18. Praca

419 17 0
                                    

PARĘ DNI PÓŹNIEJ
ASIA POW. Dzisiaj wstaliśmy jak zwykle, czyli dość wcześnie. Na 10 do pracy, więc musieliśmy wstać trochę po 7. Pawcia, jak zwykle zamierzaliśmy obudzić prawie na ostatnią chwilę. Szymek pierwszy poszedł do łazienki, a ja wzięłam się za robienie śniadania. Następnie się zamieniliśmy, z tego ja zamknęłam się w łazience, a Szymek obudził Pawcia. Wtedy, całą trójką zjedliśmy w kuchni pożywne śniadanie. My wypiliśmy do niego kawę, a mały soczek. Oczywiście nie zapomnieliśmy o nakarmieniu Ozziego, była by to zdrada stanu co najmniej, gdybyśmy o nim zapomnieli...

O 8.30 gotowi na przygody dzisiejszego dnia, wyszliśmy z domu i udaliśmy się do rodziców, odstawić Pawcia, a godzinę później byliśmy już w pracy. Przebraliśmy się w mundury, wzięliśmy co trzeba i jak zwykle, usiedliśmy do papierów...
Potem była niezbyt ciekawa i interesująca odprawa, a po niej wyjechaliśmy na patrol... Jednakże długo nie pojeździliśmy, gdyż na moją komórkę zadzwonił tata...
Wymieniliśmy z Szymonem zszokowane spojrzenia, po czym odebrałam i dałam na głośnik:
(A- Asia, J- Jan)
J: Asiu?!
A: Cześć tato?! Coś się stało?!- spytałam go zmartwiona. Co jak co, ale tata bardzo rzadko dzwoni do nas jak pracujemy...
J: Tak...- gdy to powiedział, serce nam na moment stanęło.
J: Ale to nie ma nic wspólnego z Pawełkiem, spokojnie!- od razu dodał, uspakajając nas.
A: W takim razie co?!- spytał Szymek.
A: Jesteś na głośniku- dodałam wyjaśniająco. Co rusz przesyłaliśmy sobie przelotne, acz porozumiewawcze spojrzenia.
J: Wyjaśnię wam wszystko u mamy w gabinecie. Zjedzcie na komendę jak najszybciej można...- poprosił nas, wyraźnie czymś zmartwiony i jakby... przejęty?!
A: Ok, widzimy się na komendzie...
J: Do zobaczenia- zanim powiedziałam coś więcej, tata się rozłączył. Ten telefon był tak dziwny, że zamarliśmy bez słowa na dobre parę minut.
-Co to może być?!- spytałam Szymka, przerywając ją i jednocześnie chowając telefon do kieszeni kamizelki.
-Nie mam pojęcia Skarbie, nie mam pojęcia...- westchnął i dalej wracaliśmy na komendę w ciszy.

NA KOMENDZIE
Zaparkowaliśmy na parkingu, zamknęliśmy radiowóz i udaliśmy się prosto do gabinetu Renaty. Trochę niemiło się zachowaliśmy wobec kolegów, gdyż tylko im machaliśmy rękoma, nie mówiąc nic. Po chyba 10 minutach byliśmy już pod drzwiami. Już tam słyszeliśmy nerwową wymianę zdań między Renatą, tatą, a jakimś mężczyzną. Szymek zapukał, abyśmy nie wpadli tam nieproszeni...
-Wejść!- krzyknęła Renata, więc mój mąż otworzył drzwi i weszliśmy. Jak zazwyczaj, Szymek puścił mnie przodem, sam zamykając za nami drzwi. Już od pierwszej chwili czuło się że atmosfera w pomieszczeniu jest co najmniej nerwowa...
-Pani komendant, panie prokuratorze...- postanowiłam się odezwać na stopie zawodowej. W końcu nie wiadomo było, czy ten mężczyzna wie o naszych, rodzinnych koneksjach...?!
-Marku, pomoc przyjechała- zwróciła się do mężczyzny Renata -Sierżant Joanna Zielińska i Aspirant Szymon Zieliński- wylegitymowała nas.
-Pomożemy, jak tylko będziemy mogli, ale... O co chodzi?- spytałam, starając się brzmieć kulturalnie
Wtedy tata wyjaśnił nam że ten mężczyzna, sędzia Marek Wiśniewski, prowadzi sprawę szefa grupy przestępczej o nazwie "grupa południowa". Gość nazywa się Wiesław Karul, pseudonim "Salem". W związku z tym że ma w najbliższych godzinach dostać zarzuty, jego ludzie grożą sędziemu życiem jego córki i wnuczki. Nie wiemy czy to nie jest jakaś podpucha, więc lepiej dmuchać na zimne i jednak dać kobiecie ochronę, jednocześnie próbując znaleźć sprawców. A że tata z Renatą mają do nas największe zaufanie, to powierzają to zadanie właśnie nam...
-Ok, czyli jaki jest plan?- spytał Szymek, gdy rodzicie skończyli objaśniać nam sytuację. Wtedy już rozmowę w pełni przejęła Renata. Sędzia się bardzo denerwował i parokrotnie przerwał jej w pół zdania, ale w końcu dowiedzieliśmy się co mamy robić.
-Przebieżcie się w cywilne ciuchy i wrócicie tu- podsumował tata -Tylko nie zapomnijcie o broni!- zażartował, lecz w obecnej sytuacji nikt się nie śmiał. Odmeldowaliśmy się i uczyliśmy dokładnie tak jak nam było nakazane, 20 minut później stawiając się ponownie w gabinecie mamy.
-Tu macie kluczyki do auta. W bagażniku, jakby co, są kamizelki kuloodporne, lecz miejmy nadzieję że nie będą potrzebne...- zakończyła tą niecodzienną "odprawę", rzucając mi je. Z łatwością je złapałam.
-Będziemy w stałym kontakcie z dyżurnym pani komendant- dodał Szymek -Postaramy się zapewnić pana rodzinie 100% bezpieczeństwo- zapewnił sędzię, po czym się "odmeldowaliśmy" i wyszliśmy z gabinetu, a następnie komendy. W przykomendowym garażu wsiedliśmy do samochodu "incognito" i chwilę później już ruszaliśmy na poszukiwanie córki sędziego....
-Nie fajna ta sytuacja, co?!- zagadnęłam męża, łącząc nasze dłonie i przerywając ciszę.
-Oj nie...- przytaknął, nie odwracając wzroku od drogi, po czym dodał -Nawet nie chce myśleć co czuje w tym momencie sędzia...- słysząc to po prostu uścisnęłam nasze dłonie. Od dawna wiemy że ten mały gest jest wart więcej niż 1000 słów...

Joanna & Szymon ZielińscyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz