|2| Rozdział 109

847 130 33
                                    

100 gwiazdek - nowy rozdział :D

Od samego rana Anastazja chodziła strasznie rozdrażniona. Ciągle jej coś przeszkadzało, wręcz jakby miała już po dziurki w nosie obecności swojej rodziny. A tak nie do końca było. 
Każdy coś od niej chciał, jej telefon prawie płonął, a dziewczyna nie wiedziała w co ma włożyć ręce i za co się zabrać. 

- Zatrzymaj się na chwile, nie pali się! - krzyknął za nią Krzysztof, obserwując jak tylko kursuje między salonem i jakimiś szafkami, a swoim pokojem. 

- Na spokój przyjdzie czas po śmierci. - odparła, rozkładając na stole segregator z jakimiś papierami i na chwilę spojrzała na brata, uśmiechając się. - A jak wiesz, mi niewiele czasu do niej pozostało, więc teraz mogę się trochę pomęczyć. - dodała jeszcze, przeszukując koszulki pełne niezbędnych jej dokumentów. 

- Podoba Ci się to, prawda? Cieszysz się, że przyjechaliśmy do Stanów, chcąc przekonać Cię do słuszności naszego zdania, ale Tobie jakby lata to koło dupy. - zauważył, szczerze dzieląc się z nią swoją opinią. Dziewczyna tylko roześmiała się, kręcąc głową z pożałowaniem. 

- Oj Krzyś, Krzyś. - zamknęła głośno segregator, zabierając z niego pożądane papiery. - Zbędne są te nasze rozmowy. 

- Pewnie, że zbędne, bo to nie Ty będziesz ocierała łzy matki po swojej śmierci, a ja i Natalia. Cudowne. - westchnął, patrząc na nią z pożałowaniem. 

- Ty nie zawsze postępujesz według zasad moralnych, więc dlaczego oczekujesz tego ode mnie? 

- Bo ja to ja, przez moje czyny nie cierpi tyle ludzi co przez Twoje. - odparł, wstając z kanapy by podejść do siostry, która znalazła się obok niego. 

- Kto niby będzie cierpiał przez moje decyzje, no kto? - powiedziała zdecydowanie głośniej, zakładając dłonie pod brzuchem. - Ojciec i Sam są już na tamtym świecie. 

- Jaka ty kurwa możesz być tępa! - syknął, przymykając oczy. - Życie nie kończy się na Samie i ojcu, masz tryliard innych ludzi. Mnie na przykład. - dodał spokojniej. 

- I mnie. - w drzwiach pokoju pojawił się Kuba z rękami w kieszeniach bluzy. - Nie chcę się wtrącać w wasze rozmowy. 

- No raczej nie powinieneś. - zaznaczyła dziewczyna, zadzierając głowę by spojrzeć na wytatuowanego mężczyznę, który stanął przed nią. 

- Nie wtrącaj się, kurwa! - krzyknął na niego Krzysztof, pokazując na drzwi palcem. - Rozmawiamy. 

- Wiem, wiem też, że moje zdanie będzie miało dla Ciebie najmniejszą wartość  i pogodziłem się z tym. - przyznał, ważąc wypowiadane przez siebie słowa. - Ale moglibyśmy porozmawiać, szczerze? We trójkę, na spokojnie, bez krzyków i wrzasków. W końcu Twoim zdaniem mało czasu nam pozostało. - poprosił, spoglądając to na dziewczynę, to na jej brata. 

Ana chyba nie była gotowa psychicznie na tą rozmowę, mimo że odwlekała ją od długiego czasu. Gdzieś w podświadomości się nie przygotowała na wymianę słów z mężczyznami, powrót do przeszłości i rozliczenie się z nią. Chociaż na terapii dowiedziała się, że powinna wreszcie to zrobić, by na dobre pogodzić się z tym co miało miejsce i z czystą kartą wejść w ten nowy etap życia, który się dla niej zaczynał. 

- Ana wiesz, że nie musisz. - zaznaczył Krzysztof, patrząc uważnie na siostrę. Mimo, że jakiś czas temu sam chciałby dopuścić do tej rozmowy, powiedzieć wszystko i wyłożyć na światło dzienne ich problemy, teraz czuł się niepewnie, jakby obawiał się, że przez to straci  ją. Na zawsze. 

- Nie, jest okej. I tak długo to odwlekaliśmy. - powiedziała z taką pewnością siebie, która nie pozostawiła złudzeń w mężczyznach. Byli obaj w szoku, że się na to zgodziła, spojrzeli na siebie z takim samym przejęciem, zupełnie jakby propozycja padła tylko na odwal się, a tu zaskoczenie ze strony dziewczyny. 

- Na pewno? - dopytał jeszcze brat. 

- Tak Krzysiek, na pewno. Nie traktuj mnie jak niepełnosprawnej, czy chorej psychicznie, wiem co mówię i na co się zgadzam. - burknęła, wymachując koszulką z papierami. - Ale teraz pozwolicie, że zajmę się sprawami pierwszorzędnymi, a później zabiorę was w jedno miejsce, ważne dla mnie miejsce. 

Może ta chwila, o którą poprosiła miała w jakiś sposób przygotować ją na tą rozmowę. Można pomyśleć, że układała scenariusz w głowie, ale potoczenia się przedstawienia nie znała, fabuła była jej obca, więc skąd mogła wiedzieć jaka gra aktorska powinna być zastosowana? 
Zajęła się więc swoją pracą, dopinaniem na ostatnie guziki wszystkich dokumentów związanych z kliniką i Iranem, który wciąż naglił, a jej zobowiązania opóźniły się ze względu na śmierć Sama, o czym doskonale wiedziała kobieta, z którą załatwiała wszystkie formalności. 

- Wybierasz się gdzieś? Ugotowałam krupnik, co prawda nie taki jak w Polsce, miałam problem ze znalezieniem kaszy, ale jest całkiem dobry, nie zjesz? - zapytała matka, widząc jak dziewczyna wciąga na swoje stopy buty i ubiera kurtkę, szykując się do wyjścia. 

- Wychodzimy mamo, we troje. - odparła jej, wychylając się do salonu by spojrzeć na zwaśnionych przyjaciół, którzy siedzieli w dwóch kątach pokoju, ale na jej słowa jakby na raz się zebrali i dołączyli do niej. 

- Tak, idziemy bo musimy załatwić ważną sprawę. - zapewnił ją Krzysiek, chciała coś odpowiedzieć, ale w słowo wszedł jej Kuba. 

- Zaopiekuję się nim. - uśmiechnął się, przymykając oczy w potwierdzeniu swojej obietnicy. 

- Och kurwa ile razy mam Ci przypominać, że dwa lata i 148 dni nie tworzą Cię mądrzejszym. - burknął Krzysiek, wkładając na swoją głowę czapkę. 

- A widzisz, jednak tworzą. Bo najpierw zakłada się buty, a później kurtkę i resztę by się nie spocić, dzbanie. - pokazał mu język, przekomarzając się z nim. - Poza tym, to ja studiowałem filozofię i socjologię. - dodał jeszcze. 

- Przypomnieć Ci kiedy ją skończyłeś? Ja przynajmniej na swoim koncie mam szkołę muzyczną i trochę więcej zaliczonych lat na awuefie. 

- Ale i tak nie skończonych. - roześmiał się Grabowski, wciągając kurtkę. 

- Bo komuś się zachciało kariery rapera i zabawy w podróżnika. 

- Ej, ale ja Ci nie kazałem kończyć studiów. - wybronił się raper, pokazując na niego palcem. - Sam chciałeś lecieć dalej po Tajlandii. 

- Wychodźcie kurde, nie mamy wieczności. - burknęła w końcu Anastazja, tupiąc zdenerwowana nogą, bo już zdenerwowała ją ta bezsensowna wymiana zdań chłopaków, a poza tym było jej gorąco w kurtce, gdy Ci opóźniali swoje wyjście, bo dyskutowali, ubierając się. 

- Jasne, jasne mamo. - puścił jej oczko brat, strzelając z palców w czubek nosa. 

- Ja prowadzę. - zaoferowała się, łapiąc kluczyki z jego kieszeni. 

- W snach. - stwierdził Grabowski i wciągnął na swoje dłonie rękawiczki. 

- To mój samochód, więc ja decyduję. Zresztą ja nie mam zamiaru jechać pięć na godzinę, bo wy się zastanawiacie czy można skręcić, czy nie. Czekam w samochodzie, macie dwie minuty. 

I po zakończeniu swojej wypowiedzi wyszła z mieszkania, trzaskając drzwiami. Bezradni mężczyźni spojrzeli na siebie, a później na matkę, która stała w progu i słuchała całej rozmowy, ale tylko wzruszyła ramionami, wracając do kuchni. Nie pozostało im nic innego jak przystać na decyzję dziewczyny. 

Tak jak zadecydowała, tak też się stało. To ona poprowadziła ich do zatoki Massachusetts, z którą jak mówiła, miała wiele wspomnień. Wysiedli z auta, a ta od razu pognała w kierunku ogrzewanych altanek, widząc, że jedna z nich się zwolniła. Panowie dołączyli do niej chwilę później i cała trójka pochyliła się nad piecykiem, który emitował kominek i wytwarzał ciepło, a potrzebowali go, bo temperatura sięgała zera stopni. 

- Więc z kim tu przychodziłaś? - zagaił Krzysztof dziewczynę, nie wiedząc jak zacząć rozmowę, a nie chciał też siedzieć w tej niewygodnej ciszy. 

- Przyprowadziłam was akurat tutaj, może nie koniecznie by pogadać, a pokazać miejsce, które ma wielką wartość sentymentalną. Tutaj ojciec zawsze zabierał mnie w ważne dnie, siedzieliśmy albo nad rzeką, o tam. - wskazała palcem na plażę tuż nad wodą. - Albo właśnie w tych altankach, gdy było zimno. A dziś jest ważny dzień, więc chciałam tu przyjść, a was wykorzystałam jako swoje przyzwoitki. - odparła, uśmiechając się półgębkiem. 

- Ważny, co stało się dzisiejszego dnia? - zainteresował się Kuba, spoglądając na dziewczynę, był niczego nie świadom. Ana trochę się zdezorientowała i chciała znaleźć pocieszenie w Krzyśku, ale ten też nie do końca zdawał sobie sprawę z tego co miało miejsce tego. 

- Nie, to nic takiego czym chciałabym się dzielić. - zbyła temat, domyślając się, że z jej przemowy na pogrzebie Grabowski niewiele wywnioskował, a może po prostu nie zagłębiał się w jej znaczenie. 

- Powiedz. - nalegał. 

- Wiem kim był Igor. - a po jej słowach zapadła cisza. 

DAM DAM DAM 

DIABEŁ SIĘ TYLKO UŚMIECHNĄŁ | QUEBONAFIDExKRZYKRZYSZTOFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz