2 miesiące później...
Od rana siedziałam nad ekranem mojego komputera nadrabiając zaległości, które wręcz mnożyły się w oczach. Musiałam to dzisiaj skończyć, bo Arthur nie będzie zadowolony kolejnym dniem zwłoki. Wypełniałam tabele i analizowałam wszystkie inne formularze, które znajdowały się na liście moich obowiązków. Nie zdążyłam zrobić sobie żadnego śniadania, więc poprosiłam o to idącego do kuchni Jareda, który bez sprzeciwu się zgodził, ponieważ doskonale wiedział, że mam dzisiaj dużo pracy.
Po kilkudziesięciu minutach oczekiwania postanowiłam sprawdzić, czy wszystko w porządku. Wychodząc z pokoju usłyszałam przyciszony, dobrze mi znany głos. Wróciłam się po broń, musiałam to skończyć raz na zawsze. Po cichu pokonywałam schody, prowadzące w dół, a w tle słychać było szmery, których jak na razie nie mogłam zidentyfikować, ale byłam stuprocentowo pewna co do tożsamości naszego gościa.
- Jared... - usłyszałam, będąc tuż przy ganku - coś ty ostatnio taki sztywny...- mruczała moja ulubienica. - No weź... - do moich uszu doszła kokieteryjna prośba Amy. Wychyliłam się zza framugi i zobaczyłam tą dwójkę. Amy przyciskała się do torsu Jareda i przesuwała po nim swoim pomalowanym na jaskrawy róż tipsem. On natomiast posłał jej puste spojrzenie i cofnął się, stawiając krok do tyłu, lekko ją odpychając oraz zamierzając zamknąć drzwi przed jej nosem.
- Powiedziałem ci, że masz się do nas nie zbliżać. - powiedział, a ja stwierdziłam, że to odpowiedni moment na wkroczenie do akcji. Wyciągnęłam pistolet i trzymając go oburącz przed sobą wyszłam.
- Oooo, cześć Amy... - mruknęłam z diabelskim uśmiechem - Cóż za zaszczyt, gościć cię w naszych skromnych progach... - powiedziałam stopniowo zbliżając się do kobiety, która reagowała na to coraz szybszym wycofywaniem się z naszej posesji. - Co cię do nas sprowadza? - zapytałam i stojąc w drzwiach, spotkałam się z jej sarkastycznym uśmiechem. Zrobiłam kilka kroków do przodu, by mieć więcej swobody oraz zwiększyć swoje pole do popisu.
- Coś ty taka wścibska? Nie interesuj się dziewczynko, to sprawa pomiędzy mną, a J... - jej zarozumiały ton przerwał huk strzału i mojej pękającej w szwach cierpliwości. Miała szczęście na tyle, że jakimś cudem się opanowałam i strzeliłam ostrzegawczo w powietrze, na szczęście nie było tam żadnego ptaka, który mógłby oberwać i spadając na ziemię zepsuć atmosferę. Blondynka była przestraszona, a cyniczny uśmiech odtąd był przyklejony do mojej twarzy, co bardzo mnie satysfakcjonowało.
- Chciałaś coś jeszcze powiedzieć? - zapytałam bawiąc się bronią i patrząc w jej oczy.
- Jared! Nic jej nie powiesz? - zapytała podniesionym, piskliwym głosem oburzona Amy, a mój uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył, gdy się do niego powoli odwróciłam, przygryzając wargę. Spotkałam jego rozbawione spojrzenie, ale też w jakimś stopniu podziw, co skumulowało moje wrażenia. Z podniesioną brwią oczekiwałam na wypowiedź mojego chłopaka.
- Ja cię ostrzegałem. - powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha Jared - A to, że mnie nie posłuchałaś to już nie moja sprawa, idę się napić kawy. - odrzekł i z uśmiechem zaczął się wycofywać, dając nam nieco ,,prywatności". Rozśmieszyło mnie nieco jego zachowanie w porównaniu do chęci Amy, żeby jej pomógł.
- I tak po prostu zostawisz mnie z tą wariatką? - zapytała, a mi nie za bardzo spodobało się to, co powiedziała. Z kamienną twarzą zaczęłam się do niej zbliżać, a widząc jej niezdolność do poruszenia się poczułam niewyobrażalne uczucie zwycięstwa.
- Coś ty powiedziała? - zapytałam przekręcając bronią w ręku. Nigdy nie pomyślałabym, że kiedyś mogę stać się taką osobą, jaką teraz prezentowałam się przed napompowaną blondynką.
CZYTASZ
To on ✓
Teen Fiction© Historia opowiada o pełnej życia, entuzjastycznej Emily, której życie obróciło się o 180 stopni. A to wszystko przez nieszczęsne koszenie trawy... Czy los będzie dla niej łaskawy? Opowiadanie posiada wiele zwrotów akcji, a w międzyczasie pojawia s...