|2| Rozdział 171

706 84 10
                                    


Nie była pewna tego co robi. Wyszła z mieszkania po cichu, zabierając tylko dokumenty i nic poza nimi, ale to wystarczyło, by wyleciała do Stanów, chociaż czy powinna tam lecieć? Sama się zastanawiała. Słowa Grabowskiego dały jej wiele do myślenia, miał poniekąd rację, ale ona nie mogła mu jej przyznać. Nie ta Anastazja.
Wewnątrz zjadały ją wyrzuty sumienia. Miała sobie za złe, że wykrzyczała w stronę Kuby tak wiele, raniących słów. Nie była gotowa by spojrzeć mu w oczy, dlatego musiała szukać pomocy gdzieś indziej. W matczynych ramionach. 

- Anastazja? Boże święty. 

 Kondrackiego zbudził domofon do klatki, ale nawet się nie fatygował by otworzyć. Uznał, że kolejne żarty ktoś sobie stroi, a on nikogo się nie spodziewał, by otwierać. Jednak jego gość był na tyle zdeterminowany, że weszła bez jego pomocy i już chwilę później dobijała do drzwi wejściowych. Była chwila po drugiej nad ranem, Krzysiek zdążył przymknąć oko, ale zbudziła go własna siostra. Był przerażony. Ana była w kiepskim stanie, cała zapłakana, trzęsąca z zimna, bo pokonała długą drogę do jego mieszkania, pieszo. Co chwilę odwracając się za siebie, z myślą, że ktoś ją goni. Wiedziała, że to u brata znajdzie wsparcie, a on był jedyną osobą, która mogła zawieźć ją do Ciechanowa, gdzie chciała się znaleźć jak najszybciej. 

- Chcę do mamy. - wyłkała, wpadając w ramiona brata, gdy tylko przekroczyła próg mieszkania. Na jej stopy od razu zaczął skakać pies, ale wystarczyła jedna, sroga uwaga Krzyśka, a Biggie odbiegł w kierunku swojego posłanka, obserwując sytuację z daleka. 

Objęła go w pasie, przyciągając policzek do piersi i zalewała się kolejnymi łzami, szukając wsparcia w jego ramionach. Liczyła, że choć przez chwilę poczuje się lepiej, ale nic takiego nie miało miejsca. 
Krzysiek był bardzo zdezorientowany całą sytuacją. Mieszkająca u jego przyjaciela siostra, zjawia się w nocy, w jego mieszkaniu. Cała zapłakana i roztrzęsiona, a on nie ma kompletnie pojęcia o co chodzi. Jeszcze jej wyznanie, które jasno mówiło, że jest z nią naprawdę źle.

- No już, już. Nie płacz. - poprosił po jakiejś chwili. Dziewczyna wciąż stała w niego wtulona i nie mógł powiedzieć, że mu to przeszkadzało. Wcale nie, jej bliskość i obecność była bardzo ważna. Ale nie miał pojęcia o co chodzi, chciał jej pomóc, inaczej, niż zapewnieniem bezpieczeństwa w swoich ramionach. - Powiesz mi co się stało? - zaproponował, odciągając od siebie Anastazję na długość ramion. Dziewczyna westchnęła, ocierając mokre policzki i po chwili spoglądania w swoje stopy, ponownie się rozpłakała. - No ale dziewczyno, w ten sposób nie dojdziemy do porozumienia. 

- Chcę do mamy, zawieź mnie. - zaznaczyła ponownie, wydając mu rozkaz. Wydawało się, jakby wcale nie przyjmowała odmowy. - Proszę. - dodała jeszcze, spoglądając w oczy brata. 

Był zagubiony. I z jednej strony, chciał wsiąść w ten samochód i zawieźć ją do tego Ciechanowa, w końcu nie mieli pół Polski do przejechania, a sto kilometrów, które nocą pokonałby w jakąś godzinę. Ale brał też pod uwagę swoją mamę, która kolejnego zawału by nie przeżyła. A widok zapłakanej córki, przyprawiłby ją z pewnością o kołatanie serca, tak jak miało to miejsce w przypadku Kondrackiego. Postanowił przetrzymać ją chociaż do ranka i dopiero wtedy ruszyć w kierunku miasta rodzinnego. 

- Powiedz co się stało. - poprosił, odchodząc od niej i wszedł do kuchni, szukając czystej szklanki. Dziewczyna z westchnieniem przeszła w stronę kanapy, z której zdjęła koc i opadła na nią bezsilnie. Zlustrowała wzrokiem przesiąknięte tłuszczem pudełka po kurczakach, stertę kartonów po pizzy i worek pełen butelek po coli. Miał rację, z Krzyśkiem również było źle, a ona przychodziła do niego ze swoimi rozterkami. 

- Przepraszam. - zerwała się nagle z kanapy, gdy podszedł do niej, stawiając szklankę na stoliku. W moment była już kilka kroków od niego, całkowicie dziwiąc chłopaka swoją zmianą nastawienia. - Nie powinnam przychodzić, masz wiele swoich problemów, a ja zwalam Ci się na głowę. Przepraszam. - wymamrotała, przechodząc do przedpokoju. 

- Ana. - westchnął, zakładając ręce nad brzuchem. - Wracaj, musimy porozmawiać. Szczerze. 

Miał rację, szczera rozmowa była im potrzebna. Mieli wiele tematów do poruszenia. Jej zachowanie z dzisiejszego dnia, jego rozstanie z partnerką, omówić co się dzieje z Natalią i wiele, wiele innych, które wyszłyby pewnie w czasie długiej rozmowy. 
Wpatrywała się w niego niepewnie, licząc, że jednak odwoła swoją propozycję, pozwalając jej uciec, ale nic takiego nie zrobił, a wręcz nawoływał ją do siebie, swoim wyczekującym spojrzeniem, pod którym nie miała odwagi się poddać. 
Niechętnie przeszła na kanapę i zajęła swoje miejsce, podciągając nogi do szyi. Czekała aż zacznie rozmowę, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę, że to jej zachowanie i sytuacja sprzed chwili, zostanie poruszona jako pierwsza. I za wiele się nie pomyliła, bo już po chwili streszczała bratu całą kłótnię z Grabowskim. 

- Wypomniałaś mu coś, czego się nie wypomina, Ana. - stwierdził od razu, nawiązując do jej słów o rodzinie Kuby, do których mu się przyznała. Nie mogła przecież pominąć tak ważnego faktu. 

- Wiem, rozwścieczył mnie, mówiąc, że nie miałam miłości od matki. - westchnęła, przecierając twarz. - Byłam zła, mówiłam same głupoty, ale chciałam się odegrać. 

- Zraniłaś go, na pewno. - przyznał. 

- Wiem, wiem. I żałuję, ale u nas zawsze tak jest. W każdej jednej kłótni, wypominamy sobie same najgorsze sytuacje, a później żałujemy. Krzysiek... - zawiesiła się na chwilę, zastanawiając czy powinna to powiedzieć. - Powinnam go zostawić, nie zasłużył na takie słowa. A wiem, że za każdym razem będę go raniła. To bez sensu, związek budowany na nienawiści i kłótniach, to nie ma przyszłości. 

- Nie, nie powinnaś go zostawiać. Kocha Cię na zabój, załamie się jeszcze bardziej, jak zostawisz go samego. - zapewnił ją, podając szklankę wody, z której od razu wzięła potężny łyk. - Zasłużył na przepraszam. 

- Zasłużył. - przyznała. - Ale nie jestem w stanie mu go dać w tym momencie, spalę się ze wstydu, stając przed nim. 

- Ale też zasłużył na szczerość, Ana. Nie powinnaś uciekać do Stanów. Ma rację, nie jesteś rodziną formalną Sama, nie powiedzą Ci nic. Poza tym, został skremowany, nie będą możliwe jakieś szersze badania. - wyjaśnił, mówiąc jej o tak absurdalnych rzeczach, do których powinna dojść sama. 

- Powinnam być tam jako wsparcie dla chłopaków, albo przynajmniej właścicielka kliniki, w której odszedł. Będą chcieli nagrania z kamer, dokumentów i nie wiadomo czego jeszcze. - zaznaczyła, spoglądając na Krzyśka. 

- Powiem raz i nie będę się powtarzał. Wsparciem powinnaś być dla nas. Dla mnie, matki, siostry i Kuby. Z nami powinnaś przeżywać te ciężkie chwile, które każde z nas teraz przechodzi. I ja wiem... - podniósł rękę, widząc jak chce mu przerwać. - Wiem, że oni też na nie zasługują. Ale mają siebie wzajemnie i dadzą sobie radę. Z nimi spędziłaś tyle lat, czas nadrobić stracony czas tutaj. Pomóc Natalii, bo jest z nią słabo. Ogarnąć zdrowie mamy i zająć się nowym biznesem, w Polsce. Tutaj masz rodzinę, prawdziwą. - powiedział bardzo dosadnie, mając nadzieję, że Kondracka zrozumie przesłanie w jego słowach i weźmie je pod uwagę, podejmując decyzję o wylocie do Stanów. 

Nie miał wątpliwości, że słowa Anastazji, które wypowiedziała w stronę jego przyjaciela, sprawiły mu przykrość. On, znając Kubę tyle lat, nigdy mu nie wypomniał ojca, bo sam nie miał doskonałego starego. Obaj żyli w rozbitych rodzinach, wspierając się wzajemnie. 
Doskonale zdawał sobie sprawę, że Grabowski wielokrotnie był poniżany przez starego Grabusa. Chociażby w czasie bitw WBW za zamkiem, gdzie przeciwnicy go nie szczędzili. Odreagowywał to różnie, nie zawsze tak, jak powinien. Dlatego obawiał się co będzie tym razem, ale wierzył, że nie zrobi żadnej głupoty. 

- Co z Tobą? Co z wami? - zapytała, czując, że rozmowa na temat jej i Grabowskiego mogłaby zostać zakończona. 

- Nie ma nas. - stwierdził, przecierając swoją twarz z westchnieniem. Kiwnął głową w stronę wielkiego kartonu, stojącego na podłodze przed telewizorem. - Dostałem paczkę, kurierem, ze swoimi rzeczami, to koniec. 

- Co się stało? 

- Miała dość. Nie mogła wytrzymać tej presji, którą na niej wytworzyłem. Chciałem prawdziwej miłości, ona chciała szaleć i się bawić, coś nam się drogi rozbiegły i nie wyszło. Poza tym, nienawiść matki do niej, to też nas zabiło. - prychnął pod nosem, przypominając sobie momenty, w których Maria nie szczędziła niemiłych słów w kierunku jego byłej dziewczyny. 

- A jednak, bliźniacy muszą się mierzyć z tymi samymi problemami. - prychnęła pod nosem, śmiejąc się krótko. - Grabowska też mnie nie trawi. Tyle, że ja nie pcham się w drzwi jego domu rodzinnego i to jest kolejny z powodów, który nas skłócał. 

- Ona odkąd się dowiedziała, że jesteś moją siostrą, a nasz ojciec... Wiesz, ta operacja Igora. - odparł, spoglądając na siostrę, która kiwnęła głową. 

- Wiem. Dziwi mnie to, bo nie z mojej winy zmarł ten chłopak, a płacę za to karę najwyższą. - westchnęła. - Oli się nie dziwię, mama niejednokrotnie beształa ją i mieszała z błotem. - dodała. 

- Była i tak dzielna, jeździła ze mną często tam. Ale w końcu się poddała i wypomniała mi to w ostatniej kłótni. - powiedział, zagryzając swoją dolną wargę, jakby się zastanawiał. - Chyba niedługo we dwoje będziemy chodzić na imprezy dla singli. 

- Bliźniacze zasady, jak się pierdoli, to u naszej dwójki, na raz i po całości. 

______________
Jak bylibyście na miejscu, któregoś  bohaterów w tym momencie, co byście zrobili? 

DIABEŁ SIĘ TYLKO UŚMIECHNĄŁ | QUEBONAFIDExKRZYKRZYSZTOFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz