Cenny sen...

193 9 0
                                    

Niczym podróżnicy okrążający Ziemię, w towarzyszącym nam blasku wschodzącego słońca ruszyliśmy w nieznane, a raczej w poszukiwaniu powrotu do ciepłego domu. Bez większego problemu dotarliśmy do pozostawionego środka transportu. Zauważyliśmy jednak, że auto Denima stało dalej na swoim miejscu, a wręcz dołączyło do niego kilka następnych, jednak nigdzie nie było widać żywego ducha, więc aby nie kusić losu, który i tak nam nie sprzyjał, ruszyliśmy w drogę powrotną. Droga powrotna minęła szybko, no przynajmniej dla mnie, bo zasnęłam już na początku zmęczona dręczonymi mnie emocjami, pytaniami i dziwnymi          SMS-ami, o których nie miałam okazji wspomnieć mojemu chłopakowi, ale zamierzałam to zrobić od razu po powrocie. Martwiły mnie one przez swoją groteskową i mroczną oraz trochę dziwną formę, ale wiedziałam, że nic mi nie grozi, a przynajmniej do pewnego czasu...

Kwiecień...

To był zwyczajny początek kwietnia, godzina 9.00. Leżałam smacznie w łóżku, a Jared chyba wyszedł do kuchni, ale równie dobrze mógł pójść wziąć prysznic lub zabrać się do pracy w moim byłym pokoju.

Po małych przeróbkach cztery ściany, które na początku, gdy się wprowadziliśmy należały do mnie teraz zmieniły się w naszą pracownię, a tym samym najbardziej wartościowy pokój w tym domu. Było tam wszystko od komputerów, przez laptopy, aż do broni i innych sprzętów, których w większości nie używaliśmy. Ściany wspólnie przemalowaliśmy na ciemny odcień niebieskiego oraz wstawiliśmy kontrastujące, białe biurka. Swoje miejsce tam znalazła też legendarna szafa z bronią, a w naszym pokoju pozostały tylko dwa nasze pistolety oraz kilka magazynków, tak na wszelki wypadek. Od teraz stała tu moja ogromna szafa, którą dzieliłam razem z blondynem, który wściekał się ilekroć był zmuszony coś w niej znaleźć. Postanowiłam się dzisiaj tym zająć, ponieważ i tak wykonałam już całą ,,papierkową robotę", czyli w sumie było to wypełnianie jakichś durnych tabelek oraz prowadzenie sprawozdania oraz ciągłego informowania szefa jaki mamy przebieg akcji z Marcusem. Posiadałam już własne obowiązki, z czego wynikały też moje niemałe zarobki. W tej chwili ustalaliśmy prawdopodobne miejsce jego pobytu, by za kilka miesięcy oficjalnie z nim skończyć. Myślałam nad sprawą i rozpatrzałam wszystkie możliwe opcje odkryte, głównie przeze mnie z lekką pomocą Jareda, dzień wcześniej. Miałam uczucie, że jesteśmy już tak blisko rozwiązania tej zagadki, a jednak cały czas się z nią mijamy. Po chwili z zamyślenia wyrwał mnie jego wibrujący telefon tym samym informując o przychodzącym połączeniu z nieznanego numeru. Byłam w szoku, ponieważ chłopak nigdy nie zostawiał swojej komórki, w przypadku gdy wiedział, że ktoś będzie chciał się z nim skontaktować.  Nie znałam go, więc podejrzewałam, że to nikt od nas. Bez wahania odebrałam i dałam na tryb głośnomówiący.

- No hej, kotku... - mruknęła ponętnie kobieta po drugiej stronie słuchawki. Wraz z jej słowami zeskoczyłam z łóżka, nie odzywając się zaczęłam się ubierać, wyciągając z szafy pierwsze, lepsze czarne rurki i tego samego koloru T-shirt. Postać po drugiej stronie kontynuowała, jeszcze nic nie było stracone, a równie dobrze mogła być to zwykła pomyłka, no przecież zdarza się. - Kiedy znowu się spotkamy? - zabrzmiało pytanie, a ja ubrana na szybko szukałam Jareda, dalej brnąc w nieme odpowiedzi, których nie była w stanie usłyszeć nieznana mi kobieta. - Tak dawno już się nie widzieliśmy... - mruczała do słuchawki zupełnie nieświadoma - Niech no ja to pomyślę, Jared, przecież ostatnio widzieliśmy się jak to rozwydrzone bachorzysko przerwało nam rozmowę, robiąc dramę i upuszczając szklankę z wodą. Mam nadzieję, że tym razem nam nie przerwie... - zakończyła, a moje ciśnienie niebezpiecznie przyspieszało. Wiedziałam, że długo tak nie wytrzymam na wspomnienie tlenionej blondyny... - Chyba zdążyłeś już ją wychować, że starszym się nie przerywa... No, przynajmniej taką mam nadzieję. Wstrętne dziewuszysko, nie zastanawiałeś się może, żeby się jej kiedyś pozbyć? - zabrzmiało pytanie, a ja chcąc odpowiedzieć otworzyłam usta szykując się do porządnej riposty oraz ostrego sarkazmu, z którym swoją drogą bardzo się lubiłam.

- Nie, nie zamierzałem - usłyszałam niski, gardłowy głos, który wywołał ciarki na moim ciele. Po chwili poczułam ręce oplatające mnie w talii i wiedziałam, że już jest dobrze. - Spadaj, Amy. Mówiłem ci już, że między nami nic nie było, nie jest i już nigdy nie będzie. A jeśli chociaż raz obrazisz w sposób, który mi się nie spodoba, moją dziewczynę, poczęstuję cię nabojem z mojego pistoletu i z łatwością spuszczę ten cały silikon z twojej klatki piersiowej. Zrozumiano? -zapytał kończąc swój wywód, którego przyznam nie zaplanowałabym lepiej, widać że rzekomą ,,Amy" zamurowało.

- T..tak. - odpowiedziała już nie takim pewnym głosem cichutko mrucząc pod nosem i jąkając się.

- Nie zrozumiałem... - powiedział twardym głosem - Powtórz to jeszcze raz głośno i wyraźnie. - zakończył zmuszając kobietę do ponownego poddaniu się jego woli.

- Tak, zrozumiałam. - odpowiedziała, mówiąc tym razem głośniej.

- No to dziękuję za rozmowę, miłego życia. - odrzekł zielonooki i nie czekając na odpowiedź nacisnął czerwoną słuchawkę, tym samym rozłączając się. Może to bezduszne, ale odwróciłam się do niego z szatańskim i pełnym satysfakcji uśmiechem.

- Dzień dobry. - powiedział pierwszy, całując mnie krótko w usta.

- Hej, dziękuję. - odparłam, tuląc się do jego nagiego torsu, gdyż miał na sobie tylko ciemne dresy.

- Nie ma za co skarbie - odpowiedział i objął mnie lekko całując w czoło. - Nie przejmuj się nią, już nie powinna zawracać nam głowy - dodał po chwili milczenia.

- Mam dla ciebie informację, która zapewne bardzo cię ucieszy. - powiedziałam po chwili - Sprzątam dzisiaj szafę. - dodałam i popatrzyłam w jego uradowane oczy.

- ALLELUJA! - wydarł się na cały dom zapewne budząc tym śpiących zazwyczaj do popołudnia chłopaków. - No w końcu nie będę jak dziecko we mgle szukając rano nowych par spodni. - mówił już ciszej, uśmiechnięty - Co z Marcusem, jakiś postęp? - zapytał.

- Na razie ustaliłam, że może znajdować się w opuszczonym zamku na wschód lub nieco dalej w magazynach. - powiedziałam dumna z swojej pracy.

- Ustalisz to do końca miesiąca i obrysujesz plan działania? - zapytał będąc myślami gdzie indziej.

- Postaram się, ale nie obiecuję, kotku. - mruknęłam wycofując się do schodów. - A teraz idę się brać za porządki, żeby skończyć z tym do jutra. - powiedziałam cmokając w powietrzu i zmierzając ku górze.

- Okej, jak coś ci się przypomni to będę w pracowni, ale najpierw idę po śniadanie, chcesz coś? - odrzekł idąc tyłem.

- Nie dzięki, kocham cię - powiedziałam i wbiegłam do góry.

- Ja ciebie też! - ryknął z kuchni.

- CZY MOŻECIE BYĆ NIECO CISZEJ? - odparł podniesionym głosem niebieskowłosy, wychodzący ze swojej jaskini. -NORMALNI LUDZIE MAJĄ JESZCZE ŚRODEK NOCY I PRÓBUJĄ SIĘ WYSPAĆ... - mruknął.

- Dobra już dobra marudo, idź spać. - odparłam ze śmiechem, powoli zamykając drzwi.

- SĘK W TYM, ŻE MI SIĘ PRZEZ WAS ODECHCIAŁO. - marudził dalej chłopak. - DOBRZE CHOCIAŻ, ŻE MI SIĘ TU PRZYNAJMNIEJ NIE OBŚCISKUJECIE NA TYM KORYTARZU. - odrzekł, a jego zaspanie i lekki przymuł rozbawił mnie do tego stopnia, że wybuchłam niekontrolowanym śmiechem.

- Z czego się śmiejemy? - do rozmowy dołączył zielonooki, z miską płatków śniadaniowych w ręce. Po krótkiej obserwacji i mojej minie świadczącej, że duszę się ze śmiechu już widział sedno sprawy. - A już chyba wiem... - odparł z łobuzerskim uśmiechem - Shane, a mam opowiedzieć Emily, jak na pewnym spotkaniu miałeś lekki, jakby to powiedzieć - przerwał zielonooki udając, że się zastanawia - incydent...? - dokończył. Do uciszenia Shane'a zastosował prowokację oraz lekki szantaż, trzeba to gdzieś zapisać...

- NIE, EMILY NIE SŁUCHAJ GO! - krzyknął w moją stronę Shane, a potem cały czerwony ukrył się za drzwiami, co my uczyniliśmy zanosząc się śmiechem kilka chwil po nim.

Jak myślicie, co zrobił Shane? Buziaki!
Zostaw coś po sobie, jeśli podoba ci się moja praca ;).

xxxdangerousx <3

To on ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz