11.Konwojentka

907 73 19
                                    

Lauren POV.

Kolejny dzień pracy jako ochrona konwojów z przeróżnymi towarami.
Zabawne, kiedyś okradałam powozy, a teraz ich strzege, cóż za ironia losu. Ale teraz bynajmniej wiem jaka to żmudna robota i jak czuli się Ci których obrabowałam, strasznie wkurwiające są napady, szlak mnie trafia jak chcą mnie okraść.
Pocieszająca jest myśl, że nie muszę więcej grzebać we wnetrznościach zwierząt, nie mogłam znieść smrodu gnijących organów. Kto normalny trzyma tydzień mięso, którego i tak nikt nie tknie i to na pełnym słońcu. Ten rzeźnik to chyba jakieś fetysze miał na punkcie tego zapachu.

-Panno Jareguegi, może Pani do nas wrócić? Jest Pani w pracy, a nie w chmurach.- Pyrchnoł mój szefuńcio. Straszny z niego sztywniak, ale jedno trzeba mu zostawić: dobrze płaci i zna się na robocie.

-Taa, już wróciłam.- wywróciłam oczami.

-Cieszy mnie to, a teraz przypomnę wam dzisiejszy plan. Kierujemy się jak narazie dwadzieścia mil na północ. Nie podaje dokładnego kierunku i miejsca ze względów bezpieczeństwa.-tłumaczy.

-Przecież my to wiemy..- marudze.

-Wy tak, ale nasi nowi nie.

-Rzeczywiście, zapomniałam że przyjęliśmy ostatnio nowych- Dodałam, Po tym jak zostaliśmy przyskrzynieni podczas transportu amunicji. Wielu naszych odniosło obrażenia i jedna osoba nie przeżyła. To była żeź..

-A czego panna nie zapomniała? Od tego whiskey kobietą miesza się w głowach..- postanowiłam, że tego nie skomentuję. Wolę się skupić na swoim zadaniu.

Jechaliśmy spokojnie, nic się nie działo, co mnie niezmiernie ucieszyło. Nie miałam dziś nastroju na strzelanine do debili, zwłaszcza że zbliża mi się okres... Za jakie grzechy my kobiety musimy tak cierpieć? Te fajfusy faceci powinni to mieć, może nie byli by dzięki temu takimi dupkami. Chociaż dłużej się nad tym zastanawiając, jednak widok mężczyzny dramatyzującego jak baba w ciąży mógł by być nieznośny.

Odsunełam moje rozmyślania na temat facetów z okresem, gdy spojrzałam się przed siebie, ujżawszy piękno natury. Słońce ledwo wychylające się z nad horyzontu, wylewające swe promienie na korony drzew lasu, który znajdował się nieopodal nas, lekki wiatr kołysał nimi, jak również gęstą, wysoką trawą. To że nie jestem jakąś zbytnio wrażliwą osobą nie oznacza że nie umiem dostrzec piękna, choć nie jeden mi to zarzucał, w głębi duszy, pod tą całą skorupą "bandytki" kryje się ciepło, którego tak boję się okazać. Gdybym je komukolwiek pokazała, uznali by mnie za słabą, przestali się bać, nie respektowali by mnie tak jak robią to teraz, mimo że jestem kobietą i przyszło mi żyć w czasach gdzie nie ma szacunku do mojej płci, to ja wypracowałam sobie to sama.

You're My Outlaw [Camren]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz