8.

5K 105 15
                                    


Otworzyłam swoje powieki i spojrzałam na ciemność, która otaczała mnie wokół. Wstałam
wystraszona i poczułam ciało obok siebie.

- Wstałaś? - Usłyszałam męski, zachrypnięty głos - Czekaj - Zaczął się ruszać, a ja wystraszona siedziałam jakbym była sparaliżowana. Lampka na malutkiej komodzie została oświecona, a mi przed oczami ukazał się William, który był bez koszulki, ale w spodniach. Zerknęłam na siebie, ale miałam na sobie ubrania na co odetchnęłam z ulgą - Co tam ruda?

- Co ja tu robię? - Przejechałam dłonią po rudawych włosach - I do cholery z Tobą? Która godzina?

- Trzecia - Wzruszył ramionami i ziewnął - Spokojnie dzwoniłem do Twojej mamy i nie ma nic przeciwko, że nocujesz u mnie

- Zwariowałeś? - Krzyknęłam - Odwieź mnie natychmiast do domu! - Zarządziłam - Rozumiesz?

- Co tu robisz? - Spytał zdziwiony - A co? Wolałaś wrócić naćpana do domu? Żeby mamunia się na Tobie księżniczko zawiodła? - Powiedział z teatralnym zmartwieniem - Odwiozę Cię rano, a potem do szkoły pojedziemy razem

- Czemu to robisz? - Spytałam z poddaniem - I czemu mówisz do mnie księżniczka?

- Odwdzięczyłem się za to, że powiedziałaś pierwszy raz Will i, że chciałaś mnie wczoraj w łożku - Zaśmiał się

Wyszczerzyłam oczy i mrugnęłam kilka razy. Czy ja do cholery zgłupiałam do reszty?

- Żartuję Smith - Przewrócił oczami - Nie wyśpij się do szkoły, albo śpij nieznośna istoto - Wymamrotał i zgasił lampkę, a potem się położył i okrył kołdrą

Wzięłam głęboki oddech, a potem położyłam się obok niego, ale starałam się utrzymać dystans.

- Są Twoi rodzice w domu? - Zapytałam z ciekawości - Bo może przeszkadzam czy...

- Nie ma - Burknął - Nie musisz się tak wypytywać, jesteś tu to jesteś Smith - Syknął - Po prostu uznaj to za życzliwość i tyle

- Nie rozumiem - Przyznałam - Nie mogę zrozumieć o co Ci czasami chodzi - Burknęłam - Bierzesz narkotyki? - Wypaliłam

On zaśmiał się, a on obrócił się, aby widzieć mnie dokładnie. Odwróciłam się do niego patrząc na jego twarz, którą w ciemności prawie w ogóle nie dostrzegałam.

- Jesteś zbyt ciekawska - Zauważył znowu - Ale lubię Cię, chyba - Zaśmiał się - Śpij Smith

- Nie potrafię spać - Warknęłam - Chcę Cię zrozumieć teraz trochę Baker

- Nie w tym życiu księżniczko - Odpowiedział suchym tonem - Nie potrafiłabyś nawet kochana

- Wątpisz w moje możliwości? - Zapytałam z udawanym rozbawieniem. Ten człowiek był dla mnie w jakimś sensie zagadką, którą trudno rozgryźć

- W tym momencie? - Zapytał - Tak Tina, śpij - Szepnął ostatnie zdanie

Postanowiłam go nie męczyć i spróbować usnąć mimo, że czułam się dziwnie w jego towarzystwie.

***

- Wstawaj - Poczułam jak ktoś delikatnie mnie szturcha - Chyba, że nie chcesz iść szkoły - Poczułam przyjemny oddech na mojej szyi

Otworzyłam powieki i zobaczyłam Williama, który był przy mojej szyi, odsunęłam się od niego i spojrzałam na niego zaspanym wzrokiem.

- Dystans kolego - Powiedziałam zaspana - Która jest godzina? - Ziewnęłam

- Szósta, szykuj się - Burknął - Najpierw do Ciebie potem do szkoły - Powiedział obojętnie i zszedł z łóżka - Będę na dole szykował śniadanie - Uśmiechnął się przelotnie i opuścił mój pokój

Poszłam do łazienki żeby się trochę ogarnąć. Nie miałam przy sobie ciuchów na zmianę nawet... Kosmetyki miałam takie jakie posiadałam przy sobie w torbie. Stanęłam przed lustrem i spojrzałam na swój rozmazany makijaż i bladą twarz bo mój lekko założony podkład mi zszedł. Zmyłam zimną wodą z mydłem w płynie pozostałości makijażu. Spojrzałam na swoją twarz bez makijażu i wzruszyłam do lustra ramionami.

- Jak martwa - Szepnęłam pod nosem

Chwyciłam za szczotkę, która znajdowała się na małej, zgrabnej szafce. Rozczesałam siano, które znajdowało się na moich włosach. Potem wyjęłam z torby niewielką kosmetyczkę i przejechałam sobie naturalną pomadką po swoich ustach, zrobiłam rzęsy maskarą.

Po ogarnięciu się postanowiłam, że jestem w pełni gotowa żeby dołączyć do Williama w kuchni póki nie śmierdzi jeszcze spalenizną.

Opuściłam łazienkę i zeszłam na dół, przy okazji patrzałam na jego dom, który zapierał wdech w piersi. Był lepszy, niż dom Denisa i Bony.

Weszłam do kuchni gdzie stał William, który stał tyłem do mnie i przygotowywał herbatę. Na stole znajdowały się dwie miski z płatkami i mlekiem. Oblizałam usta widząc czekoladowe płatki, które kocham.

- Siadaj - Usłyszałam niski ton chłopaka. Spojrzałam na niego, który właśnie stawiał dwie herbaty tuż przy miskach - No siadaj Smith - Powtórzy i sam usiadł

Z uśmiechem usiadłam obok niego i chwyciłam za herbatę, aby się jej napić.

- Uważaj gorą... - Nie zdążył dokończyć bo odstawiłam natychmiastowo herbatę z, której upiłam tylko łyk - ca - Dokończył słowo

- Parzy! - Krzyknęłam - Kurwa, ja pierdole - Zaczęłam z bólu języka przeklinać

William zaśmiał się na moje słowa, a ja wstałam i podeszłam do jego kranu odkręcając go i wzięłam łyka wody z kranu.

- Smaczna chociaż ta woda? - Spytał z irytacją w tonie

- Napewno mniej parzy, niż ta herbata - Burknęłam i znów usiadłam - Jesteś cholernym idiotą, wiesz?

- Takiego mnie lubisz - Uśmiechnął się chytrzę - Wiem, że Cię denerwuję, ale lubisz to kurewsko

Spojrzałam na niego swoim głupim wzrokiem, a potem po prostu zaczęłam zajadać śniadanie, które przygotował, a przy okazji analizowałam jego słowa. Czy ja lubię Williama Bakera? Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, naprawdę...

•My Devil•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz