Krzyk i nadzieja

341 10 0
                                    

-Emily! Emily! - nie wiedziałam o co chodzi, ale chyba musiałam zemdleć przy Marcusie. Otworzyłam oczy, ale nie wierzyłam własnym oczom. Po ich otwarciu ukazał mi się Jared. Ale... Jak?

- Emily, co się stało? - powiedział z troską w głosie - Krzyczałaś moje imię i strasznie płakałaś. - powiedział, ale ja tylko wzięłam go w objęcia, nie umiałam w to uwierzyć...

- Jared, ty żyjesz... - odparłam, a z moich oczu zaczęły się lać strumienie łez.

- Z tego co mi wiadomo to jeszcze tak, a co ci się śniło? - zapytał, widziałam, że bardzo się martwił.

- Muszę opowiedzieć ci wszystko od początku... - zaczęłam rozpoczynając od znalezienia podejrzanej wiadomości, a skończyłam na końcu snu.

- Emily... - powiedział i mocniej mnie do siebie przycisnął - to był tylko sen, tylko głupi koszmar, nie martw się... - siedzieliśmy na łóżku wtuleni w siebie. Powoli zaczęłam uświadamiać sobie, że łączy nas jakaś więź nieznanego pochodzenia i dałam jej mną zawładnąć.

- Boję się, że stanie się rzeczywistością... - powiedziałam smutna. - Co z twoją nogą? - zapytałam przypominając sobie o jego urazie.

- Wszystko dobrze, okazało się, że nie było ze mną tak źle. - powiedział i się do mnie uśmiechnął. Po chwili siedziałam na jego kolanach, a on powoli mną kołysał.

- Naprawdę myślałam, że nie żyjesz. - powiedziałam szczerze - To było straszne, a co jeśli Marcus tu po mnie przyjdzie? - powiedziałam i podniosłam głowę, by spojrzeć w jego oczy.

- Najpierw będzie musiał zmierzyć się ze mną. - powiedział - Nigdy mu cię nie oddam, słyszysz?

- Tak, ale zawsze jest jakiś procent szans, że mu się to uda i to mnie przerasta - po moim policzku potoczyła się łza, jednak Jared starł ją swoją dłonią. - Nie mam nawet jak się z tobą skontaktować, gdyby coś się stało. - powiedziałam smutna.

- Postaram się to jakoś załatwić - odparł - tylko wiesz, że jak zadzwonisz po policję, to wtedy Arthur może mnie zabić i to już nie będzie sen? - powiedział, ale wiedziałam, że bardziej zaboli go to, że będę chciała go zostawić, a nie to, że będzie mu groziła śmierć - postaram się jednak rozwiązać to tak, żeby wszyscy byli usatysfakcjonowani. - dodał, a ja zastanawiałam się o co mu może chodzić.

- Odechciało mi się już stąd uciekać - powiedziałam z uśmiechem na twarzy - całkiem mi tu dobrze... - mruknęłam i wtuliłam się ponownie w jego tors, na co on się zaśmiał.

- Gdybym był dziewczyną i miał takiego przystojnego faceta, który w dodatku by się mną opiekował - zrobił krótką przerwę i udawał, że buja w chmurach - to też nie chciałbym go zostawiać... - dodał po chwili. Uznałam wtedy, że zasłużył na cios z mojej pięści w jego umięśnione ramię. Podejrzewałam jednak, że to ja poczułam większy ból.

- Mówiłam ci już kiedyś, że straszny z ciebie narcyz? - powiedziałam z udawaną powagą w głosie, jednak po chwili wybuchnęłam gromkim i niekontrolowanym śmiechem.

- Coś wspominałaś - powiedział, a mi znów przypomniała się jego rana na udzie dlatego wyplątałam się z jego objęcia i usiadłam obok. Spotkałam się z niezrozumieniem na twarzy chłopaka.

- No co? - powiedziałam - Miałeś kulę w nodze. Musisz się oszczędzać. - wzruszyłam ramionami.

- Nie udawaj... - powiedział z łobuzerskim uśmiechem - tak na ciebie działam - zabawnie poruszył brwiami, ale przyznam, że z upływam czasu zaczynałam coraz bardziej to zauważać, wiec postanowiłam się nie odzywać - a tak poza tym nic mi już nie jest - powiedział i chciał to udowodnić, jednak coś mu nie wyszło i, gdy próbował wstać z jego ust wydobyło się ciche syknięcie.

- Właśnie widzę... - powiedziałam z kpiną w głosie - Świetnie sobie radzisz - dodałam i wstałam udając się w stronę toaletki, ponieważ przypomniało mi się, że nie jestem umalowana. Wypadałoby się też ubrać...

- Co robisz? - zapytał zaciekawiony blondyn.

- Zgadnij... - powiedziałam skupiona na tuszowaniu rzęs. Chłopak jednak nie udzielił odpowiedzi. Szczerze zastanawiałam się, czy on w ogóle wie. Po jako - takim nałożeniu na siebie kosmetyków związałam włosy w wysokiego kucyka. Jared był podejrzanie cicho, ale gdy się odwróciłam to zauważyłam, że nie było go w pokoju. Dziwne... Postanowiłam to zignorować. Podeszłam do szafy w celu wyciągnięcia jakichś ubrań, bo na razie latałam w zwykłym, białym T-shircie i krótkich szarych spodniach, no co jak co, ale szałowe to, to nie było...

Gdy otworzyłam szafę, wyskoczył z niej uradowany jak dziecko Jared. Przyznam, że to mu się udało, ze strachu wylądowałam na ziemi i myślałam, że go zamorduję.

- Aż tak się przestraszyłaś? - powiedział nie potrafiąc powstrzymać się od śmiechu.

- Co ci dzisiaj tak humor dopisuje? - zapytałam wymijająco, a on podszedł i wyciągnął do mnie swoją rękę, aby pomóc mi wstać. Ujęłam ją, a w mgnieniu oka chłopak mocno pociągnął mnie w górę, tak, że w niego wpadłam, a on objął mnie w talii i powiedział:

- W końcu mam kogoś, przy kim jestem szczęśliwy...  - powiedział tuląc mnie do siebie.

- Awww, Jared schlebiasz mi... - odparłam - Wiedziałam, że jestem cudowna, ale.. - nie dane było mi dokończyć, ponieważ do pokoju wparował Shane. Na jego twarzy widać było zakłopotanie, tym, że przyłapał nad wtulonych w siebie.

- Cześć, Shane! - powiedziałam z uśmiechem na ustach. Niebieska czupryna odpowiedziała mi na przywitanie uśmiechem i machającą ręką. Naprawdę go uwielbiałam.

- Jared - powiedział - Musimy iść... - odparł, nie wiem czemu, ale zdawało mi się, że czegoś się boi, nie miałam pojęcia czego. Skierowałam wzrok ku górze i zagadka się rozwiązała. Zielonooki dosłownie mordował go swoim wzrokiem...

- Jared - szepnęłam - uspokój się, to nie jego wina. - powiedziałam, ale widząc brak reakcji z jego strony dźgnęłam go swoim łokciem w żebra. Na co już dostałam reakcję. Zwrócił ku mnie swój wzrok.

 - Przyjdę do ciebie później - szepnął mi na ucho i na odchodne puścił mi oczko, a później zniknął za drzwiami. Ciekawe o co może chodzić...

Gdy udało mi się wybrać odpowiednie ubranie, którym były błękitne rurki z dziurami na kolanach i T-shirt Supreme udałam się do łazienki, wiedząc, że Jared może widzieć mnie przez kamerę. W łazience ubrałam się i umyłam zęby. Dopiero teraz zauważyłam tacę z jedzeniem i jakąś książką, położoną na moim stoliku nocnym, nie zastanawiając się dłużej sięgnęłam po nią i wyszłam na balkon, usiadłam przy stoliku i rozkoszowałam się pięknym, słonecznym porankiem. Nawet nie czytając opisu sięgnęłam po opowieść przyniesioną mi przez Jareda. Opowiadała ona o dziewczynie także uprowadzonej przez chłopaka, z którym potem tworzyła zgraną parę, a po dłuższym czasie rodzinę z dwójką dzieci. Nie wiedziałam, że to miało mieć jakieś powiązanie ze mną, póki nie zwróciłam uwagi na napis na okładce z tyłu książki.

,,To prawie tak, jak my - Jared"

Przyglądałam się napisowi i nie umiałam oderwać od niego wzroku. Po chwili zauważyłam, że zbierało się na burzę, więc schowałam się do środka.

Miesiąc później...

Do pokoju wparował zielonooki z trzema walizkami. Nie miałam kompletnie pojęcia o co chodzi. Nic nie mówiąc blondyn rozpiął je i podchodząc do szafy rzucił na ziemię. Po chwili zaczął wrzucać tam wszystkie moje ubrania. Byłam zmartwiona jego zachowaniem.

- Jared, o co chodzi? - zapytałam, jednak nie uzyskałam odpowiedzi.


Dzisiaj nieco krótszy rozdział, ale jest ;) .

Co u was?

xxxdangerousxx <3






To on ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz