27. Sylwester

469 15 2
                                    

ASIA POW. Dzisiaj jest sylwester... Białachowie urządzają imprezę u siebie na ranczu i wszyscy przyjaciele są zaproszeni... Na początku byłam sceptyczna co do pomysłu, aby małego pilnowali rodzice, podczas gdy my będziemy się bawić, ale Renata z tatą mieli bardzo mocne argumenty i w końcu mnie przekonali. Z resztą musieli przekonywać nie tylko mnie, gdyż Szymek też nie był wielkim fanem tego pomysłu...

PARĘ GODZIN WCZEŚNIEJ
Jest już po południu. Parę chwil temu zjedliśmy obiad i posprzątaliśmy wspólnie kuchnię, a teraz siedzimy z Pawciem na dywanie i bawimy się klockami. Jednakże ta zabawa nie potrwa długo, gdyż musimy się szykować na imprezę do przyjaciół, a małego spakować do dziadków...
-Kochanie, jest już 17...- przypomniał mi Szymek. No tak, mamy na 20 być u Białachów, a do nich trzeba sobie liczyć gdzieś z 40 minut drogi od rodziców, jeszcze korki... Jednym słowem, za mniej niż 1.5 godziny musimy wyjść z domu, a jeszcze nie zaczęliśmy się szykować! Na całe szczęście moja sukienka i koszula i marynarka Szymona wiszą od rana na wieszakach, wyprasowane i gotowe do założenia, gdyż przygotowaliśmy je wieczór wcześniej, gdy Panda już spał...
-To ja idę wziąć szybki prysznic...- powiedział Szymek wstając, pocałował mnie w głowę i znikł na górze, a ja zostałam z Pawciem.
-Tata?!- mały rozglądnął się za Szymkiem.
-Zaraz wróci kochanie...- uśmiechnęłam się do niego i aby odwrócić jego uwagę od nagłego braku ojca, dodałam -To jak? Budujemy misiowi domek?- wskazałam na małego, wielkości breloczka misia, siedzącego na fotelu z klocków niedaleko nas.
-Tak!- przytaknął ucieszony i właśnie tak zrobiliśmy. Po może 20 minutach, max pół godzinie, Szymek do nas wrócił, cały uszykowany. Miał na sobie błękitną koszulę i czarne spodnie od garnituru, a marynarkę powiesił na krześle.
-Zapraszam Pandę, idziemy się ubrać...- powiedział, biorąc małego w ramiona.
-Cemu?- nie zrozumiał mały. Naturalnie chciał się bawić...
-Musimy się ładnie ubrać, bo idziesz w odwiedzimy do dziadków- wytłumaczyłam mu i całą trójką udaliśmy się na górę. Szymek podjął się ubrania Pawcia, a ja wzięłam bieliznę i wskoczyłam pod prysznic. Nie zajęło mi to długo, gdyż głowę umyłam już rano, gdy mały miał drzemkę. Po max 10 minutach pod prysznicem, wyszłam, osuszyłam ciało ręcznikiem i ubrałam wziętą bieliznę, oraz szlafrok, wiszący na grzejniku. Wtedy stanęłam przed lustrem. Stwierdziłam że nie będę robić jakichś finezyjnych fryzur, bo one zwyczajnie nie przeżyją do północy. Wobec tego wzięłam 2 pasma włosów, zrobiłam z nich dobierane warkocze i tak powstała ozdobna korona, którą lekko spryskałam lakierem do włosów, a resztę puściłam wolno i lekko pofalowałam. Od razu przeszłam do makijażu. Jako że biorę butelkowo-zieloną sukienkę, to zrobiłam dość lekki makijaż. Srebrne smokey-eye na oko, kreska eyelinerem i perłowo-różowa szminka oraz trochę różu, to był wybór na dziś. Do tego malachitowy naszyjnik od Szymka i srebrne kolczyki "sznureczki". Wstępnie gotowa przejrzałam się w lustrze i zadowolona z efektów opuściłam łazienkę. Z uśmiechem weszłam do sypialni i założyłam moje beżowe szpilki. Wtedy przyszedł czas na sukienkę. Była ona bardzo podobna do tej, jaką miałam na weselu Ali i Jacka, tyle że szmaragdowo-zielona. Założyłam ją i zapakowałam do małej torebki wszystko co mogło mi się przydać dzisiejszego wieczora. Sprawdziłam również ile mam procent w telefonie i tak na "w razie co", zapakowałam do torebki ładowarkę, oraz powerbanka. Torebkę powiesiłam na klamce i poszłam do pokoju Pawcia, szukać męża. Oczywiście znalazłam tam moich chłopaków, już gotowych i roześmianych. Torba z rzeczami małego leżała na komodzie, już spakowana rano. Pawełek był kopią taty w każdym calu, gdyż Szymek ubrał go w niebieską koszulę i czarne spodnie. A teraz, śmiali się wesoło, gdyż Zieliński podrzucał naszego synka w powietrze i go łapał w otoczce śmiechu małego. Z uśmiechem oparłam się bokiem o framugę drzwi i obserwowałam ich przez moment.
-Dobra panowie, koniec tego! Trzeba się zbierać...- przerwałam im tą zabawę bardzo niechętnie, gdyż miło mi się tak na nich patrzyło, ale trzeba było. Szymek złapał akurat Pandę i oboje na mnie spojrzeli z uśmiechami.
-Mama!- ucieszył się mały i od razu wyciągnął do mnie rączki.
-Chodź do mnie maluchu...- odpowiedziałam, przejmując go od męża. Z wprawą posadziłam sobie Pawcia na biodrze i poprawiłam mu leżącą na komodzie szczotką włoski, oraz pstryknęłam go w nos, podczas gdy Szymek zapiął mi te 2 guziki od sukienki i dał buziaka w kark.
-Pięknie wyglądasz...- szepnął, obejmując mnie prawą ręką od tyłu, gdyż na lewym biodrze miałam małego.
-Dziękuję, ale te swoje czary możesz zostawić na później, bo musimy już wychodzić- odpowiedziałam odwracając się do niego przodem i całując przelotnie, po czym wyszłam z pokoju i łapiąc w przelocie skórzaną kurtkę, którą brałam ze sobą, zeszłam z Pawciem na dół. Szymek zszedł zaraz za nami, z moją torebką i torbą Pawcia. Dość szybko się ubraliśmy w rzeczy wierzchnie i opuściliśmy dom. Droga do rodziców nie zajęła nam okropnie długo, ale też nie byliśmy jakoś mega szybko. Jako policjanci doskonale wiemy jak ważne jest przestrzeganie przepisów, np. ruchu drogowego...

Joanna & Szymon ZielińscyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz