Prawda boli

210 8 0
                                    

W szklanych drzwiach kilka minut po ósmej pojawił się blondyn, który miał niezmiernie ważną rzecz do przekazania. Byłam ciekawa przebiegu tego spotkania, ale chłopak bez słowa usiadł koło mnie i trwaliśmy w ciszy. Nie zamierzałam odzywać się pierwsza, skoro to on mnie zaprosił. Widocznie nie wiedział jak zacząć, aż w końcu westchnął.

- Co cię ugryzło? - zapytał, a ja nie byłam w stanie wykonać innego ruchu i tylko przewróciłam oczami. - Widzę, że coś jest nie tak, Emily. - mruknął, widząc, że nie doczeka się odpowiedzi na wcześniejsze pytanie.

- Nic. - odrzekłam krótko i prawie zgodnie z prawdą. Nie całkiem było to słuszne stwierdzenie, bo był powód. Przyczyną mojej frustracji była niewiedza. Było to spowodowane zachowaniem chłopaka oraz tym, że nie wiedziałam na czym stoimy. Nienawidziłam uczucia niewiedzy, a teraz mnie ono przytłaczało i osaczało z każdej strony. Zielonooki wpatrywał się w zachodzące słońce, ale nic nie odpowiedział. - Denerwuje mnie cała ta sytuacja, wiesz? - zapytałam zirytowana nieprzerwaną ciszą, panującą między nami.

- Jaka sytuacja? - odrzekł chłopak, udając, że znowu nic nie wie.

- Oj, nie udawaj, że nie wiesz, Jared. - popatrzałam na niego przymrużonymi oczami i wstałam, podchodząc do basenu, a następnie kierując się w stronę altany.  Powoli kroczyłam w stronę białego drewna, w którym nie miałam okazji jeszcze przebywać. Słyszałam, że blondyn podążał za mną, ale nie zwracałam na niego uwagi. - Dobrze zdajesz sobie sprawę z tego, dlaczego mnie ,,coś ugryzło" - powiedziałam z wyczuwalnym wyrzutem, w powietrzu robiąc cudzysłów, przy wypowiadaniu dwóch ostatnich słów. Straciłam ochotę na tą rozmowę. - Czemu chciałeś ze mną porozmawiać? - zapytałam, wpatrzona w zachodzące słońce.

- Mogłabyś na mnie spojrzeć? - odrzekł twardo chłopak, a ja odwróciłam się, spotykając hipnotyzujące, zielone tęczówki. Byłam stracona i już dawno zdałam sobie z tego sprawę... - Mam ci coś ważnego do przekazania i byłbym wdzięczny jakbyś nie udawała nadąsanej, rozpieszczonej gówniary. - powiedział głośniej, a ja poczułam ukłucie w sercu, kompletnie go nie rozumiałam, ale widocznie tak miało zostać. Popatrzyłam na niego rozczarowanym wzrokiem i udałam się w stronę domu. Dla mnie rozmowa była zakończona. Nie było jak jej kontynuować, a najlepszym jak dla mnie miejscem do przebywania, w aktualnym momencie, było moje łóżko. Minęłam chłopaka, który stał odrętwiały i nie raczył obdarzyć mnie już spojrzeniem. - Emily, cholera, nie to miałem powiedzieć, przepraszam! - krzyknął, ale nie zamierzałam się zatrzymać. Znajdując się niemalże przy drzwiach poczułam szarpnięcie, a jego sprawcą jak zwykle był zielonooki. Wyszarpnęłam się i odwróciłam się ponownie do niego plecami. - Porozmawiaj ze mną, proszę - odrzekł, niemal błagalnym tonem, a ja postanowiłam dać mu drugą szansę, uświadamiając sobie, że w sumie powiedział prawdę.

- A więc, o co chodzi? - odwróciłam się i odparłam wpatrzona w jego tęczówki, a ten uśmiechnął się i złożył pocałunek na moich ustach. Nie potrafiłam go odepchnąć, ale musiałam jak najszybciej ustatkować tą pokręconą relację.

- Właśnie o to - powiedział blondyn, w końcu się ode mnie odrywając. - Chodź do altany, musimy porozmawiać - odparł i poprowadził mnie, trzymając za rękę na ławkę we wnętrzu spowitej ostatkami promieni słońca, altany. Po zajęciu miejsca, wpatrywał się we mnie przez dłuższą chwilę, ale ja patrzyłam na promienie, wpadające przez drewnianą kratkę, owiniętą różami. - Nie wiem jak zacząć - odrzekł chłopak i chyba pierwszy raz nie wiedział co powiedzieć, a przynajmniej w mojej obecności. Odwróciłam głowę i spotkałam patrzące na mnie oczy - Chyba - mruknął blondyn, starając się jak najstaranniej dobierać słowa - coś do ciebie czuję. - wykrztusił w końcu i czekał na moją reakcję. Ja, cóż mogę powiedzieć, czułam się szczęśliwa i to bardzo. Bardzo, bardzo. Posłałam łagodny uśmiech zielonookiemu, w którym widać było zmieszanie i go pocałowałam. Tak po prostu. - Czyli to ma znaczyć, że ty też? - zapytał chłopak.

- Tak, ja też - odparłam, z uśmiechem na ustach. W końcu od kilku miesięcy, mogłam powiedzieć, że czuję się szczęśliwa. - Nawet nie wiesz jak bardzo - odparłam i wtuliłam się w jego tors, wdychając zapach jego perfum.

- Swoją drogą, wygrałem zakład - odrzekł chłopak, a gdy podniosłam głowę, spotkałam się z, typowym dla niego, łobuzerskim uśmiechem. - Shane założył się ze mną, że pierwszy cię wyrwie, ale chyba mu się nie udało - powiedział i naprawdę wyglądał na ucieszonego z tego faktu. - Mam plan - powiedział po dłuższym zastanowieniu się i korzystając z okazji, że siedziałam na jego kolanach bez trudu mnie podniósł, mimo iż nie byłam jakaś lekka. Sekundę później wylądowałam w basenie, zanurzona w nim od stóp do głów. Miałam ochotę zamordować pękającego ze śmiechu blondyna. Woda o dziwo była cieplusia, co było plusem, ale i tak znając moją naturę wiedziałam, że zmarznę.

- Jared. - powiedziałam, podniesionym głosem - Nie żyjesz, nie żartuję - odparłam i wyszłam na spotkanie, leżącemu na trawie i trzymającemu się za brzuch chłopakowi, nie wiedziałam, co mogło go tak rozbawić... Nie mając przygotowanego planu, podeszłam i przytuliłam się do blondyna, sprawiając, że jego koszulka też była w jakimś stopniu mokra. Musiałam się zemścić, ale dopiero jak zielonooki wstanie, bo teraz nie mam szans na podniesienie go.

- A i jest jeszcze jedna sprawa - odparł chłopak, przypominając sobie o czymś.

- Jaka? - zapytałam ciekawa, wsłuchując się w rytm jego serca. Chłopak odsunął się ode mnie, wstał i ściągnął bluzę ukazując swoje mięśnie, które nie powiem, były całkiem ładne. Miał też mnóstwo tatuaży, zakrywających prawie cały tors. - No okej, wiedziałam, że jesteś umięśniony, no ale co to ma z... - ucięłam w połowie, gdy chłopak się odwrócił i ukazał mi, poprzecinane bliznami w niemalże każdym miejscu, plecy. Podeszłam i dotknęłam zagojonych już ran, upewniając się, że to co widzę, nie jest tylko moim urojeniem. - Jared, kto ci to zrobił? - zapytałam, przejęta.

- Pamiętasz jak opowiadałem ci o mojej rodzince? - zapytał, a ja domyśliłam się, kto mu to zrobił, ale musiałam to usłyszeć, żeby móc w pełni uwierzyć. - To mój kochany ojciec. - odparł po chwili, a moje serce odmówiło posłuszeństwa, zatrzymując się na ułamek sekundy. Po moich policzkach spłynęły samotne łzy mimo, że to nie ja powinnam tu płakać. Nie wierzyłam jak można zrobić takie coś i to jeszcze własnemu dziecku? Blondyn po chwili odwrócił się, a ja widząc te piękne zielone oczy wtuliłam się w niego, obdarzając go milionem pocałunków.

Wieczór minął nam na śmiechu i wpychaniu siebie nawzajem do wody. Gdy wchodziliśmy do domu spotkaliśmy w salonie Jake'a, który widząc, że trzymamy się za ręce posłał porozumiewawcze spojrzenie do zielonookiego, którego nie umiałam rozszyfrować.

- Pamiętajcie, że śpię za ścianą i chcę jeszcze przez chwilę mieć zdrową psychikę. - odparł, a blondyn słysząc to tylko przewrócił oczami, natomiast ja się tylko zaśmiałam.

- Nie martw się - odpowiedziałam, chcąc zobaczyć reakcję chłopaków - takie rzeczy dopiero po ślubie - powiedziałam i mrugnęłam, a na twarzach braci pojawił się szok wielkości tramwaju. Ja wzruszyłam ramionami i pociągnęłam za sobą blondyna, trzymającego mnie za rękę.

- Myślę, że Jared nie wytrzyma - dodał Jake i oboje się zaśmialiśmy.

Pod koniec zasnęłam wtulona w Jareda ze świadomością, że od dzisiaj jest moim chłopakiem i nie zamierzam się nim z nikim, ale to absolutnie nikim dzielić. Nie wiedziałam, czy mogę mu do końca ufać, ale miałam świadomość, że już nie wyplączę się z tego, co nas połączyło. Posiadałam szczerą nadzieję, że nasz związek przetrwa próbę czasu.



No i cóż tu powiedzieć... Powiem jedynie tyle, że wracam do systematyczności, a rozdziały będą się pojawiały co czwartek.

xxxdangerousx <3

To on ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz