42. Chrzciny Martynki

333 9 1
                                    

3 TYGODNIE PÓŹNIEJ
ASIA POW. Dzisiaj jest dość niezwykły dzień. Mianowicie dzisiaj odbędą się chrzciny córeczki Zuzy i Wojtka - Martynki. Ja i Szymon mamy być chrzestnymi, więc się trochę stresuję... Ale tylko odrobinę. Sama jeszcze nie wiem JAK my ogarniemy przy tym nasze maleństwa, ale na całe szczęście będą tam nasi przyjaciele i rodzice, więc w razie co, myślę że pomogą. Pawcio jest świetnym starszym bratem, chce pomagać we wszystkim, malutkie cały czas są przez niego obsypywane pocałunkami, to w główkę, to w policzek i ciągle ma je uważnie na oku, zamiast się bawić zabawkami. Mój kochany pomocnik...
Właśnie położyłam naszego małego kawalera na drzemkę i usiadłam na kanapie z 2 nianiami i telefonem, a obok mnie usadowił się Roscoe.
-No co tam Ross?!- zagadnęłam psinę, tarmosząc go za uchem. W brew pozorom, ani trochę nie byłam zmęczona, a do bliźniaczek wstawałam równo co 2-3 godzinki przez całą noc... Jeśli o nie zaś chodzi, to rozwijają się wręcz z prędkością światła, mając już ponad 3 tygodnie. Są cudne! Jeszcze podczas ciąży się bałam, czy sobie poradzę jako mama dziewczynek, biorąc pod uwagę że wtedy mieliśmy tylko Pawcia, ale ten strach odszedł w oka mgnieniu, gdy tylko się urodziły! Nasze aniołki...! Uczą się każdego dnia coś nowego, a i my z Szymkiem, jako rodzice, uczymy się dzięki nim wielu nowych rzeczy...
Ledwo to pomyślałam, usłyszałam znajomy szczęk kluczy w zamkach, a moment potem otwieranie drzwi. Roscoe od razu zeskoczył z kanapy i podbiegł do korytarza, machając ogonkiem, ale nie szczekając. Już się zdołał nauczyć że ma nie szczekać, skoro małe dzieci są w domu... Cały czas słyszałam szelest ciuchów które ściągał z siebie mój mąż i to jak cicho przemawiał do skaczącego nań Roscoe. Z uśmiechem wstałam z kanapy i poszłam w ślady naszego czworonoga, kierując się do drzwi wejściowych. Zastałam tam na wpół rozebranego Szymona i rozradowanego Roscoe, okupującego jego calutką uwagę, skacząc i merdając ogonkiem oraz się niepoprawnie śliniąc.
-Dobra Ross, zostaw pana w spokoju, no już!- zaśmiałam się, a psina się na mnie obejrzała ze spojrzeniem które mogłabym określić jako pytające, gdyby nie to że chodziło o psa... Skinęłam głową, a szczeniak jak na komendę zszedł z Szymona i usiadł obok niego.
-Cześć Skarbie- przywitał się ze mną Szymek, wreszcie mogąc pozbyć się butów. Gdy to zrobił podeszłam do niego zadowolona.
-Cześć Kochanie- odpowiedziałam i pocałowaliśmy się czule, a ja przez przelotny moment poczułam jego dłoń na moim biodrze, tak jak lubię. Daliśmy sobie czułego buziaka, po czym się od siebie odsunęliśmy.
-Leć myć ręce i widzimy się w kuchni- powiedziałam mu, a uśmiech nie schodził mi z twarzy.
-Dobrze Skarbie- zgodził się ze mną i ja z Roscoe poszliśmy do wyżej wymienionego pomieszczenia, a mój mąż zamknął się w łazience. Z uśmiechem, w akompaniamencie cicho grającej w radiu muzyki zrobiłam Szymonowi śniadanie, czyli tosty z szynką i serem. Właśnie gdy wkładałam je do piekarnika, poczułam znajome przytulenie od tyłu.
-Hej..- zaśmiałam się, czując jak całuje mnie po szyi -Jak w pracy?!
-Dobrze. Było na tyle spokojnie, że z Góralem praktycznie nie ruszyliśmy się z komendy i na spokojnie mogliśmy się przespać parę godzin- odpowiedział, wyraźnie zadowolony.
-To dobrze- podsumowałam i dodałam -Pamiętasz że to dzisiaj?!- przypomniałam, średnio kryjąc ciśnienie w głosie.
-Pamiętam, pamiętam. Spokojnie, damy sobie ze wszystkim radę!- pocieszył mnie, dokładnie jakby wiedział że się martwię.
-Mam nadzieję..!- przytaknęłam, po czym zajęliśmy się czym innym. Czas przeleciał jak z bicza strzelił, gdyż nim się obejrzeliśmy, już się trzeba było szykować. A tym razem było więcej osób do ubrania, niż na ostatnich chrzcinach, więc trzeba było się za to zabrać wcześniej...
W końcu jednak bilans strojów był następujący:
Szymek miał na sobie czarny garnitur i białą koszulę, tym razem rezygnując z krawata, czy muchy;
Pawcia ubrałam w wygodny i o wiele mniejszy odpowiednik stroju Szymona, gdyż mały poważnie powiedział "jak tata".
Bliźniaczki miały na sobie cudne sukienki w kolorze pudrowo różowym i do tego oczywiście rajstopki i buciki oraz sweterki w kolorze białym. Jedyną różnicą, pozwalającą innym odróżnienie Madzi i Amelki były opaski. Mela miała białą, a Madzia pudrowo różową. 
Natomiast ja ubrałam zieloną sukienkę przed kolano z zaznaczoną talią i rozkloszowanym dołem, na dość grubych ramiączkach. Makijażu nie robiłam jakiegoś finezyjnego, tylko taki jak zazwyczaj do pracy. Jednym słowem make up- no make up. 
Zanim się obejrzeliśmy, trzeba było już wychodzić do kościoła. Dość szybko się zebraliśmy i opuściliśmy dom, włączając się do ruchu drogowego...

Joanna & Szymon ZielińscyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz