Rozdział 1

405 10 4
                                    

*Martyna*

Budzik. Znowu ten nieszczęsny budzik. Nie czuję się niewyspana, ale myśl o kolejnym trudnym dniu w szkole przyprawia mnie o zmęczenie. Mimo braku motywacji wyłączam przedmiot, wstaję, biorę ciuchy z szafy i kieruję się w stronę łazienki, gdzie wykonuję poranną rutynę. Po wykąpaniu się, ubraniu i umyciu zębów zaczynam się malować. Jest to bardzo delikatny make-up. Nakładam tylko podkład, lekko podkreślam rzęsy i brwi. Schodę na dół na śniadanie, gdzie czeka już na mnie Zuza.
-Hej.-powiedziała brunetka
-Hej.
-Przygotowałam dla ciebie śniadanie.
-Dziękuję, ale nie musiałaś...
-Musiałam, musiałam. Nic nie jesz, w końcu mi zemdlejesz.
-Ale nie jestem głodna.
-Jesteś, jesteś. Jedz-wydała rozkaz.
-No dobrze-odpowiedziałam siadając do stołu.
-Gotowa na kolejny, męczący dzień?-zapytała Zuza, zajadając się jajecznicą.
-Taaa...
-Nie martw się. Nikola i te jej przyjaciółeczki są mocne tylko w kupie.
-No wiem, ale...-zawahałam się-po prostu nie chcę znowu wdawać się z nimi w spory...
-Rozumiem, ale one same się o to proszą.
-Proszą? One tworzą spory, a nie o nie proszą.-powiedziałam odstawiając talerz do zlewu.
-Masz rację, ale lepiej już chodźmy, bo się spóźnimy.
Wyszłyśmy z domu, zamykając drzwi na klucz. Spojrzałam na zegarek. Była 7:00. Musimy się pospieszyć, bo za 5 min mamy autobus. Biegiem ruszyłyśmy na przystanek. Zdążyłyśmy w ostatniej chwili. Przez całą drogę rozmyślałam o tym wszystkim. Szczególnie o tym co zrobiła mi Nikola. Rozbiła mój związek. Miałam cudownego chłopaka. Traktował mnie jak księżniczkę, ale spodobał się Nikoli, a ona nigdy nie odpuszcza. Próbowała nas rozdzielić na różne sposoby. Próbowała nas skłócić, sprawiać abyśmy byli o siebie zazdrośni... Ale pewnego dnia, przyszłam wcześniej do szkoły, ponieważ chciałam porozmawiać z Bartkiem. Weszłam do szatni, a on się obściskiwał z Nikolą. Ten widok złamał mi serce. Wybiegłam ze szkoły z płaczem, a Zuza musiała kłamać, że źle się poczułam. Chociaż po części powiedziała prawdę. Przez miesiąc nie chciałam nic jeść, Zuza mnie wręcz zmuszała do tego. Schudłam jakieś 7 kilo, przez co zaczęłam wyglądać jak kościotrup. Po jakimś czasie wyleczyłam się z tego bólu, który zadał mi Bartek, jednak nadal zostały mi po nim blizny. Dosłownie. Zaczęłam się ciąć. To było moją ucieczką od problemów. Sprytnie ukrywałam rany przed Zuzą. Nosiłam długie rękawy, natomiast gdy było gorąco, zakładałam dużo bransoletek lub zegarek. Po jakimś czasie Zuza odkryła moją tajemnicę. Wyszła do koleżanki, więc wykorzystałam jej nieobecność. Zapomniałam wyrzucić żyletkę, która była pokryta krwią, a kiedy Zuza to zobaczyła zaczęła mi wygłaszać kazanie i się drzeć. Byłam wtedy na nią zła, ale teraz rozumiem, że się o mnie martwi.
Z rozmyślenia wyrywa mnie głos Zuzy, informujący że dojechałyśmy na miejsce. Wstałam i niechętnie ruszyłam w stronę szkoły. Już widzę, jak będą mnie wytykać palcami i krytykować. Oczywiście z Nikolą na czele.
Wzięłam głęboki wdech i popchnęłam drzwi. Tak jak myślałam. Niemalże wszyscy gdy tylko mnie zobaczyli, zaczęli pomiędzy sobą coś szeptać i się śmiać. Trochę się przyzwyczaiłam, ale nadal mnie to strasznie boli. Poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię.
-Wszystko ok?-upewnia się Zuza.
-Tak, tak...
-Ooo, patrzcie! Nasze dwie papuszki nierozłączki!
-Możesz się zamknąć?!-krzyknęła Zuza, poirytowana jej zachowaniem.
-Uuu, bo co? Bo będzie lanie? - na te słowa wszyscy zaczęli się śmiać.
-Słuchaj, nie pozwalaj sobie na zbyt dużo! Nie jesteś pępkiem świata i nie powinnaś się tak zachowywać wobec innych!
-Nie wydaje mi się. Jestem od was lepsza, a szczególnie od ciebie, Martyna. - na te słowa nie wiem czemu, ale po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. -Patrzcie, będzie ryczeć! -powiedziała, po czym się zaśmiała.
Niewiele myśląc ruszyłam w stronę szatni. Chciałam jak najszybciej się od niej uwolnić. Przebrałam buty, a w drzwiach minęłam się z Zuzą. Spojrzała na mnie ze smutkiem po czym sama poszła się przebrać.
Ruszyłam w kierunku łazienki. Mam tego dość. Upewniłam się, że nikogo nie ma, po czym zaczęłam wykonywać czynność, której tak pragnęłam. Zza etui telefonu wyjęłam moją najlepszą przyjaciółkę. Tak nazywam żyletki. Swoimi najlepszymi przyjaciółkami. Tylko one potrafią ukoić mój ból. Tylko one mnie rozumieją. Ciach-pierwsza kreska. Druga. Trzecia. Patrzę na krew sączącą się z mojego nadgarstka. To taki przyjemny widok. Oddycham z ulgą, odchylając głowę do tyłu. Uwielbiam to uczucie. Do rzeczywistości przywraca mnie myśl, że w każdej chwili ktoś tu może wejść. Szybko chowam moją przyjaciółkę, biorę ręcznik, namaczam wodą i przykładam do rany. Po kilku minutach do moich uszu dobiega dźwięk dzwonka. Biorę plecak i ruszam w stronę klasy. Pierwsza jest matematyka. Świetnie. Ta stara rura mnie nie lubi i pewnie znów mnie weźmie do odpowiedzi. Wchodzę do pomieszczenia spóźniona.
-Przepraszam za spóźnienie.
-Ile razy mam powtarzać, że na moje lekcje nie wolno się spóźniać?!
-Wiem, bardzo przepraszam...
-Nie ma przepraszam! Do tablicy!
Zrezygnowana wykonałam polecenie nauczycielki. Kolejna jedynka. Świetnie. Byłoby fajniej, gdyby nie fakt, że jest to przyjaciółka mojej wychowawczyni, więc jak zwykle nie uwierzy mojej wersji.
Reszta lekcji minęła tak, jak zwykle. Żmudne 45 minut, za to następne 15 to była istna męka. Gdyby Zuza mnie nie broniła, nie wiem jak ja bym wytrzymała. Tak czy owak byłam wniebowzięta wychodząc ze szkoły. Piątek. Teraz przynajmniej 2 dni odpocznę od tych debili. Niby nie dużo, ale lepsze to niż nic. Zjadłam obiad, odrobiłam lekcje, aby mieć już wolne, po czym położyłam się i pogrążyłam w myślach.
Co by było gdybym nie istniała?
Byłoby łatwiej innym beze mnie?
Czy komuś na mnie zależy?
Czy ja w ogóle jestem potrzebna na tym świecie?
W głowie miałam milion pytań, a zero odpowiedzi. Po kilku minutach znurzył mnie sen.

Teraz wiem, co to znaczy szczęście...//Tymek & Alan Walker Pt.I ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz