Rozdział 88

932 166 34
                                    

Potrzebuję mobilizacji - 100 gwiazdek i nowy rozdział :p 

- O, wstałaś. - w środę rano w sali Anastazji pojawił się Samuel, przynosząc jej nową porcję owoców i elektrolitów, które musiała uzupełniać. 

We wtorek, z samego rana Ana się wybudziła ze swojej śpiączki. Była bardzo słaba, jednak Sam uparł się i na własną odpowiedzialność zabrał dziewczynę do jej kliniki. W zasadzie nie był pewien czy Kondracka miała świadomość co się dzieje wkoło jej, bo wydawała się być ponad wszystkim. Nikt jej nie naciskał, a szli za głosem serca, które mówiło, że jutro będzie lepiej.

Dlatego mężczyzna, gdy wchodził na salę w środę rano, obawiał się jaką Anę może zastać na łóżku. Bał się,  że dalej nie będzie kontaktowała, albo odpowiadała zdawkowo. W sumie wiedział, że po takich przeżyciach nie może od niej wiele wymagać, jednak liczył na jakąś krótką rozmowę. 

- Wstałam, ze dwadzieścia minut temu. - westchnęła głośno, podnosząc się na rękach wyżej, na co mężczyzna od razu zaprotestował.

- Leż, musisz odpoczywać, jesteś słaba i na pewno wycieńczona. - nakazał dziewczynie, znajdując się zaraz przy jej boku. 

- Nie mogę całe życie leżeć, można odleżyn dostać, albo kota wreszcie. - stwierdziła dziewczyna, uśmiechając się delikatnie do mężczyzny. 

- Uśmiechasz się, nawet nie wiesz jak mnie to cieszy. - stwierdził szczerze i ustawił na jej szafce prowiant, który przyniósł ze sobą.

- Tęskniłeś? - zapytała, patrząc na niego. Próbowała sprawdzić czy jakoś się zmienić, może zsiwiał, ale nie jego wygląd nie różnił się niczym od tego sprzed pół roku. 

- Śmiesz pytać? - prychnął rozbawiony i przysiadł na jej łóżku, przyciągając do siebie. Anastazja od  razu przysunęła się i układając głowę na ramieniu przyjaciela, wtuliła się w niego zamykając oczy. Wreszcie czuła tak długo oczekiwane bezpieczeństwo. 

- Ja też tęskniłam, co prawda nie miałam na to za wiele czasu, ale jak siadałam, to wspominałam nasze miłe, wspólne chwile. 

Wiedział, że nie może się cieszyć na zapas, ale radowało go podejście dziewczyny. Nie była taka zamknięta w sobie, jak tego się obawiał. Brał pod uwagę, że stres pourazowy, którego na pewno doświadczy, w jej przypadku może się objawiać w zupełnie inny sposób, jednak obawiał się tego w jaki. 

- Dzwoniłeś do mamy? - zapytała w końcu, bo to była sprawa, nad którą zastanawiała się od momentu przebudzenia. Było dla niej oczywiste, że raczej zadzwonił do Marii, jednak gdzieś tam łudziła się nadzieją, że tego nie zrobił. 

- Uznałem, że bardziej uraduje się z telefonu od Ciebie, niż informacji z moich ust.

Ciężar spadł jej z piersi, gdy usłyszała słowa przyjaciela. Bardzo zależało jej na tym, żeby zrealizować plan, który urodził się w jej główce jeszcze w czasie pobytu w Azji, jednak nie była do końca pewna czy to jej wypali właśnie z uwagi na Samuela i jego niewyparzony język. 

- To dobrze, mam na to inny plan. - uśmiechnęła się w odpowiedzi i złapała za butelkę z elektrolitami. 

W Ciechanowie atmosfera świąteczna ze świętami miała niewiele wspólnego. W mieszkaniu przy Rzeczkowskiej wszyscy mijali się bez słowa, a niedzielny poranek, który zbliżał ich do poniedziałkowej Wigilii, wcale nie był tak przyjemny, jak być powinien. 
Zazwyczaj przygotowywali wszystkie posiłki dzień przed, Maria piekła swoje popisowe ciasta, a tym razem kupiła wszystko gotowe, nawet nie zamierzając stawać w kuchni na dłużej niż ugotowanie kapusty z grzybami, którą obiecała Natalce. 

- A co jak ona jutro stanie w naszych drzwiach, hm? Może będzie oczekiwała wykwintnej Wigilii, a zastanie same gotowce? - zagaiła rozmowę dziewczyna, spoglądając na swoją matkę, która siedziała za stołem, kończąc swoją kawę. 

- Natalia dość, nie stanie. - warknęła matka, która już była zmęczona optymistycznym podejściem córki. 

- A co jak jednak? - droczyła się dalej, chcąc pokazać, że ma rację. 

- Powinnaś już wiedzieć, że nie ma na to szans, siostra. - do rozmowy wkroczył Krzysztof, który wszedł z kuchni, zajadając się kabanosem. 

- Jeszcze będę się wam głośno w twarz śmiała. - stwierdziła pewna siebie i wyszła z salonu, pokonując schody do swojego pokoju. 

Żadne z nich nie miało pojęcia, że Anastazja wróciła cała do Stanów, że ma kontakt z Samuelem i planuje przylecieć do kraju najszybciej jak to możliwe. 
Krzysiek pisząc z Nathanielem, nie wyciągnął od niego informacji, że Ana jest już na miejscu. Chłopak stanowczo podkreślał, że nie wróciła, nie mają z nią kontaktu i jeszcze podkreślał jak jego ojciec źle się czuje z brakiem obecności dziewczyny na świętach. 

W poniedziałek z rana atmosfera była napięta, nie było komu pomóc babci Zofii, która miała całą wałówkę, przygotowana na święta u swojej córki. Wiedziała, że Maria ma plan zamówić wszystko z cateringu, więc spędziła w garach cały poprzedni dzień, chcąc chociaż trochę zachować rodzinną atmosferę i poprawić nastroje dobrym jedzeniem, chociaż sama wiedziała, że jedzeniem nie przywróci życia własnej wnuczki. 

Ana już w sobotę wypisała się z kliniki na własne żądanie, nie widząc potrzeby przebywania tam dłużej. Czuła się dobrze, więc nawet zrezygnowała z podstawowych badań po misjach, obiecując, że po powrocie z Polski przebada się wzdłuż i wszerz.  

Chciała na czas dotrzeć do rodziny, spełnić obietnicę daną matce. Bowiem obiecała, że pojawi się na święta w rodzinnym domu i miała zamiar zrobić wszystko, żeby spełnić słowo dane  dla najważniejszej kobiecie na świecie. 

Obecność za Afgańską, a później Irańską uświadomiła wiele spraw dziewczynie. Doceniła ważność rodziny, ale dopiero w momencie, gdy straciła ją po raz drugi, tym razem bardziej świadoma braku matki w swoim życiu codziennym. Nie chciała popełniać ponownie tego błędu, jednak widziała też drugą stronę medalu w tej sytuacji. 

Podczas lotu do Polski, w czasie którego miała dwie przesiadki i spędziła ponad 16 godzin w podróży, nie czuła się dobrze. Dolegały jej nudności i ból głowy, na który miała wytłumaczenie - zmęczenie. Jej jedynym marzeniem było dotarcie do Warszawy, skąd miała bezpośredni  pociąg do rodzinnego miasta, a później znalezienie się w drzwiach Rzeczkowskiej, chociaż wiedziała, że to będzie bardzo obciążająca psychicznie wizyta.  

Krótko, ale jest.

Jak wam minął dzień? 


DIABEŁ SIĘ TYLKO UŚMIECHNĄŁ | QUEBONAFIDExKRZYKRZYSZTOFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz