|2| Rozdział 167

811 91 12
                                    


Pobyt w Anglii okazał się być bardzo intensywnym. Zawitali do południowego hrabstwa Wiltshire i odwiedzili jedną z najsłynniejszych europejskich budowli megalitycznych - Stonehenge.
Kilka kamyków na środku polany, ale robiły mega wrażenie, szczególnie na Anastazji, która odkrywała piękno Wielkiej Brytanii. Zachwycała się wszystkim i z uznaniem podziwiała wszystkie atrakcje, chociaż najbardziej podobały się jej angielskie domki, które według dziewczyny były przepiękne w swojej prostocie.

Kraj ogólnie był bardzo chłodny, co odczuli w dniu powrotu do Polski, gdy większość z nich była nadzwyczajnie chora. Najbardziej złapało Anę, która nie do końca przeszła jeszcze poprzednią chorobę, a już złapała ją kolejna i rozłożyła na łopatki, do tego stopnia, że dziewczyna nie była w stanie normalnie funkcjonować i nie miała na nic siły.

Wrócili do Polski, w której było bardzo upalnie, a oni odczuwali temperatury ujemne i trzęśli się jak galarety na tym lotnisku. Anastazja miała propozycję wyjazdu do Ciechanowa, bo gdy Maria dowiedziała się o jej chorobie, od razu chciała by córka przyjechała do niej, a ta zobowiązała się zapewnić jej luksusową opiekę. Jednak dziewczyna zrezygnowała, biorąc pod uwagę chorego Kubę, którego samego nie chciała zostawiać w mieszkaniu.

- Wróciłam. - krzyknęła głośniej, na tyle co pozwalał jej piskliwy głos i odłożyła na komodę torebkę foliową przepełnioną lekarstwami na przeziębienie. Była zmuszona wstąpić do apteki, bo okazało się, że Grabowski w swojej szafce, apteczce, miał same przeterminowane leki, które nie nadawały się do zaleczenia ich choroby.

- Co masz? - zainteresował się Kuba, przechodząc z kuchni, w której właśnie robił syrop z cebuli, tak jak zaleciła mu matka. Dziewczyna skinęła głową na torebkę i odstawiła na miejsce swoje trampki, prostując się.

- Coś na katar, powiedziała, że najlepsze. Jakaś niby witamina C, bo jak chciałam normalną, to poleciła mi te gówno, które całe 50 złotych kosztowało. - westchnęła, wyrzucając po kolei opakowania. - Tabletki emskie, mama kazała mi kupić i podobno gardło się tym płucze, więc idealne dla Ciebie. O i jakiś syrop na kaszel. A i to, podobno trzeba zalać ciepłą wodą i wypić. Obrzydliwe, przeczuwam. - aż się wzdrygnęła, przypominając sobie smak jednego leku z dzieciństwa, który podawała jej jeszcze matka, ale zapadł jej w głowie.

Nigdy dotąd nie zachorowała aż tak, więc nie miała pojęcia czym powinna się leczyć. W Stanach większość przeziębień leczono paracetamolem, podobnie jak w Anglii, więc nie była nauczona przyjmowania końskich dawek leków. Co prawda, jako lekarz powinna co nieco wiedzieć o tym, ale nigdy się nie interesowała, więc zwyczajnie wybrała wszystko, co podsunęła jej pod nos farmaceutka.

- To znam i te całe tabletki emskie to mi matka o nich mówiła. - stwierdził i zgarnął wszystkie kartoniki przechodząc do kuchni, co zrobiła również Kondracka.

- Nie żartuj, że będziesz to pił. - westchnęła głośno, czując jak zapach cebuli rozchodzi się po całej kuchni. - I jeszcze robiłeś na desce drewnianej, ale z Ciebie cep. - mruknęła i zaczęła grzebać po szafkach, szukając jakiejś plastikowej, czy szklanej zamiany.

- Co za różnica? - prychnął, widząc jak dziewczyna wręcz się zirytowała jego działaniami. - Mama mi powiedziała, że stawia na nogi, podała przepis, a cebula była akurat w lodówce, więc zacząłem robić. - wytłumaczył się, zupełnie jakby stała przed nim nauczycielka, a ten zbierał opierdziel za pobicie kumpla z ławki. - Musimy się wyleczyć, dość szybko. - dodał jeszcze.

- Ale nie syropem z cebuli. - westchnęła, wywracając oczami i cisnęła w niego plastikową tacką. - Jak masz zamiar to pić, to krój na tym, bo później cała deska przesiąknie tym zapachem, to po pierwsze. A po drugie, śpisz w salonie, albo gościnnym, bo ja nienawidzę cebuli. - dodała jeszcze, puszczając oczko chłopakowi i zabrała paczkę chusteczek z szafki wraz z opakowaniem aerozolu na katar.

- Nie będziesz tego piła? - zapytał głośniej, by usłyszała go w salonie, w którym włączyła telewizor z zamiarem oglądania odcinka kolejnego serialu.

- Nie. - mruknęła w odpowiedzi i położyła się na poduszkach, wpuszczając po dwa psiknięcia do każdej dziurki w nosie.

- To mam wyrzucić? - zapytał, stając nad dziewczyną. Był przekonany, że po dobrej dawce syropu z cebuli, aplikacji innych leków i porządnym wygrzaniu się pod kołdrą, jutro staną na nogi, jednak wyjątkowe kubki smakowe Anastazji, zepsuły mu cały plan.

- Jak lubisz cebulę i będziesz to pił, to nie wyrzucaj. Ja tylko informuję, że nienawidzę cebuli i nic co z nią związane, więc piła i wąchała Ciebie, nie będę. - zaznaczyła ponownie, tym razem trochę bardziej dobitnie, domyślając się, że mężczyzna za pierwszym razem po prostu nie zrozumiał.

Ostatecznie pozbył się cebuli i wyrzucił wszystko do kosza. Zgodnie z zaleceniem mamy, zamówił im ciepły rosół i ryż z jabłkiem i cynamonem, jako lekkostrawny posiłek.
Po zjedzeniu wypili wszystkie leki, zgodnie z zaleceniami farmaceutki i zgodnie udali się na drzemkę, bo na nic innego nie mieli siły.
Nieistotne były walizki na środku pokoju, czekające na rozwieszenie pranie, które wstawiła Ana zaraz po przekroczeniu progu mieszkania, czy śmieci do wyrzucenia. Byli bardzo słabi, a pierwszy raz dopadła ich tak silna choroba i to jeszcze latem, gdzie powinni spędzać czas nad jakimś jeziorem i wylegiwać się na piachu, łaknąc pierwszych promieni słońca.

DIABEŁ SIĘ TYLKO UŚMIECHNĄŁ | QUEBONAFIDExKRZYKRZYSZTOFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz