Rozdział 74

1K 131 86
                                    

64 gwiazdki -  nowy rozdział :D

- Pani Kondracka, Pani Kondracka! 

Podróż do Stanów okazała się bardzo wykańczająca, kilka godzin czekania na lotnisku w Amsterdamie, później szybka odprawa i bieg na lot do Bostonu. Było to cholernie męczące, zwłaszcza dla osoby, której myśli wciąż krążyły wkoło jednego, ważnego tematu. 
Turbulencje i płaczące obok dziecko na pewno nie wpływało na komfort długiego lotu, który przebywali pasażerowie jednego z samolotów w drodze do Stanów Zjednoczonych. 

Lot nie był też łatwy dla stewardess, chwilę przed  lądowaniem jedna z pasażerek zasłabła, tracąc przytomność. Na ich nieszczęście, nie było żadnego lekarza na pokładzie i same musiały sobie poradzić z kobietą. Całe szczęście, że samolot wylądował kilka chwil później, a na płycie lotniska czekało już pogotowie, które zawiozło pasażerkę prosto do kliniki Massachusetts. 

Przypadek był szczególny, chora na serce dwudziestoczteroletnia kobieta, która krwawiła, mocząc granatowe jeansy, była kompletnie obca większości nowego personelu, którym władali niedawno przyjęci praktykanci. Nikt nie miał pojęcia o co się rozchodzi, niewielu też ją rozpoznało. Dopiero jej przyjaciel, gdy zobaczył polskie nazwisko na karcie przyjętych, uświadomił cały personel, że to współwłaścicielka kliniki leży na stole, walcząc o swoje życie. 

 Walczyła, a to było najważniejsze. Jej organizm, mimo słabego serca, miał siłę by walczyć, pokonywać przeciwności losu i próbować wybrnąć na prostą. Sam chodził niespokojnie pod drzwiami bloku, czekając na informacje o dziewczynie. Najchętniej to wszedłby tam i sam zaczął asystować, ale chirurgia nie miała wiele wspólnego z ginekologią, a on mógłby raczej zaszkodzić, niż pomóc, pośpieszając wszystkich i podchodząc za bardzo prywatnie do sytuacji. 

Dopiero po  południu w czwartek, Anastazja wylądowała na sali pooperacyjnej. Było z nią już zdecydowanie lepiej, najgorsze minęło i wszystko wskazywało na to, że organizm się wybronił, dając sobie radę z zaistniałą sytuacją. 
Zdecydowanie gorzej było z perspektywy Samuela, którego kompletnie zaskoczył fakt, że Anastazja wylądowała w szpitalu i to jeszcze z takim wpisem na karcie przyjętych. 

- Spokojnie, spokojnie. - język angielski obił się o moje uszy, gdy tylko się przebudziłam i zaczęła mi wadzić rurka poprowadzona do mojego gardła. - Już Ci wyjmuję. - starszy brunet z dokładnie ułożonymi włosami pochylił się nade mną, wyjmując plastikową rureczkę z moich ust. Od razu zaczęłam głośno kasłać, próbując złapać głębszy oddech. 

- Sam? - mruknęłam cicho, rozglądając się po sali pooperacyjnej w naszej klinice. Doskonale ją rozpoznałam, fioletowy kolor, którego pomysłodawcą był mój ojciec, świecił mi po oczach, uświadamiając, że jestem pacjentem we własnej klinice. 

- Połóż się skarbie, spokojnie. - uspokajał mnie mężczyzna, popychając za ramiona do tyłu. 

- Co ja tutaj robię, co się stało? 

- Ana nie panikuj, jesteś bezpieczna, już po wszystkim. 

- Dlaczego leżę na pooperacyjnej? - zaczęłam spanikowana szybciej oddychać, czułam ból w całym ciele, najbardziej w okolicach brzucha i odbytu, skąd ciągnęły mnie jakby szwy, albo miałam tylko takie wrażenie 

- Zasłabłaś w samolocie. - wyjaśnił mężczyzna, odsuwając na bok moje włosy. 

- Zasłabłam? - zapytałam cicho, bo zrobiło mi się słabo. 

- Ana nie mówisz mi wszystkiego. - odparł jakby zawiedziony, przysiadając na  brzegu mojego łóżka, nie bardzo wiedziałam do czego nawiązuje, bo było wiele sytuacji, o których nie miał pojęcia, a ja nie chciałam dopytywać by się nie wkopać. - Jak długo wiedziałaś? 

DIABEŁ SIĘ TYLKO UŚMIECHNĄŁ | QUEBONAFIDExKRZYKRZYSZTOFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz