Rozdział 54. Liderzy stworzyli legendy, które w rzeczywistości nie istnieją.

3.8K 147 42
                                    

Nataly


Po powrocie na Manhattan, od razu uderzyła nas rzeczywistość. Dostaliśmy informację o kolejnych walkach, ale o dziwno nie byliśmy zawodnikami tylko widzami. Nazwali to "mistrzowskim wieczorkiem", co cokolwiek miało to oznaczać. Z czystej ciekawości, poszliśmy to sprawdzić.

Weszliśmy do Podziemia. Walki pokazowe trwały w najlepsze, a widownia dopingowała zawodników. Krzyki mieszały się ze sobą, nie pozwalając usłyszeć, co tak naprawdę wołali ludzie. Było gwarno i tłoczno. Pierwszy raz widziałam, żeby w tym miejscu zebrało się tylu ludzi. Jednak, jak poinformowali, to były ostatnie walki przed turniejem. Nie wymienili zawodników. Nie podali etapu. To było dziwne, dlatego zainteresowało się tym jeszcze więcej osób.

Dwóch mężczyzn zeszło z ringu, a na ich miejsce pojawili się kolejni.

- Panie i Panowie. Kolejna runda właśnie się zaczyna! Na ringu w prawym narożniku, szybki, nieprzewidywalny Race! Stanie do walki ze swoim odwiecznym rywalem. Równie niesamowitym, a także brutalnym Milesem.

- Co to za szopka? - zaśmiał się Alex. - Pewnie dzisiaj spotkali się po raz pierwszy.

- Nie widzisz, że ludziom się to podoba? Kochają takie akcje. Liderzy stworzyli legendy, które w rzeczywistości nie istnieją. - pokręcił głową.

- Tylko oni są zdolni do takich rzeczy.

- Nie tylko, ale oni wiedzą jak to sprzedać. - wzruszyłam ramionami.

Przesuwałam wzrokiem po zawodnikach. Mieli w sobie coś znajomego, ale nie potrafiłam stwierdzić, co to takiego. Ich uderzenia, ruchy i styl walki były naprawdę dobre. Jednak wyglądali jakby się przy tym bawili, a nie walczyli o zwycięstwo. Oczywiście ono też było ważne, ale oni odsunęli je na drugi plan.

- Po co to robią? - mruknęłam.

- Nie musimy daleko szukać. Kasa, władza i ... - nie dokończył. Wielkimi oczami spoglądał w stronę wyjścia z męskiej szatni. Podążyłam za jego wzrokiem. - Noah - wyszeptał Alex w przestrzeń. - To on, prawda? Jay miała rację?

- Tak. - wykrztusiłam ledwo słyszalnie.

Wyglądał całkiem inaczej niż go zapamiętałam. Jego odkryte ramiona aż do dłoni pokrywały tatuaże. Ściął włosy, chociaż zarzekał się, że nigdy tego nie zrobi, na przekór ojcu. Ten natomiast był gotowy pozbawić go jego czupryny pod osłoną nocy i gdyby nie lekki sen Noah, prawdopodobnie wtedy by mu się to udało. Była to prosta fryzura, a jednak dodawała mu odrobinę niebezpieczeństwa, co dopełniało jego nowy wizerunek. Na czubku głowy były trochę dłuższe niż po bokach. Przez te lata wydoroślał, zmężniał. Jednak nigdy wcześniej nie wiedziałam na jego twarzy tej zawziętości i brutalności, którą udało mi się dostrzec dzisiaj. Był moim bratem, ale nie poznawałam go. Był mi obcy. Zniknął radosny uśmiech, którego miejsce zajęła pogarda.

Nie wierzyłam własnym oczom. Chciałam się ruszyć, ale nie mogłam. Moje nogi były jak z waty. Żeby nie upaść, musiałam podtrzymać się ramienia Alexa.

- Słabo mi. Wyjdę na zewnątrz. - zaczęłam przeciskać się między ludźmi. Nie było to proste, jednak kiedy zdołałam już przebić się przez tłum, ruszyłam biegiem. Cała zawartość żołądka podjechała mi do gardła i tylko dzięki zaczerpnięciu świeżego powietrza, udało mi się powstrzymać mdłości. Oparłam się plecami o ścianę. Chłód przenikał nawet przez skórzaną kurtkę, którą miałam na sobie. To dało mi ulgę, ale tylko przez krótką chwilę. Zaraz po tym pojawiły się nieprzyjemne dreszcze na całym ciele.

Noah. Dlaczego to ukryłeś?

Gdybym chociaż wiedziała, że żyjesz...

Gdy opanowałam zdradzieckie odruchy mojego organizmu, poczułam czyjąś obecność. Na początku myślałam, że to Alex wybiegł za mną, ale myliłam się. Poczułam zapach perfum, które na pewno nie należały do niego.

Lose Control TOM I  | ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz