12. Namierzyli Cię.

821 23 2
                                    

Zgasiłem silnik i wyszedłem. Na siedzeniach z tyłu położyłem koc i moja kurtkę jako poduszkę. Obszedłem auto dookoła i otwarłem drzwi od pasażera.

-Chodź do tyłu. Prześpij się. - Pomogłem jej wyjść, a gdy ona była już w środku sam usiadłem na jej miejscu. Nogi położyłem na siedzeniu kierowcy, a głowę oparłem o szybę. Ciężko, ale da się spać.
Zamknąłem oczy, a z tyłu zaczęło się coś szurać.

-Harry? - Wyszeptała prawie niesłyszalnie.
-Hm? - Obróciłem się do niej. Nie leżała, a siedziała po turecku i patrzyła się na swoje stópki.
-Chce mi się siku. - Wyszeptała bawiąc się palcami.
-To idź. - zaśmiałem się cicho i wskazałem ciemny las.
-Jest ciemno... - Powiedziała cichutko.
-Mam z tobą pójść, tak? - Zachichotałem.
-Jeżeli możesz. - Spojrzała na mnie.
-Chodź. - Westchnąłem i otwarłem drzwi. Włączyłem latarkę w telefonie, a gdy Lily wyszła odrazu złapała mnie za rękę co było urocze. Powiedziałem, że ona jest urocza?!

Szedłem świecąc latarką pod nogi, żeby się nie wyjebać o jakiś badyl.

-Leć. - Puściłem ją, a ona odeszła kawałek i schowała się za drzewem. Świeciłem w tamto miejsce, ale byłem odwrócony, żeby się nie krempowała.
Na drodze między drzewami migało się czerwono-niebieskie światło. Cholera policja. Tylko tego brakowało.
Wtedy moj telefon zaczął wibrować.

-Co? - Szepnąłem.
-Gdzie jesteś?
-Tam gdzie widzisz.
-Kurwa siadaj i jedz jak najszybciej. Jadą w waszą stronę. Namierzyli cię.
-Co?! - Mało nie zakrztusiłem się powietrzem.
- Ruszaj się stary, masz mało czasu.
-Cholera. Ale dobra. Dzięki.
-Nie ma za co. - Westchnął i się rozłączył.

-Lily, chodź. - Zawołałem, a ona się nie odzywała. - Lily. - Powtórzyłem, a dziewczyna stała już obok mnie.

Wróciliśmy do auta.

-Nici ze spania. Musimy jechać. Znaczy ty sobie śpij. - Usiadłem za kierownicą, a Lily z tyłu.
-Harry, ja chcę do domu. - Wyszeptała.
-Jeszcze kilka godzin i będziemy w domu.
-W moim? - Zapytała z nadzieją.
-W moim. - odparłem smutno, tak jak ona. Miałem już jej coś powiedzieć, ale przerwał mi telefon.

-Jedziesz?
-Jadę.
-Stań! Stań i stój! Zgaś światła, wyłącz silnik i czekaj. Masz broń?
-Mam.
-To rób co ci każe.
-Dobra, może być las?
-Co kolwiek kurwa! - Wrzasnął.
-Dobra.

Rozłączyłem się i skręciłem w drogę do lasu. Wjechałem w głąb i zgasiłem silnik.

-Co się dzieje? - Zapytała Lily ze strachem w oczach.
-Nie bój się. - Położyłem rękę na jej kolanie.- Będzie dobrze. Zamykaj oczka i śpij. - Pogłaskałem ją po policzku, a ona zadrżała.
-Boisz się mnie? - Zapytałem. Gdy miała już mi odpowiedzieć mój telefon znowu zaczął dzwonić.

-Co znowu?
-Stoisz?
-Taa.
-To stój. Czerwony alarm. Justin kręcą się po okolicy. Myślą, że pojechałeś prosto, bo jadą tam gdzie jechał byś ty. Nie ruszaj się. Zostań tam gdzie jesteś i pilnuj Lily.
-Wiem, dzięki.
-Miejmy nadzieję, że nie zawrócą. Jak coś to będę dzwonił.
-Jasne. - Rozłączyłem się i spojżałem na Lily.

-Lily, jeszcze raz. Boisz się mnie? - Zapytałem, a ona tylko kiwneła głową. Po jej policzkach zaczeły spływać łzy.
-Boję... - Wyszeptała.
-Chodź tu. - Wyciągnąłem do niej ręce, a ona pokreciła głową i się odsunęła do tyłu. - No chooodź. - Zaśmiałem się cicho i wziąłem ją do siebie na kolana. Posadziłem ją bokiem do mnie, a ona się we mnie wtuliła. Mocno ją objąłem i położyłem brodę na jej głowie.

-Przepraszam Lily. - Głaskałem ją po plecach.
-Jedziemy czy stoimy? - Zapytała cichutko.
-Stoimy. Możesz iść spać.
-Nie zasnę... - Wyszeptała.
-Chodź. - Wyszedłem z nią na ręcach z samochodu i wsiadłem do tyłu. Siadłem z nią na kolanach. Okryłem ją kocem i przy okazji trochę siebie.

-Śpij Lily. - Wyszeptałem jej do ucha.
-Ale tobie nie wygodnie.
-Mi jest dobrze. Śpij. - Oparłem głowę o szybę i zamknąłem oczy.

Po kilku minutach ja siedziałem oparty plecami o drzwi, a Lily u mnie między nogami z głową na moim podbrzuszu. Moje powieki zaczeły się robić coraz cięższe, a gdy już miałem zasnąć dostałem wiadomość.

Alex:

-stary nie chcę dzwonić, bo może ta twoja Lily śpi, ale chce przekazać tylko tyle, że masz spokój, bo Justin i jego banda są już za granicą. Jakieś dziesięć minut temu ją przekroczyli. Oświadczam oficjalnie, że możemy iść spać. Dobranoc.

Ja:

-dzięki za info i za poświęcony czas. Dobranoc.

Dobra, mogę iść normalnie spać. Do jutra mam spokuj. Kamień mi spadł z serca gdy miałem pewność, że Lily jest bezpieczna (narazie) niestety.

*

~Lily ~

Obudziłam sie rano w samochodzie Harry'ego. Jechaliśmy już.

-Ooo wstałaś? - Zaśmiał się.
-Yhm. - Przetarłam oczy ręką. - Która godzina?
-10: 31 - Uśmiechnął się.
-Gdzie jesteśmy?
- Nowy Jork. - Westchnął.
-Długo jeszcze mamy jechać?
-Do mojego domu jest jeszcze dwie godzinki jazdy.
-Dobrze. - Usiadłam i się oparłam o siedzenie.
-Chcesz coś jeść, albo pić? - Spojrzał na mnie.
-Nie...
-Lily wiem, że się mnie boisz, ale to czy jesteś głodna czy nie możesz mi powiedzieć. Kupić ci coś? - Spojrzał na mnie czule.
-Jakbyś mógł... - Zaczęłam bawić się swoimi palcami.
-Dobrze. Zaraz tu powinien być sklep.
-Dziękuję.
-Nie masz za co dziękować. - Uśmiechnął się do mnie.

Może i nie mam. Przecież to on mnie pobił i to on mnie wiezie gdzieś... Nawet nie wiem gdzie dokładnie. Rzeczywiście nie mam za co mu dziękować.

Po około 2 kilometrach chłopak zatrzymał się pod sklepem.

-Co ci kupić? - Spojrzał na mnie.
-Nie wiem. - Wzruszyłam ramionami.
-No mów, jakieś bułeczki i jogurt?
-Może być.
-Na pewno?
-Tak. - Wyszeptałam, a chłopak otwarł drzwi i wyszedł.

Stwierdziłam, że wyjdę, aby się rozciągnąć.
Stałam obok auta, gdy ktoś nagle złapał mnie za usta abym nie krzyczała. Zaczęłam się wyrywać, ale to nic nie dało. Ja byłam jedna, a ich z tego co widziałam troje.

Wepchneli mnie do auta i więcej nie pamiętam, bo wstrzykneli mi w żyłę jakieś coś.
Nie wiedziałam kim oni są, gdzie jadę i jakie mają zamiary, ale wiedziałam jedno. Mam problemy.

Bad Boy //Harry Styles //✔️ZAKOŃCZONE ✔️ [book One]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz