Ucieczka

216 8 0
                                        

Oboje zaczęliśmy się jej przysłuchiwać...

- Na pewno musieli tu być - mruknął mężczyzna w średnim wieku z nieco dłuższymi czarnymi włosami, niemal wpadającymi mu do oczu, był szczupły, ale bardzo wysoki i w jednym uchu miał srebrny kolczyk, byłam niemalże pewna, że oboje byli starsi od Jareda. Obok niego stał gruby, niski facet z brązową, długą brodą. Po jego szyi ciągnął się tatuaż przedstawiający węża, ja po zobaczeniu go poczułam ciarki na całym moim ciele. Strasznie bałam się tych zwierząt i najchętniej, gdybym mogła usunęłabym je z Wszechświata. Przypomniał mi się od razu mężczyzna, którego postrzeliłam w dawnej posiadłości, miał taki sam tatuaż, czy jest możliwym fakt, że mają coś ze sobą wspólnego? - Cholera, musieliśmy się spóźnić albo - powiedział i skierował wzrok na miejsce, w którym się chowaliśmy. Przestraszyłam się, bo niby skąd mógł wiedzieć? - się gdzieś schowali - dodał ciszej i myśląc, że go nie widzimy zaczął zbliżać się do konara, za którym staliśmy.

- Schowaj się za mną - szepnął Jared, a ja wykonałam jego polecenie. Moje serce zaczynało coraz szybciej bić pod wpływem wpompowywanej adrenaliny - Jak powiem, że masz uciekać to biegnij, jak coś będę pod telefonem. - odparł, a ja nie wiedząc co nas czeka skinęłam głową. Po chwili nieznajomi zobaczyli nas, a przynajmniej blondyna, ponieważ swoim ciałem zasłaniał mnie całą, co dla mnie było ogromnym szokiem.

- Jared, przyjacielu, znów nasze drogi się ze sobą skrzyżowały - powiedział uśmiechnięty czarnowłosy, ale po pierwszym rzucie oka mogłam stwierdzić, że nie miał zbytnio przyjaznych zamiarów.

- Witaj Denim... - mruknął niskim głosem blondyn i przyznam, że od tej strony go jeszcze nie słyszałam.  - Czemu zakłócasz mój spokój? - zapytał po chwili.

- Wiemy, że masz tu dziewczynę - odrzekł ciszej drugi mężczyzna, psując napięcie zbudowane przez niejakiego Denima - gdzie ona jest? - zakończył swoją wypowiedź pytaniem, a ja ze stresu zacisnęłam w pięść koszulę chłopaka.

- Kto wam to powiedział, miałem być taki nieodpowiedzialny i ją tutaj wziąć, i narazić na niebezpieczeństwo? - odparł chłopak i prychnął, chcąc najwidoczniej zrobić z nich głupków, na co uśmiechnęłam się lekko - No umówmy się, nie postradałem jeszcze wszystkich moich szarych komórek... - powiedział i lekko prychnął.

- Jesteśmy wręcz przekonani, że tutaj jest. - odrzekł ponuro Denim, czy jak mu tam było. - Nie oszukasz nas, Waston. - dodał, a blondyn niezauważalnie wyciągnął pistolet zza spodni, dalej chowając go za plecami i lekko głaszcząc mnie po dłoni. - Skoro jej tutaj nie ma, to zrób krok w bok - odparł, przejrzał nas, cholera. Mam nadzieję, że nie mają broni. Po krótkiej chwili Jared nacisnął za spust, trafiając Denima w lewą nogę, na wysokości łydki. Zaraz po nim na ziemię runął drugi z nieznajomych. Serce miało wyskoczyć mi z piersi.

- Powątpiewałem, że nam się to uda - powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha blondyn omijając rannych mężczyzn - a jednak. - dodał z uśmiechem i pociągnął mnie do siebie, jak zwykle całując w nos. - Niestety, ale musimy już jechać, za niedługo może ich tu być więcej. - odrzekł nieco smutny, co mnie zdziwiło.

- Czeka na ciebie jeszcze druga tura pytań - odparłam chytrze w drodze do samochodu - tak łatwo się nie wywiniesz, kolego - powiedziałam śmiejąc się cicho.

- Tego się obawiałem - odrzekł zielonooki i objął mnie w talii.

15 minut później...

Nie spieszyliśmy się zbytnio w drodze do auta. Zadałam już chyba wszystkie pytania, które od pewnego czasu składowały się w mojej głowie. Dzięki temu dowiedziałam się, że blondyn obchodzi urodziny 22 kwietnia i będzie miał wtedy 22 lata. Reszta pytań nie miała za dużego znaczenia, ale bardzo umiliła spędzony razem czas drogi do pojazdu. Ciekawostką dla mnie było też to, że chłopak chce mieć w przyszłości psa i co najmniej dwójkę dzieci.

Swoją drogą, zawsze marzyłam o posiadaniu takowego zwierzęcia. Za każdym razem gdy tylko zaczynałam temat, mama ucinała go jeszcze szybciej. Twierdząc, że jestem zbyt nieodpowiedzialna na posiadanie czworonoga oraz przecież nie wiadomo, czy ktoś nie ma alergii. Teraz jednak na nowo zobaczyłam światełko w tunelu. Od pewnego czasu, wiedziałam nawet, że pies będzie nazywał się Haker, tak po prostu. Wiem, że to banalne imię, ale zawsze lepsze niż oklepany Fafik, Pimpuś albo Azor.

Dotarliśmy do auta i odjechaliśmy z tego cudownego miejsca. Miałam skrytą nadzieję, że to nie był pierwszy i ostatni raz spędzony w tym miejscu, ponieważ bardzo mi się ono spodobało.

Kwestią czasu okazało się jednak towarzyszące nam później, nieznajome dla mnie towarzystwo. Znowu to samo, kolejny raz uciekam przed kimś, kogo nawet nie znam! Denim najwidoczniej poinformował ich o lekkich komplikacjach w trakcie akcji, co skutkowało teraz pogonią czarnego samochodu, którego byłam pasażerką. Zastanawiałam się czego oni ode mnie chcą, przecież już i tak jestem bezużyteczna, a naskakując na mnie, depczą po odcisku Arthura, którego spokój w końcu się zaburzy i poznają jego gniew.
Za nami mknęło z pełną prędkością kilka sportowych aut, które mimo swojej jakości, nie potrafiły nas dogonić, dlatego byliśmy cały czas na czele. Zastanawiające było też to, czy blondyn siedzący za kółkiem zauważył orszak pojazdów śledzący każdy nasz ruch, bo on jakby nigdy nic spokojnie operował kierownicą, nie zwracając na nic uwagi. Dzisiaj o strzelaniu do kół nie było mowy, bo i tak bym nie trafiła, było bardzo ciemno, a na niebie świeciły jasne punkty - potocznie nazywane gwiazdami. Przypomniało mi się jedno pytanie, o którym zapomniałam na klifie.

- Jared, mogę ci zadać jeszcze jedno pytanie? - zapytałam cicho.

- Pewnie - odrzekł chłopak, kierując na mnie wzrok swoich zielonych tęczówek.

- Może jest ono głupie..., ale zawsze mnie to zastanawiało - dodałam wpatrzona w twarz chłopaka skupioną na rozciągającym się przed nami asfalcie. - Czy jest tak właściwie coś, czego ty o mnie nie wiesz? - odparłam, po chwili.

- Raczej nie - odpowiedział mi chłopak. Po lekkim zastanowieniu i mimo, że się tego spodziewałam, to i tak byłam w ciężkim szoku.

- Czyli masz teczkę z wszystkimi informacjami o mnie, jak kryminaliści na policji?!? - odparłam, nie kryjąc szoku.

- Po pierwsze jesteś kryminalistką odkąd cię porwałem, a po drugie mam coś w tym stylu - odrzekł uśmiechnięty, a ja zatrzymałam się na pierwszej części jego zdania. Jestem kryminalistką, tak jak mój ojciec i moja matka, ale chyba nie byłam taka okropna jak oni. Nie wiem, czy to jest dobra praca, o ile tak w ogóle mogę to nazwać, dla takiej dziewczyny jak ja. Ja przecież w ogóle się na tym nie znam, a to, że jakimś cudem umiem obsługiwać broń, nie robi mnie kryminalistką. Jared zauważył na mojej twarzy zmieszanie i smutek, dlatego pogłaskał mnie po policzku i dodał - Nie martw się, wszystko będzie dobrze. - po tych słowach nastąpiła chwila ciszy, a w mojej głowie obracały się zdarzenia z ostatnich prawie 6 miesięcy, wszystko co przeszłam, będąc u boku blondyna, wszystkie sytuacje, w których mnie ratował i w których to ja go w jakiś sposób ochroniłam. Teraz już na milion procent wiedziałam, że coś do niego czuję i co więcej, czekałam od tego momentu na chwilę, w której mogłabym mu to powiedzieć, mając nadzieję, że on też doświadcza tego samego uczucia, co ja.

- Emily, mam dla ciebie zadanie - powiedział po chwili zielonooki - weź zadzwoń do Shane'a i powiedz mu, że potrzebujemy choinkę. - że co? - nie pytaj, później ci wyjaśnię...

Jak myślicie, o co chodzi z rzekomą choinką?

xxxdangerousx <3

To on ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz