Rozdział 22

116 4 2
                                    

Obudziłam się o 10. Nareszcie weekend. Podniosłam się, po czym zauważyłam, że nie ma Alana. Może poszedł do sklepu, albo do studia...? Nie wiem, co nie zmienia faktu, że wstałam i się trochę ogarnęłam. Nigdzie nie wychodziłam, jednak musiałam trochę zamaskować te niedoskonałości, bo w przeciwnym wypadku Alan spieprzałby, gdzie pieprz rośnie. Usiadłam na łóżko, po czym zaczęłam przeglądać social media. Po kilku minutach usłyszałam pukanie. Myśląc, że to Alan powiedziałam głośno, aby się nie wygłupiał, tylko wchodził. Coś mnie zaniepokoiło. Po tak długim czasie Alan wszedłby do pokoju. W tym przypadku drzwi ani drgnęły. Po chwili usłyszałam oddalające się kroki. Przestraszyłam się nie na żarty. Nie wiedziałam, co mam robić. Dzwonić do Alana? Wyjrzeć na korytarz? Martyna, nie bądź tchórzem. Wzięłam głęboki wdech, po czym skierowałam się do drzwi. Powoli naciskałam klamkę, aż opuściła się na tyle, żebym mogła wyjrzeć na korytarz. Moją uwagę przykuło jakieś pudełeczko, na którym leżała kartka. Podniosłam ,,prezent", po czym wróciłam do pokoju. Czułam się bezpieczniej z myślą, że nikt mnie nie widzi. Ponownie usiadłam na łóżku i zaczęłam czytać.

Dzień dobry, Martynko. Jak tam życie się układa? Chyba nie za dobrze, sądząc po twojej smutnej minie. Czyżby producent muzyczny nie odwzajemnia twoich uczuć? Nie musisz się skrywać. Jesteś przepiękna. Żałuję tylko, że nie mamy więcej okazji się spotkać, porozmawiać... Uśmiechaj się częściej, bo kiedy jesteś taka przygnębiona, to niezbyt dobrze wychodzisz na zdjęciach ;)

Momentalnie otworzyłam pudełko. To, co tam zobaczyłam, dosłownie mnie załamało. Były to MOJE zdjęcia. Ale nie takie zwykłe, ściągnięte z internetu, tylko robione z ukrycia. Zaczęłam je przeglądać. Na kilku stałam z Zuzą na przystanku, na kolejnych w parku, a jeszcze na innych z Alanem w kawiarni. Zaczynam coś rozumieć. Te zdjęcia na pewno zrobił ten typ, którego widziałam niedaleko przystanku. Byłam przerażona. W dodatku ten list... Niezbyt wiele z niego zrozumiałam. Jest raz o tym, raz o tym. Wyciągnęłam tylko następujące wnioski:
-autor listu twierdzi, iż kocham Alana bez wzajemności
-śledzi mnie i robi zdjęcia z ukrycia
-musi to być ktoś, kto wie o mnie, Tymku i oczywiście Alanie
   Zastanawiając się, kto to może być, usłyszałam otwierające się drzwi. Podskoczyłam przerażona, za co po chwili się skarciłam. To tylko Alan. Zaczynam już wariować.
-Cześć- uśmiechnął się promiennie
-Cześć...
-Co taka smutna?- podszedł do mnie
-Zobacz- podałam mu pudełko i list, który niemal od razu zaczął czytać. Każde słowo analizował bardzo dokładnie w absolutnym skupieniu. Pomyślałam, że tym ,,stalkerem" może być właśnie Tymek. Ale to niemożliwe. On nie pierdoli się w tańcu. Uważa, że zastraszanie jest czymś idiotycznym i od razu trzeba brać byka za rogi. No chyba, że jest skończonym hipokrytą.
-Japierdole, kto to napisał?
-Właśnie nie wiem... Kiedy cię nie było, usłyszałam pukanie. Myślałam, że się wygłupiasz, więc potraktowałam to jako żart, ale nikt nie wchodził. Po chwili usłyszałam oddalające się kroki. Cholernie się bałam, ale postanowiłam uchylić drzwi i właśnie wtedy znalazłam pod drzwiami ten niezwykle piękny prezent- odpowiedziałam z ironią.- W ogóle ten list nie ma najmniejszego sensu. Tak jakby ktoś go pisał pod presją czasu, lub byle, żeby coś było. Zrozumiałam tylko tyle, że to musi być osoba, która jest poinformowana o moich problemach.
Spędziliśmy jakieś 2 godziny na dzielenie się swoimi hipotezami. Alan powiedział, żebym go o wszystkim informowała, bo strasznie się o mnie martwi. Dodał też, że droga do szkoły na pieszo lub autobusem jest wykluczona. Nadal się zastanawiam, czym sobie zasłużyłam na opiekę Alana. Już i tak zrobił dla mnie naprawdę wiele. A ja dla niego? Bądźmy szczerzy-nic. Było mi równocześnie strasznie głupio. On moje problemy przeżywał 2 razy tyle, co ja. Naprawdę. Codziennie mu szczerze dziękowałam, na co on za każdym razem odpowiadał, że ,,każdy by tak zrobił na moim miejscu". Nie byłam tego taka pewna. Zuza pisała do mnie co kilka godzin, pytając czy wszystko ok. Robiło mi się naprawdę ciepło na sercu. Nie musieli się mną w ogóle przejmować, ale jednak to robili. Aktualnie siedziałam na łóżku z Alanem, oglądając film na laptopie. Chciał mnie trochę odstresować. Naprawdę zaczęłam się zastanawiać, czy on się przypadkiem nie urwał z choinki. Takich facetów, to ze świecą szukać. Położyłam głowę na ramieniu chłopaka, na co się uśmiechnął i mnie przytulił.
-Alan... Dziękuję, że jesteś... Robisz dla mnie tak wiele, a ja nawet nie mam, jak ci się odwdzięczyć. Jeszcze raz naprawdę ci dziękuję.- wyrzuciłam to, co leżało mi na sercu
-Marti... Już ci tyle razy mówiłem, że każdy by tak zrobił na moim miejscu i żebyś mi nie dziękowała. Dla mnie to sama radość, że mogę komuś pomóc.
-Alan, zrozum, że mi naprawdę głupio. Jak mam ci się odwdzięczyć?
-Po prostu się do mnie przytul- objął mnie w pasie, a ja się w niego wtuliłam. Był bardzo ciepły. Podparł brodę o moją głowę i znajdowaliśmy się w takiej pozycji, dopóki nie zasnęłam.
                                ***
Obudziło mnie pukanie w okna. Zdziwiłam się, ponieważ nasz pokój znajdował się na 3 piętrze, więc wątpię, żeby znudzona młodzież robiła sobie tyle zachodu, aby pukać w okno. Podniosłam się i sięgnęłam po telefon w celu sprawdzenia godziny. Była 2:50. Kto normalny puka w okna o 3 w nocy? Podeszłam do okna z żalem, bo w ramionach Alana było mi naprawdę ciepło i wygodnie. Nikogo tam nie było. Po chwili dostrzegłam coś, co powodowało hałas. A były to drobne kamyki. Nie no, ludzie są naprawdę popierdoleni. Wyjrzałam przez okno tak, aby osoba stojąca na zewnątrz nie mogła mnie zauważyć. Zamarłam. To ten sam typ, którego widziałam na przystanku. Natychmiastowo sięgnęłam telefon, po czym zaczęłam go nagrywać. Oczywiście tak, aby nic nie zauważył. Zrobiłam również kilka zdjęć. Nagle rzucił trochę większy kamień, przez co uderzył w szybę z głośnym hukiem. Alan zaczął przekręcać się na łóżku, mrucząc coś pod nosem. Wstrzymałam oddech. Po chwili ten typ rzucił kamień o podobnej wielkości, przez co Alan się obudził na dobre.
-Co jest, kurwa?- jak dobrze, że wyłączyłam nagrywanie
-Ciii... Ten stalker stoi pod hotelem i rzuca w okno kamieniami. Nagrałam go.- wyszeptałam
-Bardzo dobrze zrobiłaś, ale narazie trzeba go stąd wykurzyć.
Alan podszedł do okna, po czym je otworzył. Cholernie się wystraszyłam.
-Ej, kolego! Czy ty jesteś normalny, żeby rzucać w nocy kamieniami w okno?! Ludzie chcą spać! Lepiej idź do jakiejś meliny, jeśli nie chcesz mieć żadnych problemów!
Od samego początku widać było, że gość popuścił w gacie ze strachu, że ktoś go zauważył. W odpowiedzi na krótki monolog Alana, zakapturzony człowiek jedynie pokiwał głową, po czym uciekł. Byłam przerażona tą sytuacją. Chłopak zamknął okno, a gdy zobaczył mnie roztrzęsioną, mocno mnie przytulił.
-Nie płacz, proszę...- podniósł mój podbródek- Będzie dobrze, rozumiesz? Nie chcę, żebyś była smutna...- pocałował mnie w głowę
-Przepraszam...- wyszeptałam
-Ale za co?- zapytał zdezorientowany
-Zwaliłam ci się na głowę i przeze mnie się nie wysypiasz, bo się martwisz.
-Martyna, już ci tyle powtarzałem, żebyś przestała mi mówić, że jesteś problemem. Nie jesteś, rozumiesz do cholery?-objął moja twarz w swoich dłoniach- To wszystko nie jest twoja wina. To nie ty masz problem, że się ze mną spotkałaś, tylko Tymek. Uważam, że to, co zrobił jest kompletnie niewybaczalne. Nie wyobrażam sobie choćby lekko uderzyć dziewczynę, a co dopiero zgwałcić.- Na te słowa w moich oczach zaczęły pojawiać się łzy- Cholera, przepraszam. Jaki ja jestem głupi... Niepotrzebnie o tym wspominam...
-Daj spokój. Jestem szczęśliwa, że wspierasz mnie w tym trudnym momencie.- przytuliłam go mocno- Przez te kilka tygodni sprawiłeś, że jesteś drugą osobą, której cholernie zaufałam. I mam nadzieję, że nigdy nie stracimy kontaktu...- głos mi się załamał, bo przypomniałam sobie, że już jutro Alan wyjeżdża- Chcę, żebyś wiedział, że uważam cię za swojego najlepszego przyjaciela i jesteś dla mnie jedną z najbliższych osób. Tak, po zaledwie dwóch tygodniach jestem w stanie to stwierdzić- rozpłakałam się na dobre
-Ej, mała nie płacz...- jego głos zadrżał- Ja też nie chcę stracić z tobą kontaktu... Po tym czasie również mogę stwierdzić, że jesteś dla mnie jedną z najbliższych osób. Wiesz o mnie rzeczy, o których nie wie nikt z mojej rodziny, czy przyjaciół. Jesteś dla mnie cholernie ważna...- powiedział, po czym pociągnął nosem. Płakał. Alan Walker się rozpłakał. To było niemożliwe.
-Alan... Spotkamy się jeszcze kiedyś?
-Na pewno... Martyna... Proszę cię, jedź ze mną. Ja bez ciebie nie wytrzymam... Muszę mieć pewność, że jesteś bezpieczna...
Oczywiste jest, że pojechałabym z Alanem, tylko ta pieprzona szkoła mi to uniemożliwia. Chwilę biłam się z myślami, aż w końcu podjęłam decyzję.
-Alan...
-Tak?
-Wiesz, tak sobie myślę i... Jebać to... Jadę z tobą...
-Naprawdę?!- ucieszył się
-Tak. To zaledwie miesiąc... Zadzwonię do wychowawczyni i powiem, że złapałam jakąś infekcję i nie mogę normalnie funkcjonować.
-Jezu, ale się cieszę!- powiedział podekscytowany, po czym zaczął mnie całować po głowie, na co się zaśmiałam. Chwilę później poszliśmy dalej spać.
                                ***
Obudziłam się po 9. To naprawdę dobrze, biorąc pod uwagę fakt, że nie spałam pół nocy. Obok mnie leżał przytulony do mnie Alan. Słodko wyglądał, kiedy spał. Boże, o czym ja myślę? Postanowiłam nie zwlekać i od razu wykonać swój plan. Wzięłam telefon, po czym zaczęłam wyszukiwać w nim numer mojej wychowawczyni. Dopiero co wstałam, więc będzie to wyglądało bardzo realistycznie. Powiedziałam, że w piątek strasznie bolało mnie gardło i towarzyszył mi okropny kaszel, a wczoraj wybrałam się do lekarza, który stwierdził, że mam zapalenie oskrzeli i kazał w ogóle nie wychodzić z domu, tylko zadzwonić do niej, aby poinformować o zaistniałej sytuacji. Chyba to kupiła, bo skomentowała tylko ,,Oczywiście, dużo odpoczywaj i nawet nie waż się przychodzić do szkoły. Odrabiaj zaległości, a resztą się nie przejmuj". Dziękowałam za tak wyrozumiałą wychowawczynię. Po kilkunastu minutach obudził się Alan.
-Heeej- powiedział z poranną chrypką
-Hej
-Długo na mnie czekałaś?
-Nie. Dzwoniłam już do wychowawczyni.
-Szybka jesteś.-zaśmiał się
-O której jutro lecimy?
-O 7. Jeśli wstaniemy o 5, na spokojnie się wyrobimy. Ale rzecz jasna, dziś się spakujemy.
-Od razu chcę cię uprzedzić, żebyś się nie wystraszył. Gdy się nie wyśpię, wyglądam jak potwór.- zaśmialiśmy się
-Tak, wiesz? Z miejsca ucieknę jak najdalej od ciebie- dalej się śmiał
-Szczerze? Nie zdziwiłabym się.
Wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie, po czym stwierdziliśmy, że już zaczniemy się pakować. Gdy już skończyliśmy, wyszliśmy na spacer, a potem oglądaliśmy film z kubkiem gorącej herbaty. Wreszcie poczułam, że mogę odetchnąć.
************************************
Hej! Jak myślicie? Kto jest tajemniczym stalkerem? Piszcie i gwiazdkujcie! Miłego czytania!

Teraz wiem, co to znaczy szczęście...//Tymek & Alan Walker Pt.I ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz