Gra o życie

375 9 1
                                    

Nie spałam spokojnie, co kilka godzin budziłam się i po długich problemach z zaśnięciem dalej zapadałam w sen. Długo leżałam w łóżku i ani mi się śniło z niego wstać. Nie miałam pojęcia, która jest godzina, ani który raz się przebudziłam. Według schematu tej nocy kilka razy się przewracałam, ale po jakimś czasie znowu zapadłam w sen.

Obudziłam się w jakimś dziwnym miejscu, wyglądało to na piwnicę, w której przebywałam w pierwszym dniu tutaj, ale po co by mnie tu zamykali, skoro nie sprawiałam im żadnego problemu? Po rozglądnięciu się stwierdziłam, że to nie to miejsce, o którym myślałam na początku. Miało totalnie inny wygląd i panował tu bardzo nieprzyjemny zapach. Potem przypomniał mi się liścik zostawiony bez niczyjej wiedzy w moim pokoju. To musiał być ten gang, gang Marcusa... Miałam szczerą nadzieję, że Jared już czuje się lepiej i w którymś momencie zauważy moje zniknięcie. Strasznie się bałam, nie wiedziałam czego się spodziewać. Shane nie powiedział mi nic więcej prócz nazwy tej grupy. Może nie będą mnie szukać, miałam ogromny mętlik w głowie. Co oznaczała rozmowa Arthura i to, co napisali na karteczce?

Po długim oczekiwaniu na rozwiązanie zagadki gdzie jestem, drzwi z rozmachem otworzyły się, a w nich stanął gruby facet, w średnim wieku, na nosie miał okulary przeciwsłoneczne a głowę pokrywało kilka włosów, nie znałam go, ale byłam już do niego wrogo nastawiona. Podszedł do mnie i gwałtownie szarpnął mnie za ramię, które otoczone siniakami okropnie zabolało, dlatego próbowałam się wykręcić. Nic to jednak nie dało, a wręcz pogorszyło sytuację, ponieważ uścisk się jeszcze wzmocnił. Zostałam pociągnięta jakimiś brudnymi i niezbyt zadbanymi schodami do góry. Na oko znajdowałam się w jakimś opuszczonym budynku typu magazyn, pomieszczenie to było ogromne, ale puste, ściany pokrywał w większości popękany tynk, podłoga była betonowa, a w niektórych momentach były w niej ubytki wielkości mojej stopy, ale na szczęście nie były one głębokie. Stanęłam na przeciwko faceta, ubranego w czarny garnitur - typowo jak na bossa - pomyślałam. Podejrzewałam, że był to wspomniany przez Shane'a właściciel wrogiego im gangu - Marcus. Nie musiałam długo czekać, aż któraś z stron rozpocznie konwersację.

- Witaj, Emily... - mruknął - miło cię w końcu poznać. - powiedział ze sztucznym uśmiechem. Postanowiłam go lekko zaskoczyć.

- Witaj, Marcus. - odrzekłam - Myślałam, że spotkamy się w bardziej sprzyjających i neutralnych warunkach. - powiedziałam nie kryjąc odrazy i obrzydzenia jego osobą. Starał się ukryć swoje zszokowanie, co nie do końca mu się udało. Uśmiechnęłam się dumna i pełna satysfakcji...

- Mam dla ciebie niespodziankę, której zapewne się nie spodziewasz - powiedział i w momencie, gdy skończył mówić zobaczyłam ową ,,niespodziankę" i teraz to on przybrał mój uśmiech. Barczysty, nieznajomy mi facet wprowadził zakatowanego Jareda, który ledwo przytomny, zdołał skierować na mnie swoje spojrzenie.

- Jared? - mruknęłam sama do siebie, miał długie spodnie, przez co nie było widać opatrunku, który z pewnością znajdował swoje miejsce na jego udzie. - Puść go - powiedziałam twardo, starając panować nad sobą i swoim głosem.

- Myślisz, że się ciebie boję? - powiedział Marcus - Chyba w takim razie grubo się myślisz... - po tych słowach zbir, który trzymał Jareda uderzył go twarz i posadził na krześle wycieńczonego blondyna. Widziałam, że z kącika jego ust zaczęła ciec strużka krwi.

- Jared! - krzyknęłam przez, wyrywające się mi emocje - Zostaw go! - krzyknęłam na Marcusa.

- Nie waż się podnosić na mnie głosu - powiedział ponuro facet - źle to się może dla niego skończyć - powiedział i skinął głową do mężczyzny trzymającego zielonookiego. Ten, widząc, że Jared nie da rady wykonać sam najmniejszego ruchu puścił go i stanął naprzeciwko.  Wyciągnął broń i skierował ją w stronę blondyna.

- Nie, proszę, nie, zrobię wszystko czego będziesz ode mnie oczekiwał - przyrzekłam facetowi, na co ten zaczął się śmiać. Skierowałam spojrzenie pełne łez na chłopaka siedzącego na krześle, okazało się, że patrzał on na mnie przez cały czas. Wtedy dałam upust emocjom i wypuściłam łzy, które powoli toczyły się po moich policzkach.

- I tak już mu nie pomożesz -  wtedy facet dał znak, a po całym pomieszczeniu rozbiegł się huk. Ciało Jareda zaczęło bezwładnie zsuwać się z krzesła. Widząc, że trzymający facet mnie puścił, pobiegłam do blondyna, który leżał bezwładnie na ziemi.

- Jared! - krzyczałam bez opamiętania - Nie możesz, rozumiesz?!? - zaczęłam trząść bezwładnym ciałem i zalewać je swoimi łzami. Położyłam jego głowę na kolanach, klęcząc na betonie. Głaskałam go po włosach mając nadzieję, że za chwilę się obudzi i powie, że to nieśmieszny żart. - Jared...- szeptałam z bólem gardła po dłuższym krzyczeniu jego imienia. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego...

Po jakimś czasie znowu zostałam szarpnięta, ale nie chciałam zostawiać Jareda samego. Facet musiał mnie szarpać, ale nie czułam już bólu jaki mi sprawiał poprawiając, będące na moim ciele, siniaki. Gdy zobaczyłam, Marcusa myślałam, że podbiegnę i zacznę go dusić, albo cokolwiek. Przed wykonaniem moich zamiarów powstrzymywał mnie jednak mężczyzna stojący za mną.

- Dlaczego? - powiedziałam cichym głosem - Co ja ci takiego zrobiłam? Przecież nawet mnie nie znasz... - powiedziałam ze słyszalnym smutkiem w głosie.

- Twoja matka nas do ciebie sprowadziła, ale nie powiem ci już nic więcej. - znowu ponoszę konsekwencje, przez nieznane mi czyny mojej matki, przecież to jest nienormalne - Możesz już ją wyprowadzić. - dodał a ja zostałam zepchnięta ze schodów i ponownie zamknięta w zatęchłej i pozbawionej życia piwnicy. Wszystko mnie bolało, włącznie z sercem i duszą. Nie umiałam przyjąć do wiadomości, że Jared nie żyje. Szlochałam przez cały czas, nie potrafiąc się uspokoić. Moje powieki stały się nagle ociężałe i odpłynęłam leżąc na zimnej podłodze, ponownie porwana.

Ze snu wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Znów ten sam facet...

- Marcus chce cię zobaczyć. - wyjaśnił i znowu ciągnął mnie, w któryś z wielu pomieszczeń magazynu.

Po wejściu, od razu zobaczyłam tą parszywą twarz, a złość się we mnie zagotowała. Obiecałam sobie wtedy , że pewnego dnia przeprowadzę słodką zemstę. Między mną, a tym bydlakiem było może pół metra, ale zanim coś powiedział zbliżył się jeszcze bardziej i przyglądał się mojej twarzy, a ja nie odwracałam od niego wzroku.

- Kolejny raz cię widzę, piękności ty moje - odparł, na co ja prychnęłam i zostałam przez niego brutalnie uderzona w twarz, popatrzałam gniewnie w jego czarne oczy, które perfekcyjnie odzwierciedlały jego charakter. - Mam dla ciebie kolejną niespodziankę... - szepnął, ale ja nie byłam na nią gotowa, po chwili pokazał mi ekran swojego iPhone'a, a na nim był Shane. Nie, proszę tylko nie on - Zapewne wiesz kto to jest - mruknął facet - masz robić to, co każe inaczej on też podzieli los twojego chłopaka... - powiedział i posłał mi najbrzydszy uśmiech jaki w życiu widziałam...



Co tu się.... :O Rozdział trochę krótszy, ale no cóż...

Buziaki i mam nadzieję, że do zobaczenia...

xxxdangerousx <3

To on ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz