Rozdział 30

85 3 1
                                    

Nadal na mnie patrzył i się uśmiechał. Niech ktoś powie, że to tylko pierdolony sen. Chciałam uciec, ale wiedziałam, że nie mogę. I tak by mnie złapał. Podszedł do mnie i szarpnął za rękę.
-Zostaw mnie! Wynoś się stąd! Kto cię tu wpuścił?!
-Zamknij się!- uderzył mnie w twarz- Grzecznie ze mną wychodzisz i nie wydajesz nawet najmniejszego pisku, rozumiesz?!
Pociągnął mnie w stronę wyjścia. Martyna, uspokój się. Zaraz ktoś zauważy i ci pomoże. A przynajmniej miej taką nadzieję. Jak na złość, korytarz był niemal pusty. Tylko zgłaszający się pacjenci. Z lekarzy nikogo nie było, prócz recepcjonistki, która właśnie była zajęta meldowaniem starszego pana. Chciałam krzyczeć... Nagle usłyszałam głos starszej pani.
-A gdzie państwo idą? Panienka w szpitalnej piżamie, przeziębi się!
-Niech się pani nie wtrąca. To moja siostra, mamy niedaleko do samochodu, a mamy ważny wyjazd.
-W piżamie?
-Tak, w piżamie.
Kłamstwo Tymka wydawało mi się żałosne. Ważny wyjazd w piżamie?
-Pani kochana...- podeszła do mnie i złapała za rękę- Mogę prosić na bok?
-No chyba panią głowa boli. Nie mamy czasu.
-Tymek, daj mi spokój. Masz mnie natychmiast puścić, inaczej zacznę krzyczeć, rozumiesz?!- lekko się uniosłam, przez co zwróciłam na siebie uwagę niektórych osób
-Nie drzyj się. Idź, ale masz 2 minuty!
Wyrwałam się i poszłam ze starszą panią do toalety. Tam nie powinien wejść. Zamknęłyśmy drzwi na klucz i zaczęłyśmy rozmawiać.
-Niech mi pani powie... Ten młodzieniec kłamał, prawda?
Nie wiedziałam, co mam zrobić. Chuj, powiem. Może Tymek się wystraszy i ktoś mi pomoże.
-Prawda...- powiedziałam cicho i spuściłam wzrok
-Jeśli mogę zapytać... Kto to był?
-Tymek. Mój były.
-Co on chce od pani? A, przepraszam... Nie powinnam była pytać...
-Nie szkodzi. Nie widzę nic innego, jak po prostu tego, że chciał mnie porwać.
Wie pani... Byliśmy szczęśliwi... Tworzyliśmy zgraną parę... Aż w końcu 2 razy się spóźniłam do domu. Zaczął mnie oskarżać o zdradę. Pobił mnie i zgwałcił...
Starsza pani zakryła usta w szoku, a jej oczy były większe niż 5 złotych.
-Jak to?
-No niestety... Od razu się w nim odkochałam. Zostawiłam go. Nie chciał mnie wypuścić, ale rano się wymknęłam i uciekłam do przyjaciółki. Było zbyt duże ryzyko, że mnie znajdzie, więc zamieszkałam wtedy jeszcze z przyjacielem. Drugiego dnia zostałam porwana przez zamaskowanego typa. Znów się wymknęłam, zgłosiłam na policję i wróciłam do domu. Właśnie wtedy z tym przyjacielem zostaliśmy parą. Jakiś tydzień temu mieliśmy wypadek.  Wyszłam bez szwanku, natomiast on...- wzięłam głęboki oddech- Od początku walczył o życie. Potrzebny był przeszczep nerki. Od razu zrobiłam badania. Wszystko się zgadzało, więc nie było nic przeciwko, abym została dawcą. Właśnie dziś się wybudziłam i dowiedziałam, że mój chłopak nadal jest operowany... Miałam jutro dostać wypis, ale ten były znalazł mnie nie wiem jak i chciał porwać...
-Bardzo pani współczuję... Myślę, że trzeba to zgłosić. Ja teraz pani stąd nie wypuszczę. Nie mogę pozwolić, żeby panienka została skrzywdzona.
-Dziękuję...- otarłam łzy, które wypłynęły w połowie opowieści
-Może już chodźmy do lekarza, zanim ten chłopak nas znajdzie. Pójdę pierwsza.
Ostrożnie otworzyła drzwi i rozejrzała się po korytarzu. Machnięciem ręki dała mi znak, że narazie wszystko jest ok. Szybkim krokiem ruszyłyśmy do gabinetu lekarza. Już miałyśmy otwierać drzwi, gdy stanął przed nami nie kto inny, jak Tymek.
-A wy gdzie? Miałyście pogadać i tyle. Czemu ciągniesz moją siostrę do lekarza?
-Tymek! Więcej szacunku dla starszych! I przypominam ci, że nie jestem twoją siostrą, tylko byłą dziewczyną. Nie zdążyłam nawet ci powiedzieć, że z nami koniec, więc teraz jest idealny moment.
-Odszczekaj to!- znów uderzył mnie w twarz
-Co pan wyrabia?! Proszę natychmiast ją zostawić!- krzyknęła staruszka
-Niech się babsko nie wtrąca! Wypierdalaj stąd, a jak piśniesz komuś słówko, to cię zabiję, rozumiesz?!
      Wykorzystałam okazję i z całej siły kopnęłam go w krocze, na co on jęknął z bólu i przykląkł. Szybko wbiegłyśmy do gabinetu lekarza, gdzie o wszystkim opowiedziałam. Oczywiście, gdy powiedziałam najpierw o tym, co chciał teraz zrobić, lekarz od razu wyszedł na korytarz, gdzie Tymek jeszcze zwijał się z bólu i zawołał ochronę, która miała go przytrzymać. Pomijałam takie szczegóły, jak ten, że jestem właśnie z Alanem Walkerem, czy że dał mi swój numer po koncercie. Mężczyzna zadzwonił na policję, która po 10 minutach już była na miejscu. Mnie od razu przesłuchali, a Tymka zabrali na komendę. Wróciłam do swojego łóżka. Zaczęłam płakać. Czy ten koszmar kiedyś się skończy? Nagle poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Alan?! Spojrzałam w bok. Cholera, zaczynam wariować. To ta przemiła, starsza pani.
-Kochanienka, wiem że to trudne, ale nie płacz.
-Rozumiem, że chce mnie pani pocieszyć, za co jestem ogromnie wdzięczna, ale ja już nie daję sobie z tym wszystkim rady... Strasznie mi brakuje Alana...
-To ten chłopak, który ma operację?
-Tak... Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczę... I to najbardziej boli...
Starsza pani mnie przytuliła.
-Naprawdę chce pani marnować czas na pocieszenie mnie?
-Pani kochana... Czasu to ja mam mnóstwo. A serce pęka, gdy widzę, jak ktoś cierpi. Mam nadzieję, że dżentelmen będzie dzielnie walczył.
-Wie pani... On tak wiele dla mnie zrobił... Pomógł mi, kiedy uciekłam od tego zwyrodnialca. Wspierał i martwił się o mnie, jakbym była najważniejsza na świecie. Kiedy mu dziękowałam, ochrzaniał mnie, że nie mam za co dziękować. Przecież każdy by tak zrobił. A dla mnie to było jak uratowanie przed śmiercią... Nawet nie zdążyłam się z nim pożegnać i powiedzieć, że jest dla mnie najważniejszy na świecie...
-Nie wiem, jak mogę pani pomóc. Nie znam pani chłopaka, ale już z samych opowieści o nim, mogę stwierdzić, że to dobry i uczciwy chłopak.
-Bo taki jest. Nigdy nie traktuje kogoś źle. Zawsze chce pomóc, nawet jeśli sam miałby się zabić.
-Może przejdźmy na ty? Irena jestem- wyciągnęła dłoń w moją stronę
-Martyna- odwzajemniłam gest
-Może przyniosę ci wodę lub coś do jedzenia? Dużo emocji jak na jeden dzień.
-Nie, dziękuję- uśmiechnęłam się
-Na pewno?
-Na pewno
Zaczęłyśmy rozmawiać o przyjemniejszych rzeczach, aż w końcu do sali wszedł lekarz. Ręce zaczęły mi się trząść ze strachu o Alana. A co, jeśli on nie przeżyje? Nie poradzę sobie bez niego.
-Pani Martyno, mam wiadomość o stanie zdrowia pani chłopaka.
-Niech pan mówi. Żyje?
Lekarz tylko westchnął. Poczułam, jak w moich oczach zbierają się łzy.
-Nie... Niech pan powie, że to tylko głupi żart!
-Proszę się uspokoić. Żyje, operacja się udała, ale jest jedno ,,ale"...
-Jakie?
-Jeśli pan Alan nie wybudzi się w ciągu 48 godzin, umrze...- zaczęłam jeszcze bardziej płakać- Proszę nie tracić nadzieji... Wiem, że to dla pani jest naprawdę trudne, ale proszę mi wierzyć, że było mnóstwo przypadków, kiedy dany pacjent już miał się nie wybudzić, a to zrobił. Pan Alan to naprawdę twarda sztuka i na pewno sobie poradzi.
-Czy ja mogę do niego wejść?
-Pewnie.
-Pójdzie pani ze mną?
-A mogę?- spojrzała na lekarza
-Tak, ale proszę się zachowywać cicho. Pacjent potrzebuje spokoju.
Ruszyliśmy w stronę sali, w której leży Alan. Założyłyśmy z panią Ireną specjalne fartuchy, po czym weszłyśmy do środka. Gdy zobaczyłam Alana, momentalnie do niego podbiegłam i złapałam za rękę. Był podłączony do maszyn. Wyglądał okropnie. Cały poraniony, w siniakach... Mimo to, dla mnie i tak był przystojny. Usiadłam na krześle i wtuliłam się w jego dłoń.
-Alan... Wiem, że mnie słyszysz... Walcz, rozumiesz? Błagam... Nie mogę cię stracić... Nie mogę, rozumiesz?
Usłyszałam szloch. Spojrzałam na panią Irenę. Płakała.
-Dlaczego pani płacze?
-N-Nic... Po prostu... Ciężko się patrzy na takie cierpienie... Świat jest niesprawiedliwy...
     Wstałam i ją przytuliłam. Naprawdę polubiłam tę staruszkę. Jest strasznie empatyczna.
-Ja może lepiej was zostawię samych...- powiedziała, po czym skierowała się w stronę wyjścia. Z powrotem usiadłam na krzesło. Patrzyłam na Alana, czując jak bardzo mi go brakuje. Schyliłam się i delikatnie go pocałowałam, po czym znów złapałam jego dłoń.
-Słyszysz? Musisz tu do mnie wrócić. Strasznie mi ciebie brakuje...- rozpłakałam się na dobre. Nagle poczułam lekki uścisk na dłoni. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Proszę... Wybudź się... Nie zostawiaj mnie samej na tym podłym świecie...
    Nagle do sali wszedł lekarz.
-Muszę panią teraz przeprosić, ale zabieramy pacjenta na badania.
Przybliżyłam się do ucha Alana i wyszeptałam ,,Kocham cię", po czym wyszłam z sali. Z jednej strony byłam szczęśliwa, bo w końcu zobaczyłam się z Alanem. Podeszłam do pani Ireny, która siedziała na krześle przed salą.
-Wszystko dobrze?- zapytałam
-Tak, tak...
Wróciłyśmy do mojej sali. Naprawdę nie mogę się przestać nadziwić pani Irence, że jeszcze jej się ze mną nie znudziło. Ale ok. Jeśli chce, to tym lepiej dla mnie.
-Może chcesz się przespać?- zapytała po 10 minutach rozmowy- Dużo emocji jak na jeden dzień
-Może to dobry pomysł...- położyłam się
-Śpij- powiedziała, po czym wstała
-Dobrze, dziękuję. Dowidzenia.
-Dowidzenia.
Przekręciłam się na bok. Nadal myślałam o uścisku Alana. To było takie zwykłe, ale... piękne. Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym zasnęłam.
************************************
Cześć kochani! Podoba wam się? Piszcie i gwiazdkujcie, jeśli jesteście na tak.
Miłego czytania!

Teraz wiem, co to znaczy szczęście...//Tymek & Alan Walker Pt.I ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz