10. Roczek

548 14 3
                                    

ASIA POW. Od akcji ratowniczej w parku minęły 3 tygodnie. Dzisiaj Pawełek obchodzi swoje PIERWSZE URODZINY! Nie mogę uwierzyć że tak szybko to minęło! Dopiero co pamiętam jak rodziłam go w szpitalu! Masa wspaniałych wspomnień...
Z tego zamyślenia wyrwał mnie Szymek, obejmując mnie od tyłu i całując w kark, po czym opierając brodę na moim ramieniu.
-Nad czym tak myślisz?!- spytał cicho. Teraz oboje pochylaliśmy się nad naszym śpiącym w łóżeczku synkiem.
-Nad tym jak szybko ten rok minął... W końcu dopiero co leżałam w szpitalu po porodzie, a on już ma roczek!- odpowiedziałam równie cicho.
-Czas płynie, to fakt- zgodził się ze mną i kolejne minuty zabrała nam cisza i czułe spojrzenia skupione na naszym synu. Potem wyszliśmy z pokoju i daliśmy mu w spokoju dokończyć drzemkę.
-To jeszcze raz. O której mają przyjechać goście?!- spytał mnie Szymek, gdy klapnęliśmy na kanapę.
-Goście są zaproszeni na 16:30. Dlatego my zbieramy wszystko jak tylko Panda wstanie i jedziemy na działkę wszystko uszykować- odpowiedziałam szczerze.
-Wszystko będzie pięknie, nie martw się- uspokoił mnie tymi słowami jak niczym innym.
-Wiem- uśmiechnęliśmy się do siebie szczerze, patrząc sobie głęboko w oczy. Nie potrzebowaliśmy słów, jak zwykle z resztą...

PARĘ GODZIN PÓŹNIEJ
NA DZIAŁCE
-Pawcio bawi się w kojcu, grill rozpalony, goście będą za pół godziny...- zaczęłam nerwowo wymieniać, sprawdzając czy wszystko jest dopięte na ostatni guzik.
-Spokojnie! Wszystko mamy pod kontrolą! Nie stresuj się Skarbie!- zatrzymał mnie w miejscu i spojrzał mi w oczy -Zatrzymaj się na moment i weź 3 głębokie oddechy, ok?!- poprosił mnie. Posłuchałam i właśnie tak zrobiłam. Od razu poczułam się lepiej i Szymek chyba to zauważył, bo się ucieszył i uśmiechnął.
-Właśnie tak- potwierdził i dodał -Jeśli chodzi o jedzenie to wszystko gotowe, tort się chłodzi w zamrażarce od 2 minut, dekoracje też wiszą... Zostało tylko się ubrać!- podsumował moje nerwowe wyliczenia mój mąż. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością.
-Dzięki Kochanie...- odpowiedziałam i dodałam -Zwariowałabym bez ciebie...
-Chodź tu- odpowiedział na to i mnie przytulił. Z ulgą się w niego wtuliłam. Staliśmy tak moment, po czym poszliśmy się przebrać. Szymek ubrał jasną koszulę i ciemne spodnie, a ja ciemno-fioletową, przylegającą sukienkę do połowy uda z dekoltem w lekki szpic, na średnich ramiączkach i do tego identycznego koloru szpilki. Gdy się uwinęliśmy z przebieraniem ja przebrałam Pawełka, a Szymek wyciągnął tort i schował go bezpiecznie do szafki. Krótko później przyjechali tata z mamą, oraz mój ojciec, więc odetchnęłam z ulgą że się wyrobiliśmy ze wszystkim. Fajne to było uczucie...
-A gdzie jest nasz solenizant?!- spytał z energią tata, gdy już się przywitaliśmy.
-A tutaj!- odpowiedział Szymek i podał tacie naszego synka, on sam przywitał się z Michałkiem, mamą i moim tatą, a chwilkę później zrobiłam to również ja.
Krótko później przyjechała reszta zaproszonych przez nas gości, a co za tym idzie impreza się powoli rozkręcała... Wszyscy dawali nam prezenty dla Pawełka i składali mu życzenia. A mały był uradowany że cały czas jest w centrum uwagi...
Impreza płynęła swoim tempem, był grill i rozmowy, a potem przyszła pora na "Sto lat" i tort. Jako że potrzebowałam pomocy Szymka z tortem, oddaliśmy małego pod opiekę jego chrzestnej. Tort był śmietanowy, z owocami. Na szczycie miał "nadruk" z żelatyny, który mówił: "1 urodziny Pawełka", a do tego miał narysowanych Chase'a i Marshalla z "Psiego Patrolu", czyli jak na razie ulubionej bajki małego.
Wszyscy odśpiewaliśmy mu "Sto lat", a on patrzył na nas podekscytowany, ale też zaciekawiony, a potem razem z Szymonem i Karoliną pomogliśmy mu zdmuchnąć świeczkę. Oczywiście wszyscy zaczęli klaskać, a Pawełek razem z nami, przez co zaczęliśmy się śmiać.
Potem już rozkroiłam tort i go zjedliśmy. Był naprawdę dobry i bardzo smakował Pawciowi, a o to przede wszystkim nam chodziło... Oczywiście jak wjechał tort to musiała być i kawa/herbata...
Gdy już wszyscy mieli swoje napoje i zjedli pierwszą część "podwieczorku" przyszedł czas na tradycyjną zabawę, czyli co dziecko wybierze. Wobec tego Jacek z Szymonem ułożyli na stole wybrane przez nas przedmioty, po czym schowali je pod miskami. Gdy wszystko już było gotowe usiadłam przed nimi na krześle, z małym na kolanach. Wtedy chłopaki, wspólnie, w tym samym momencie odsłonili wszystkie te rzeczy. Wszyscy patrzyli na to "na wdechu", oczekując co takiego złapie w rączkę nasz synek.
-No Pando! Co bierzesz?!- spytałam Pawełka, gdy mały spojrzał na mnie niezdecydowany. W równej odległości przed naszym synkiem leżały: grosz, różaniec, kieliszek, karty do gry, książka, moja obrączka i samochodzik - radiowóz, który dostał od mamy parę dni temu. Zupełnie nie miałam pojęcia co wybierze, szczególnie że miał parę "próbnych podejść" do różnych rzeczy. O mało co wziął którąś z nich, ale w ostatniej chwili cofał rączkę, podnosząc ciśnienie w pomieszczeniu... I tym razem wszystko miało zostać nagrane, tym razem przez mojego brata. Trwała chwila "zawahania" po czym mały jedną ręką złapał za samochodzik, a drugą wrzucił do kieliszka moją obrączkę. Wszyscy zaczęli się śmiać, dobrze wiedząc co znaczą te wróżby...
-Samochód! Cały tata!- zaśmiał się Krzysiek.
-Jemu chodziło że to radiowóz! On będzie w przyszłości policjantem, baranie!- odpowiedział na to Julek, przez co wszyscy dostaliśmy głupawki. Nawet sam Pawcio! Przecież aż takich złączonych stwierdzeń to nawet 3-latek czasem nie uformuje, a co dopiero roczne dziecko!
-Jak ty coś palniesz Julek!- zaśmiała się Zuza kręcąc głową z dezaprobatą, a my razem z nią.
-Ale co!?- nie zrozumiał, więc nasza głupawka była jeszcze większa... Pawcio aż czkawki dostał, tak bardzo się śmiał!
-Przyniosę ci miodu!- zaoferowała się Ala i po chwili wróciła z rzeczonym słoikiem i łyżką. Dałam małemu "czkawkowego zabójcę" i już po chwili było ok...
Potem zostawiliśmy dzieci samym sobie, bawiąc się na kocu, a sami pochłonęliśmy się w wesołej rozmowie opodal nich. Oczywistym było że cały czas mieliśmy dzieci na oku... W końcu była ich aż 4, plus jeszcze Tosiek i Gaja, ale oni o dziwo siedzieli z nami. Bardziej tu myślę o Gajce, bo Antoś to wiadomo...
Czas płynął dość szybko i bardzo miło... Mimo że grono gości było bardzo szerokie, to i tak czuło się jak w domu... Tak rodzinnie... Z resztą, to samo uczucie jest zawsze na komendzie...
Wyjaśniając, zaprosiliśmy:
-Białachów z Honią,
-Mamę i tatę z Michałkiem,
-Nowaków z Majką,
-Mojego tatę i brata,
-Zapałów z Gają i Tośkiem,
-Zuzę i Wojtka,
-Natalię i Górala,
-Juliusza,
-Paulinę i Kubę,
-Marysię i Adama,
-Ewę i Bruna,
-Dagę i Tomka
oraz Januszka Wojtalę do towarzystwa Julkowi.
Sporo tych osób, ale na weselu było trochę więcej i wszyscy się pomieścili, więc wszystko było jak najbardziej ok. Z resztą, jak to się mówi, "Im nas więcej, tym weselej!"...
Przyjęcie udało się naprawdę dobrze, wszystko poszło zgodnie z planem. No na początku...
Mianowicie, co okazało się DUŻO PÓŹNIEJ, bardzo dobrze się stało że większość gości przyjechała taksówkami... Bowiem w momencie kiedy ostatnie z najmłodszych zmorzył sen i odnieśliśmy ich do sypialni, na piętro, część z "naszego grona" otworzyła alkohol... Na całe szczęście było długo ciepło, JESZCZE, więc całą imprezę siedzieliśmy na dworze i nie robiliśmy zbyt wielkiego hałasu, a co za tym idzie, ci bardziej upici nie pobudzili dzieci...
Ten dzień minął bardzo miło i był naprawdę niezapomniany... Mimo późniejszych wad, nie mogłabym sobie wyobrazić lepszego roczku dla mojego synka...
CDN.

Dla tych co nie wiedzą. Wybrane przez małego Zielińskiego przedmioty oznaczają:
kieliszek - symbolizujący skłonność do alkoholu i rozrywkowego życia,
obrączka - symbol wczesnego zamążpójścia lub w zależności od interpretacji - szczęśliwe życie rodzinne,
Samochodzik dodałam ja, nie ma wielkiego znaczenia. Uważam że można to traktować podobnie jak grosz, czyli symbolizujący dostatnie życie, bogactwo, zaradność życiową i karierę.

Tym razem bez pytań do rozdziału.
Miłego dnia! / Dobranoc!
F.

Joanna & Szymon ZielińscyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz