Małe Kroczki

599 51 17
                                    

Od kiedy Taehyung zaczął zauważać coraz większe efekty jego ciężkiej pracy rozluźnił się trochę. To, paradoksalnie, sprawiło, że szło mu jeszcze lepiej. Coraz łatwiej współpracowało mu się z jego własną, wolną od toksyn magią. Nie był jeszcze w stanie zapanować nad nią tak jak to robił wcześniej, ale też nie był pewien czy chce postawić sobie i jej tyle granic. Podobało mu się w jaki sposób na wpół dzika magia płynęła pod jego skórą, jak dotykała jego zmysłów, jak szalała, a jednocześnie była podporządkowana. Nie był w stanie pozwolić na to by była tak bardzo dzika i nieokiełznana jak magia Hoseoka. Nie potrafił żyć z takim chaosem. Męczyło go to, dobijało, niszczyło jego psychikę. Ale zastanawiał się czy powiększenie wolności dla jego mocy nie byłoby dobrym... Przyjemnym rozwiązaniem.
Sukcesy sprawiły również, że Tae miał o wiele więcej energii. Bardzo często się uśmiechał. Nie ćwiczył już całymi dniami (z małymi przerwami na rozmowy z domownikami, jedzenie i sen). Teraz o wiele więcej czasu spędzał z braćmi, którymi rozmawiał, bawił się, ćwiczył, odpoczywał.
Czuł jednak, że zaniedbał jedną z nielicznych rzeczy, która od zawsze sprawiała mu przyjemność. Wieczorem, tuż po kolacji i prysznicu, wszedł do biblioteki, wziął jedną z książek, usiadł w swoim ulubionym fotelu znajdującym się w tym pomieszczeniu i najzwyczajniej w świecie zaczął czytać.
Uwielbiał zapach kartek. Klimat pomieszczenia wypełnionego książkami o różnej tematyce. Uczucie spokoju przepełniające każdą komórkę jego ciała gdy siedział w ciszy zmącanej jedynie oddechem lub stłumionymi odgłosami kroków lub rozmów zza drzwi. Ekscytację wypełniającą jego duszę gdy czytał kolejne linijki tekstu, przekręcał kartki ksiąg. To miejsce sprawiało, że zmartwienia szły w niepamięć bo jego umysł zajęty był  poznawaniem nowych historii i zdobywaniem informacji.
Nie zauważył momentu, w którym drzwi się otworzyły. Nie zwrócił uwagi na głośniejsze kroki, odgłos wysuwania książek z półek i wsuwania ich na nowo. Zignorował ciche szepty, które zwykle doprowadzały go do szału w takich sytuacjach. Osoby, które tu weszły, były mu bliskie, nie przeszkadzały jego magii i nie zakłócały przepływu jego myśli.
Jego moc zamruczała zadowolona gdy Yoongi usiadł obok niego, Jimin rozłożył się na podłodze w swojej połowicznej wersji, Jungkook skulił się na fotelu z poduszką, a Hoseok położył się na kanapie, każdy z nich ze swoją książka w rękach, gotowi zagłębić się w lekturze.

Jin prychnął pod nosem gdy stanęli przed ogromnym budynkiem Urzędu Administracji Międzyrasowej. Gmach został zbudowany przez ludzi, zarządzany przez ludzi i miał chyba pokazywać, że ludzi jest więcej a istoty nie mają zbyt wiele do gadania. Co prawda w ostatnich latach istoty zaczęły zasiadać w rządzie, miały jakąś władzę i nie były tak bardzo wykorzystywane. Nadal jednak w umysłach ludzi byli albo zbyt przerażający albo zbyt dziwni albo zbyt niestabilni żeby móc mieć takie same prawa. Chyba dlatego istoty żyły w swoich własnych społecznościach, oddaleni od ludzi, którym składali jedynie raporty i płacili podatki żeby między nimi nie zrodziły się problemy. Wystarczyło, że za każde większe zbrodnie oskarżani byli ci obdarzeni mocami. Nie chcieli mieć jeszcze więcej konfliktów między rasami. Nawet jeśli Jin uważał, że ludzie są gorsi od istot, bardziej okrutni, podstępni, próbujący zrekompensować swoje słabości poprzez szerzenie swojej władzy...
Weszli do budynku i odnaleźli Dział Opieki nad Rodziną i Dzieckiem. Ilość gabinetów ich zaskoczyła. Zastanawiali się czy oznacza to, że tak bardzo starają się pomagać rodzinom czy wszystko jest tak zbiurokratyzowane, że jeszcze bardziej utrudniają.
- Rodziny ludzkie... Rodziny mieszane... A gdzie rodziny istot?
Spytał Jin coraz bardziej zirytowany. Korytarz był długi, a każdy pokój oznaczony był informacją dla kogo przeznaczona była usługa. Gdzie tu równe prawa? Czyżby rodziny nie były takie same i nie miały takich samych praw? W końcu dotarli do gabinetu w którym zajmowano się dokumentacją adopcyjną dla istot. Jeszcze nawet tam nie weszli, a Jin już miał dość. Podziwiał Namjoona, który szedł tam bez zbędnych emocji. Po prostu chciał to załatwić, podczas gdy Jin irytował się wszystkimi utrudnieniami.
W końcu znaleźli się w środku i zaczęli rozmawiać z urzędnikiem. Podpisali bardzo dużą ilość dokumentów, usłyszeli mnóstwo dziwnych informacji prawnych. Dowiedzieli się, że zanim zostaną uznani prawnie za rodziców będą mieć wizytę osób wyznaczonych przez ich dział. Co z tego, że magia już ich zaakceptowała. Dodatkowo musieli pójść na rozmowę z psychologiem żeby upewnić ludzi, że się nadają do opieki nad innymi istotami i dostali ludzkiego kuratora, który mógł do nich przyjść w każdej chwili.
Kiedy wrócili do domu Jin rzucił się na kanapę w salonie i zakrył oczy ramieniem, próbując nie krzyczeć z frustracji.
- Spokojnie, wiesz jacy są ludzie... Liczą się formalności...
Powiedział Namjoon, kucając przy mężu. Gładził jego włosy czule i uśmiechnął się lekko widząc, że mężczyzna zgrzyta zębami.
- Bo stępisz kiełki.
Mruknął rozbawiony, a Jin wyjął małą poduszeczkę spod głowy i uderzył nią Namjoona w głowę zirytowany. Dziękował w duchu dzieciakom, że nie odnieśli ich po swoim maratonie filmów.
- Odczep się od moich kłów. Zamów coś do jedzenia. Lepiej żebym nie wchodził dzisiaj do kuchni.
Namjoon pocałował ukochanego, nie przejmując się jego złością i poszedł do chłopców zapytać na co mają ochotę. Jin zaś leżał nadal na kanapie i zdecydowanie miał migrenę.

Pomyłka [Taegi/Jihope] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz