- MADISON? SUSAN? - krzyknęłam, machając uradowana, chłopak widząc mnie puścił moją dłoń, pozwalając podbiec mi do postaci, za którymi zdążyłam się już tak bardzo stęsknić. - Co wy tu robicie? - zapytałam, biorąc je obie w objęcia.
- EMILY! - krzyknęły zgodnie. Nie dopuściłam do siebie myśli o nich od czasu, kiedy zostałam porwana. Moje przyjaciółki... Tak, to z pewnością rzeczywistość. Zauważyłam, że blondyn ulotnił się, dając nam czas na nacieszenie się swoją obecnością. Nie puszczałyśmy się przez dobre kilka minut, nieprzerwanie się śmiejąc.
Madison była ładną, naprawdę szczupłą, zabawną brunetką o średniej długości dosyć ciemnych włosach, które często związywała w małego koka lub pozostawiała je rozpuszczone. Nosiła okulary, które podkreślały zieleń jej oczu. Susan natomiast była dziewczyną o nieco jaśniejszych włosach niż Maddie, można było ją spotkać z niesamowicie długimi falami spływającymi po jej plecach. Susi miała figurę niczym brązowooka porcelanowa laleczka, przez co wszystkie trzy odróżniałyśmy się tylko od siebie stylem ubioru, chociaż w sumie to też było niekonieczne, bowiem czasami chodziłyśmy ubrane tak samo. Uwielbiałam je, pomagały mi w każdej trudnej sytuacji i ani razu mnie nie opuściły, za co jestem im niezmiernie wdzięczna. To przy nich działy się największe akcje oraz grupowe olewanie chłopaków. Na same wspomnienie na mojej twarzy zakwitł wielki uśmiech, co tego dnia wydawało mi się już niemożliwe.
- Skąd się tu znalazłyście? - powtórzyłam zadane wcześniej pytanie. Dalej potrzebowałam kubła zimnej wody, żeby pojąć to co się tu działo.
- Długa historia... - zaczęła Maddie, by po chwili zrelacjonować mi całą historię. Okazało się, że wszystko było sprawką zielonookiego, który jakimś cudem skontaktował się z dziewczynami i poinformował ich o całym misternym planie, oczywiście zapominając mnie w niego wtajemniczyć. Nie miałam nikomu za złe tego, że jak zwykle dowiedziałam się ostatnia, w końcu była to niespodzianka urodzinowa, no nie? Okazało się, co było dla mnie zaskakujące, że chłopak pisał z nimi od naszej pierwszej randki, kiedy to go na tym przyłapałam, aż do dzisiaj.
Dziewczyny po skończeniu opowiadania przytuliły mnie do siebie, składając życzenia i wręczając ładnie zapakowany podarunek. Była nią wiązana, czarna bransoletka ze srebrnym żółwiem. Była prześliczna, naprawdę, od razu umieściłam ją na nadgarstku zaraz przy złotej łapce, podarowanej mi na święta przez blondyna.
- Dziękuję, jest prześliczna - powiedziałam i ponownie wzięłam je w objęcia. Śmiałyśmy się wspólnie i obgadywałyśmy wszystkich chłopaków oraz szkołę, do której razem uczęszczałyśmy. Było mi smutno, że powoli kończy się nam czas na gadanie, bo miałyśmy jeszcze wiele niedokończonych tematów. - Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś zobaczymy - odparłam widząc idącego do nas Jareda oraz wstając.
- Jest jeszcze jedno - mruknęła Susi, a widząc moje niezrozumienie na twarzy obie zachichotały. - Zostajemy z tobą, słońce! - powiedziała podekscytowana.
- Naprawdę? - zapytałam, na co obie pokiwały głowami. Lepiej być już nie może. Po kilku minutach poczułam rękę oplatającą mnie w pasie, którą bez wahania przyjęłam.
- Musimy już iść - mruknął zielonooki - będziecie miały jeszcze dużo czasu na pogaduchy - dodał po chwili i pociągnął mnie w drogę powrotną do auta. Oddaliliśmy się od dziewczyn z uśmiechem im machając, póki nie zniknęły w oddali.
- Powinnam przewidzieć, że coś knujesz... - powiedziałam z przekąsem uśmiechając się do chłopaka.
- Jestem na tyle sprytny, że nawet gdybyś się starała, to nie udałoby ci się mnie rozgryźć. - mruknął z udawaną dumą, puszczając do mnie oczko, na co wybuchnęłam śmiechem i tak minęła nam droga powrotna do samochodu.

CZYTASZ
To on ✓
Roman pour Adolescents© Historia opowiada o pełnej życia, entuzjastycznej Emily, której życie obróciło się o 180 stopni. A to wszystko przez nieszczęsne koszenie trawy... Czy los będzie dla niej łaskawy? Opowiadanie posiada wiele zwrotów akcji, a w międzyczasie pojawia s...