Cały dzień przesiedziałam oglądając z chłopakami w salonie jakieś seriale. Trawiłam słowa, jakie skierował ku mnie Jake. Co miało oznaczać, że Jared sobie nie odpuści? Nie chciałam za dużo o tym myśleć i postanowiłam zaczekać na to, co przygotował mi los. Blondyn przespał cały dzień i nie zapowiadało się na to, żeby miał się obudzić. Przyznam, że nieźle zabalował, nie chcę wiedzieć ile i gdzie wypił.
Zbliżała się północ, a ja poczułam się senna. Pożegnałam się z chłopakami i skierowałam ku schodom, a następnie do drzwi mojego pokoju. Zabrałam z szafy jakieś zwykłe dresy i za duży T-shirt, po czym udałam się do łazienki. Zmyłam makijaż, rozczesałam włosy i wzięłam prysznic. Gotowa wyszłam z toalety i poszłam do mojego pokoju.
Spotkałam tam niezmiennie śpiącego zielonookiego. Położyłam się obok niego i zasnęłam czując jak ten mnie do siebie tuli. Chyba coś do niego czuję... Poczułam się bezpieczna i odwzajemniłam uścisk, nie chcąc, żeby ten moment stał się nieśmiesznym snem. Wsłuchiwałam się w równomierny oddech chłopaka, żeby chwilę później zasnąć.
Nie miałam żadnego snu. Nie śnił mi się Marcus, Jared ani ta tleniona blondyna. Obudziłam się o dziewiątej przygnieciona zielonookim. Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku i przypatrywałam się jego idealnym rysom i spokojnemu wyrazowi twarzy.
- Dlaczego mnie obserwujesz? - zapytał po chwili blondyn uśmiechając się łobuzersko, a ja myślałam, że moje serce wyskoczy z klatki piersiowej. Chyba dostałam zawału.
- To ty nie spałeś? - zapytałam zszokowana, witając na twarzy charakterystycznego, jak dla mnie, buraka.
- Nieprzerwanie od jakichś dwóch godzin, słońce - powiedział i pocałował mnie w nos. Uh, wow. To jedyne co mi teraz przychodzi do głowy, to oznacza w takim razie, że coś między nami się zmieniło, ale nie byłam do końca pewna co to było i jak powstało. Uśmiechnęłam się, szczęśliwa, że już po wszystkim. Ale zastanawiało mnie, czy jego kac, pozwalał mu myśleć i czy pamięta to, co wczoraj powiedział.
- Pójdę ci może po jakieś prochy i szklankę wody, hm? - odparłam - Bo twoja głowa może tego nie wytrzymać, trenerze - dodałam ze śmiechem i skierowałam się w stronę kuchni. Spotkałam tam chłopaków siedzących przy wyspie i pijących kawę, której zapach był naprawdę przecudowny.
- Hej! - powiedziałam z uśmiechem - Kto robi taką cudowną kawę? - zapytałam i nie patrząc nawet na reakcję poprosiłam o jedną. Chwilę później byłam już u góry z wodą i aspiryną.
- Masz - odparłam i podałam chłopakowi to, co miałam w ręku - ja idę na kawę do chłopaków, proszę nie umrzyj mi tu - dodałam, a blondyn na odchodne puścił mi oczko. Gdy zeszłam na dół spotkałam się z rozbawionymi minami współbiesiadników. Postanowiłam to zignorować, usiadłam z uśmiechem przy wyspie i zadowalałam się swoim napojem bogów. Moje nieistotne przemyślenia przerwała rozmowa tych dwóch dekli.- Jake, co myślisz, czemu ona taka rozpromieniona? - powiedział siedzący obok mnie chłopak i zabawnie poruszył przy tym brwiami.
- Też się właśnie zastanawiam. - odpał brunet, wzruszając ramionami, ja nadal próbowałam siedzieć niewzruszona i nie okazywać emocji - Shane, czy to możliwe, żebyśmy mieli aż tak głośno telewizor, żeby nie było ich słychać? - zapytał, a ja nie wytrzymałam. Wzięłam kawę i w towarzystwie śmiechów widocznie rozbawionego towarzystwa, które rozbawiła moja reakcja, podążałam schodami do góry.
- Emily! - zawołał Shane - Czy my o czymś nie wiemy? - zapytał, a ja wiedząc, że mnie obserwuje pokazałam mu środkowego palca, nawet nie obdarzając go moim spojrzeniem. Tego było za wiele. Lekcja na dziś: Jake i Shane to straszne matoły.
To dokładne zachowanie mojej zboczonej przyjaciółki z dawnej szkoły, do której uczęszczałam. Nie wierzyłam, że na świecie jest więcej takich charakterów, jaki miała ona. Gdybym miała okazję z nią porozmawiać, to na pewno, któregoś dnia, przedstawiłabym ją chłopakom. Widząc po ich zachowaniu, mieliby wiele wspólnego.
Gdy zaszłam do pokoju, zamiast z blondynem, spotkałam się z kartką leżącą na łóżku, informującą o tym, że chłopak musiał wrócić jak najszybciej do pracy. Chciałam z nim trochę pobyć, ale najwidoczniej dzisiaj byłam skazana sama na siebie, bo do tych błaznów nie zamierzałam wracać...
3 tygodnie później...
Ten czas zleciał mi na robieniu różnych nieistotnych rzeczy, do których z czasem zaczynałam zaliczać też treningi z zielonookim. Arthur postanowił zostawić nam na dłużej Shane'a i Jake'a ,,na wszelki wypadek". Oni jednak, mając własne zdanie i patrzenie na sytuację, twierdzili, że to miałoby zapobiec mojej ciąży (-,-) eh, no tak... Zawsze znajdowali jakieś podteksty, gdy byłam w pobliżu...
Czas spędzony z blondynem to głównie treningi, bo jak twierdził, musiał po nadrabiać zaległości. Nie rozumiem tego, jak można pracować cały czas, a i tak nie wykonać powierzonych zadań i przez to musieć później siedzieć godzinami przed tym przeklętym ekranem. Teraz byłam już w miarę pewna, że coś mnie do niego ciągnie i on ma chyba to samo... Dalej pozostawała jednak sprawa, że prawie nic o nim nie wiem, więc postanowiłam przy najbliższej okazji zrobić mu małe przesłuchanie tak, by nie miał jak się wywinąć. Czas na szczerość...
1,5 godziny później...
Nie musiałam długo czekać na chwilę, w której mogłabym zadać mu męczące mnie od dłuższego czasu pytania. Leżałam na łóżku leniuchując i grając w jakąś, niezbyt inteligentną, jak na mnie, grę. Wtem drzwi do mojego pokoju otworzyły się gwałtownie, a w progu stanął wyszczerzony blondyn. Przewróciłam oczami, jednocześnie uspakajając moje galopujące serce.
- Chłop, zawsze musisz tak straszyć? - zapytałam zirytowana, wpatrując się w wyświetlacz. Był 12 listopada. Od pewnego czasu nie wiem już, który to dzień od mojego rzekomego porwania...
- Cześć, Emily, też się cieszę, że cię widzę. Nie musisz się martwić, uporałem się z górą pracy. - powiedział przewracając oczami, po czym dodał z uśmiechem - Mam trzy dni urlopu, czyli po szybkim wyliczeniu, mam czas również dla ciebie... - mruknął i ułożył się koło mnie, a ja, przyswajając sobie to co powiedział, poczułam się szczęśliwa. Przytuliłam się do niego i pocałowałam go w policzek, będąc wdzięczna, tak po prostu.
- Jareeeeed? - mruknęłam po chwili bezczynnego wpatrywania się w śnieżno - biały, niczym nieskalany, sufit. - Mam do ciebie mnóstwo pytań - dodałam słysząc, że chłopak mnie słucha. - Teraz, już wiesz, że nie ucieknę i nie pobiegnę na policję, także oczekuję odpowiedzi na wszystkie - powiedziałam z przymrużonymi oczami spoglądając na chłopaka, na którym obecnie leżałam. On jęknął prawdopodobnie wiedząc już, co go czeka.
- Dobra. Zbieraj się. - odparł po dłuższej chwili, westchnął i zaczął wstawać.
- Gdzieś jedziemy? - zapytałam, na co ten skinął głową. - Ale gdzie? - dodałam, dalej nie rozumiejąc.
- Zabieram cię na randkę. - odpowiedział mi zielonooki i zniknął za drzwiami, ukazując mi szereg swoich zębów. - Masz 10 minut! - krzyknął po chwili.
- Aj, aj kapitanie - odkrzyknęłam i gorączkowo zaczęłam szykować się do tego wydarzenia.
Oczywiście tradycyjnie, już umalowana stałam pod szafą i jak zwykle nie miałam co na siebie włożyć mimo ogromnej ilości ubrań. Po długim zastanowieniu sięgnęłam po czarne szpilki, tego samego koloru kopertówkę i ciemną sukienkę do połowy uda. Włosy jako tako poddałam lokówce, przez co prezentowały z tyłu lekkie fale, z przodu zaś były mocniej poskręcane, co prezentowało się nawet dobrze, jak na mój gust. - Hmm, chyba jest dobrze... - Stwierdziłam. Wychodząc z pomieszczenia zauważyłam chłopaka ubranego w czarną koszulę i tego samego koloru jeansy, włosy miał postawione w górę na żelu i przyznam, że prezentował się całkiem nieźle. Będąc u szczytu schodów zobaczyłam minę Jareda stojącego na dole. Tak, na pewno było dobrze. Dodałam w myślach i rozbawiona jego reakcją, z uśmiechem, zeszłam na dół. Zapowiadał się niezapomniany wieczór...
Jak podoba wam się rozdział?
xxxdangerousx <3
CZYTASZ
To on ✓
Teen Fiction© Historia opowiada o pełnej życia, entuzjastycznej Emily, której życie obróciło się o 180 stopni. A to wszystko przez nieszczęsne koszenie trawy... Czy los będzie dla niej łaskawy? Opowiadanie posiada wiele zwrotów akcji, a w międzyczasie pojawia s...