To koniec.

195 8 0
                                    

- Emily! - krzyczał nieprzerwanie blondyn, do momentu, w którym mnie dogonił i szarpnął desperacko za ramię. Starałam się uwolnić, ale jego żelazny uścisk mi to uniemożliwił. Pora na konfrontację. - Poczekaj. Obiecuję, że wszystko ci wytłumaczę, daj mi szansę... - odrzekł poruszony - Myślisz, że w mojej intencji byłoby cię skrzywdzić? - zapytał, ale odpowiedziała mu cisza. Nie wiem co miałabym mu odpowiedzieć w tej sytuacji. Nie czułam się już tak bezpiecznie jak jeszcze godzinę temu. Nie wiem, czy będę mu jeszcze w stanie zaufać po kilku miesiącach nieustannego przekonywania mnie, że mój wyrodny ojciec wącha kwiatki od spodu. Ułudne poczucie bezpieczeństwa się załamało i boleśnie mnie spoliczkowało, dając trzeźwe myślenie i haust świeżego powietrza w mojej głowie. Chłopak stał może pół metra ode mnie tak, że  bezproblemowo czytał z moich oczu to, co w tamtej chwili myślałam.

- Jared... - powiedziałam po kilku chwilach, ze smutkiem w  oczach. - Nie zamierzam z tobą na razie rozmawiać. - odparłam, a po moich policzkach potoczyły się samotne łzy, które zielonooki lekko otarł kciukiem. Odwróciłam się na pięcie chcąc odejść przed siebie, zatrzymał mnie jednak jego głos.

- Daj mi się wytłumaczyć, skarbie... - odparł, poruszony moją reakcją. Zatrzymałam się słysząc te słowa, ale po chwili ruszyłam przed siebie. Gdy moje myśli przytłoczone zostały milionami pytań zatrzymałam się i odwróciłam, okazało się, że mężczyzna bezszelestnie za mną podążał, przez co omal nie wpadłam na jego klatkę piersiową. Zrobiłam krok do tyłu, zapewniając nam jakąkolwiek przestrzeń osobistą, widziałam w jego oczach, że zabolało go to, ale nie stawiałam tego teraz nad całą sprawą. Wiem, jestem egoistką. Musiałam wyjaśnić całą tą sprawę.

- Dlaczego? - zapytałam ze smutkiem i rozczarowaniem. - Nie sądzisz, że powinnam to wiedzieć? - wraz z kolejnymi pytaniami rozluźniałam się, a kumulujące się dotąd emocje zaczęły stopniowo spadać. - Powinnam wiedzieć, że moje poczucie bezpieczeństwa jest tylko głupią mydlaną bańką złudzeń, którą utworzyłeś. - powiedziałam twardo, hamując wszelkie uczucia i powstrzymując chcące spaść łzy.

- Daj mi wszystko sobie wytłumaczyć. - odparł ze słabym uśmiechem, który powoli kruszył zbudowany w ostatnich minutach mur. Ciśnienie ponownie wzrastało, zmuszając moje serce do istnego biegu przez płotki. Moje obojętne spojrzenie spotkało się z jego zielonymi, zatroskanymi oczami, z tyłu głowy zdawałam sobie sprawę, że pewnie i tak mu wybaczę wierząc, że nie miał nic złego na myśli. Ale jeszcze nie teraz, musiałam się uspokoić i co najważniejsze, oswoić z informacją, że to monstrum jeszcze chodzi po tym świecie. Po mojej głowie krążyły setki, jak nie tysiące pytań, na które będę starała się znaleźć odpowiedź w tych obłędnie zielonych i pięknych oczach. Między nami powstała gęsta atmosfera i niczym niezmącona cisza. Bez słów Jared potrafił odgadnąć, co chodzi po mojej głowie oraz jakie słowa, chciałam ku niemu wtedy skierować, wyglądał jak wystraszony szczeniak, proszący o wybaczenie po tym jak pogryzł nogę stołu. Po kilku minutach przerwał ciszę.

- Wytłumaczę ci wszystko, ale nie tutaj. - mruknął.

- Dlaczego nie tutaj? - zapytałam śmiejąc się gorzko, nie wiedząc o co mu znowu chodzi. - Jared, powiedz mi wreszcie o co, do cholery, chodzi. - podniesionym głosem niemalże wykrzyczałam w jego stronę. On jednak tylko podszedł i pochwycił mnie w swoje ramiona. Próby wyszarpania się z jego objęć podjęte w kilku pierwszych minutach nic nie dały. Moje zdruzgotane i zmęczone ciało nie stawiało oporu pierścieniowi jego wyćwiczonych rąk, ułożonych na około. Wyładowałam wszystkie emocje, całą złość na jego torsie, uderzając go pięściami, na co on totalnie nie reagował. Typowe... Po kilku chwilach uspokoiłam się i w pięściach ścisnęłam jego ciemno niebieski podkoszulek, który perfekcyjnie przylegał do jego wyrzeźbionego ciała. Wiedziałam, że opanowanie, które mnie w tej chwili pochłonęło, nie było trwałe. Coś w moim środku pękło, a przytrzymywane łzy stopniowo zaczęły się wymykać spod zbudowanych przeze mnie bezuczuciowych zapór.

- Zrobiłem to dla twojego dobra. - odpowiedział, gdy już się w miarę uspokoiłam, a moje tętno zaczęło wracać do normalności. Mimowolnie przewróciłam oczami, na to oklepane wytłumaczenie, ale on tego nie widział. Nie odzywałam się jednak, czekając na dalsze wyjaśnienia z jego strony. - Byłaś ranna, co miałem robić? - powiedział, a ja uznałam ten moment za doskonałym i wyplątałam się z jego ramion, stając w bezpiecznej odległości. -  Leżałaś i się nie ruszałaś przez kilka godzin. Prawie tam umarłaś. Widziałem jak wykrwawiałaś się na moich rękach. Co miałem według ciebie zrobić? - słowa z szybkością katapulty uderzały w moje pogruchotane serce. Powoli rozumiałam jego zachowanie, ale nadal brakowało mi słów, żeby wypełnić panującą ciszę.

- Jednak dalej tego nie rozumiem. - wypowiedziałam panując dalej nad targającymi mną emocjami. - Dlaczego nie powiedziałeś mi później jak byłam już zdrowa? - zapytałam, ale nie było to jeszcze najbardziej zastanawiające mnie pytania. - Gdzie znajduje się teraz mój ojciec? - zasypywałam go tysiącami pytań, na które chciałam znać odpowiedź. - Znowu po mnie przyjedzie? Co ja mam teraz zrobić? - pytałam przez kilka minut, a moją wypowiedź zakończyłam pytaniem, które mogło zaważyć na naszej relacji - Moja matka też jednak żyje? Czy tego też nie powiesz, za względu na moje dobro? - odparłam, znowu przywracając gorzki uśmiech na moją twarz.

- Przestań - powiedział ostro tym samym zakańczając mój wywód. - Nie możesz się zwracać do mnie oschło tylko dlatego, że się o ciebie troszczę. - odparł, gromiąc mnie spojrzeniem, które odparłam, ewidentnie wszedł na grząski teren.

- Bo? - zapytałam krótko - Zabolało cię to? Oj przykro mi bardzo, ale mnie trochę też zraniła sytuacja, w której mnie postawiłeś i wiedz, że to k... - nie dokończyłam, czując na ustach pocałunek blondyna. Nie potrafiłam go odepchnąć, a swoje emocje wylałam ponownie, ale tym razem w jego usta.

- Nie mów tak. - powiedział po chwili - Wiesz, że zawsze chcę dla ciebie dobrze, prawda? - dokończył, a ja mimowolnie przytaknęłam, wpatrując się w jego oczy przepełnione żarzącą się miłością. Poczułam uderzające wyrzuty sumienia, rozumiejąc to co czuł. - Na resztę pytań odpowiem ci w wolnej chwili, a na razie, zabierajmy się stąd. - przerwał, by po chwili dodać - Nie, twoja matka nie żyje. - ujął z czułością moją twarz, obdarzając mnie pełnym uczuć spojrzeniem.

- Jared... - odparłam - ja... ja nie wiem co powiedzieć... przepraszam... - wydukałam i przytuliłam się do jego twardego, umięśnionego torsu, a ten pocałował mnie w czoło.

- Okej już? - zapytał - Możemy jechać? - odrzekł, na co ja skinęłam głową, nie zdolna wypowiedzieć ani jednego słowa. Dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo oddaliliśmy się od samochodu, czego wcześniej nie dostrzegałam, przez ogarniające mnie emocje. Dzieliło nas on niego na oko może z 600 metrów, ale nie jest to zbyt miarodajne. Sama byłam pełna podziwu tego w jak krótkim czasie z moją marną kondycją pokonałam taki dystans. Tłumaczyło to teraz lekką zadyszkę mojego chłopaka, kiedy mnie pochwycił. Rozmawialiśmy na dalekie od wcześniejszego tematy, śmiejąc się i wygłupiając, tak, że chłopak szedł tyłem, by opowiedzieć mi, jak twierdził ,,najlepszy żart jaki w życiu słyszałam". Kiedy nagle usłyszeliśmy niespodziewany szelest.

- No, to Emily, powiedz swojemu chłoptasiowi papa. - powiedział nader opanowany i diabelsko uśmiechnięty Denim. Był cały w siniakach, a z nosa i kącika ust nadal sączyła się krew. Zapowiadały się niezłe kłopoty. Spojrzałam w ułamku sekundy w zielone tęczówki Jareda, które przekazały mi plan akcji. Nie wiedziałam, czy się powiedzie i czy ujrzę kiedykolwiek mojego ukochanego, ale zawsze warto próbować, gdy w grę wchodziło życie, a tym bardziej jego życie...

Wesołych świąt! Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. ;)
xxxdangerousx <3































To on ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz