|2| Rozdział 140

724 135 6
                                    

Pamiętajcie o gwiazdkach ;D 

- Co ja najlepszego robię ze swoim życiem. - mruknęła zniesmaczona Anastazja, zestawiając walizkę z ostatniego schodka w rodzinnym domu. 

- Podejmujesz słuszną decyzję. - zapewniła ją matka, wchodząc do przedpokoju z ścierką w rękach i oparła jedną rękę na biodrze. - Skoro jest taka możliwość, to musisz skorzystać. - dodała jeszcze. - Nic złego nie robisz, prawda?

- No niby nie. - westchnęła córka, poprawiając czapkę na swojej głowie. - Ale miałam siedzieć już w Polsce, nie latać nigdzie. Zostać z wami i spędzać ostatnie chwile. 

- Ana kurde, ale ty nie umierasz jutro czy pojutrze. Tych wspólnych chwil będzie jeszcze trochę, a taki odpoczynek i to jeszcze w miejscu, w którym nie byłaś, przyda Ci się. - powiedziała matka, przywołując ją gestem dłoni do siebie. Kiedy córka wtuliła się w matkę, ta przejechała dłonią po jej kręgosłupie, całując w skroń. - Nie zrobisz tam żadnej głupoty, znam Cię nie od dziś. Spędzicie miło czas i wrócisz do Polski. 

- Mam nadzieję, mamo. - odparła, ocierając swój załzawiony policzek. 

- Ej dziewczyno, gdzie moja silna Ana, co? - roześmiała się matka, łapiąc ją za policzki i próbując wyłapać spojrzenie córki. 

- Po prostu mam wrażenie, że moje pojawienie się tam, nie będzie niespodzianką dla Kuby, a raczej takim dobiciem. - przyznała szczerze, patrząc z niepewnością na matkę. - Mieszam, a moje pojawienie się jeszcze bardziej namiesza. 

- Będzie się cieszył, na pewno. A co do mieszania, powiedziałam swoje zdanie i go nie zmienię. - zaznaczyła, przywołując wczorajszą rozmowę kobiet. - Dobra, zbieraj się bo pociąg Ci ucieknie. 

Jeszcze wczoraj po powrocie do Ciechanowa, zastanawiała się czy powinna lecieć z nimi do Reykjaviku i spędzać czas w towarzystwie ekipy na koncercie Kuby. Wcześniej dostała taką propozycję, ale od razu odmówiła, wspominając trudne losy Kuby i jej brata. Jednak po wczorajszej, ostrej wymianie zdań między nią, a bratem, doszła do wniosku, że może jednak poleci. Przedyskutowała to z matką, która od razu wystawiła swoją niepochlebną opinię na temat zachowania córki i nawet słowem się nie zająknęła, po prostu opierdalając córkę. 

Dziewczynie trochę to namieszało w głowie, ale mimo odmienności opinii matki, nie zmieniła swojego stanowiska i wciąż stała przy swoim. Na wyjazd ostatecznie się zgodziła, chociaż Natalka była już chętna wskoczyć na jej miejsce. Uznała, że fajnie będzie zwiedzić Islandię, bo jest jednym z wielu miejsc na jej liście do zobaczenia, a nigdy nie miała okazji tam być. 

Jej pojawienie się na lotnisku ma być niespodzianką dla całej ekipy. Bowiem Krzysiek dostał nakaz od swojego szefa, że bilet Kamila ma zostać sprzedany przez niego. Chłopak nie zrobił tego, a miejsce kolegi oddał siostrze, o której obecności nikt nie wiedział. To jeszcze bardziej ją stresowało. I chociaż na początku była zajarana niespodzianką, którą knuli razem z bratem,  z czasem uznała, że to głupi pomysł, bo reakcja Kuby stała się dla niej jedną wielką niewiadomą. Szczególnie po trudnej rozmowie na Krubinie, po której się już nie widzieli, a tylko rozmawiali, bądź wymieniali wiadomości głosowe. 

- Gdzie jesteś? - odebrała telefon od Krzysztofa, który już czekał z resztą ekipy na lotnisku. Odszedł kilka kroków od reszty i zadzwonił do niej, chcąc dowiedzieć się jak długo będą musieli jeszcze zwlekać z odprawą bagażową. 

- Moment, wsiadłam w złe metro i się pogubiłam. Będę za 10 minut. - zapewniła go. 

- No to dobrze, Maciek się jeszcze spóźnia, więc nikt niczego nie podejrzewa. - wyjaśnił, krążąc wkoło swojej walizki. 

- Denerwuję się. - przyznała szczerze, wsiadając do autobusu. Wyciągnęła z kieszeni kartę, kupując bilet. - Jeszcze te pojebane metro, nie spojrzałam w pojechałam w złą stronę, całe szczęście, że te kurestwo jeździ co 5 minut, bo inaczej byłabym zła. - wyznała, wzdychając i oparła się tyłem o okno w autobusu. 

- Bo jesteś gapa i tyle, matka zawsze mówi, że trzeba wszystko dwa razy czytać. - roześmiał się cicho, poprawiając swoją fryzurę. 

- A idź Ty, oznakowanie po prostu mają do dupy i tyle. W Bostonie nie miałam z tym problemów. - burknęła od nosem, wychylając się by zobaczyć gdzie mniej więcej jest. 

- Dobra, dobra. Pośpiesz dupę, czekamy na Ciebie. - odparł szybko, podchodząc do ekipy, która już go przywoływała. 

Westchnęła głośno, orientując się, że przyjechała już na swój przystanek, na którym wysiadała. Wypchnęła się z autobusu pełnego ludzi i przemaszerowała w stronę hali odlotów, na której miała się spotkać ze wszystkimi. Stawiając kroki na pasach przed wejściem, myślała, że odleci tam ze stresu. Obawiała się reakcji Kuby, bo niczyjej innej. Grabowski był dla niej zagadką, a ona dla niego i nie chciała by czuł się źle przez cały wyjazd, bo Kondracka raczyła im w tym towarzyszyć. Chciała by każde z nich cieszyło się z jej obecności, a tego nikt nie mógł jej zapewnić. 

- Ana? - już miała zamiar w myślach odprawić modlitwę do losu, by pomógł jej przetrwać tą stresującą chwilę, ale przy jej boku pojawił się Maciek. 

- O, cześć. Ale dawno się nie widzieliśmy. - uśmiechnęła się szeroko, zatrzymując w miejscu i przyjęła przytulaska od kolegi. 

DIABEŁ SIĘ TYLKO UŚMIECHNĄŁ | QUEBONAFIDExKRZYKRZYSZTOFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz