nie chce żeby bardziej jebało jak wrócę".
Oczywiście dostała ode mnie piorunującym spojrzeniem za ten tekst, z czego nic sobie nie zrobiła i cmokneła w moją stronę w ten swój charakterystyczny sposób.

You're My Outlaw [Camren]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz