Światło

240 11 0
                                    

- Dobry wieczór, tato... - odparłam, nieco głośniejszym, niż zazwyczaj tonem, a wtedy wszystko się zaczęło. Jared szybkim ruchem oddał strzał, a ciało Marcusa runęło na ziemię. Ja wypełniałam wszystkie zadania i uciekłam na tyły domu. Gdy już tam byłam poczułam okropny ból brzucha, spojrzałam i zauważyłam, że wylewał się z niego strumień krwi, którego nie czułam, przez adrenalinę pompowaną do moich żył.

- Jared - powiedziałam, tracąc powoli siły, nie potrafiłam zatamować krwi. Miałam tylko nadzieję, że chłopak usłyszy mnie pośród huków oddawanych strzałów.

- Emily? - krzyknął, zmartwiony - Coś się stało? - zapytał, a ja próbowałam wykrzesać energię, aby udzielić mu odpowiedzi. - Nic nie mów, już idę - odrzekł wyczuwając, że coś poszło nie tak.

Nagle zza rogu wyłonił się starszy facet z bronią skierowaną w moją stronę. Jego wiek ustatkowałam pomiędzy 40, a 50. Podejrzewałam, że nie przyszedł mi pomóc, a wręcz przeciwnie. Ubrany był tak jak mój ojciec, w czarny garnitur. Jego głowę otaczały siwe włosy, był średniego wzrostu, na prawym policzku miał bliznę, jakby po przecięciu, która biegła od ucha, aż po samą brew.

- Zaraz dołączysz do swojego ojczulka. - odparł z uśmiechem - Możesz być mi wdzięczna, nie będziesz tyle cierpieć. - powiedział, śmiejąc się i gdy już miał nacisnąć za spust, osunął się na ziemię. Zobaczyłam Jareda i wiedziałam, że jestem już bezpieczna.

- Cholera - odrzekł zielonooki, a ja po tych słowach odpłynęłam.

Następnego dnia...

Obudziłam się, odurzona substancją przeciwbólową. Leżałam w szpitalu, na białym łóżku. Jedyne o czym teraz byłam w stanie myśleć, był to stan chłopaków zgromadzonych w naszym domu. Miałam szczerą nadzieję, że w tej akcji ucierpiałam tylko ja. Zastanawiałam się też, gdzie jest Jared. Spojrzałam na swój brzuch, który opatrzony był bandażem, zajmował on większą jego część i nie wyglądało to za dobrze. Rozejrzałam się po bezpłciowym pomieszczeniu, które oprócz łóżka miało jakiś stary telewizor, skromną szafkę oraz bliżej nieokreśloną roślinę.

Niedługo po tym jak się przebudziłam, do pokoju wparował lekarz z dwoma pielęgniarkami. Kobiety zmieniały mój opatrunek i kroplówkę, umieszczoną po prawej stronie łóżka, a doktor przeprowadzał nieistotną dla mnie rozmowę. Powiedział też, że za tydzień wypisze mnie ze szpitala i nie jest ze mną tak źle, ale straciłam dużo krwi, dlatego powinnam tam zostać. Szczerze nie czułam się jakoś bardziej osłabiona, czy zmęczona. Dowiedziałam się też, że Jared razem z Shane'em i Jake'iem byli tutaj, po czym został tylko blondyn, którego odesłano do domu chwilę przed tym, jak się przebudziłam. Poprosiłam więc o to, żeby poinformowali go o moim stanie i przekazali, że czuję się dobrze, a on ma zająć się gośćmi w naszym domu. Sformułowałam swoją wypowiedź tak, żeby nie zdradzać informacji o gangu, nie wiedziałam, czy mogę ufać mężczyźnie. Zostały mi podane leki nasenne, przez które chwilę później zasnęłam pochłonięta bezuczuciowym i szarym snem.

Gdy się obudziłam, za oknem było ciemno. Zauważyłam, że na stoliku leżała moja komórka, postanowiłam więc sprawdzić godzinę oraz przejrzeć aplikacje i kontakty, które nie były jeszcze przeze mnie oglądane. Była 4:45, świetnie. Zauważyłam, że miałam 4 kontakty. Większość, bo aż trzy z nich były do osób które lubiłam, jak nawet nie kochałam, lecz ostatni był do Arthura. Nie wyobrażałam sobie rozmowy przeprowadzonej z nim. Postanowiłam wysłać sms-a do Shane'a i Jareda wątpiąc, że będą mi w stanie odpisać o tej porze.

Do Kochany i Najlepszy Trener (no tak, jak inaczej mógłby nazwać się Jared?):

- Hej, dom jeszcze cały? Chciałabym jeszcze chwilę w nim pomieszkać... XD - napisałam i praktycznie od razu otrzymałam wiadomość zwrotną, no cóż Shane musi poczekać.

To on ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz