33. Pomachaj tatusiowi, babci i mamusi

695 49 8
                                    

- Proszę - mówię, podając kartonowy kubek, pełen kawy, mojemu facetowi. - Może powinieneś pojechać do mieszkania i odpocząć. Jak nie to przynajmniej się wykąpać i przebrać - zwracam mu uwagę, siadając obok na podłodze.

  Aktualnie Aria jest przygotowywana do operacji i robią jej jakieś dodatkowe badania. Karen i Manuel dzwonili do Shawna, jednak to ja z nimi rozmawiałam. Chłopak jest załamany i jest w naprawdę złym stanie psychicznym. Jego oczy są czerwone, niczym u wampira, usta popękane, a wory pod oczami fioletowe. Widzę, że jest zmęczony po całej nocy spędzonej na oddziale pediatrycznym, jednak nie ma chyba żadnej siły, która przekonałaby go do choć trzydziestu minut snu. Sama byłam w apartamencie po piżamę i i kosmetyki dla Arii i też właśnie wtedy przebrałam się w dres i ogarnęłam.

- Nie, muszę tu zostać. - Przeciera zmęczoną twarz dłonią.

- Shawn, ja rozumiem, że to twoja córka i ją kochasz, ale... - zaczynam, lecz przerywa mi wściekłym tonem.

- O niczym nie masz kurwa pojęcia. Zamknij się już proszę. Naprawdę mam dość twojego trajkotania. - Nagle czuję jakby trafił we mnie piorun, podpisany ' Shawn Mendes'. Nie wiem co mam odpowiedzieć, więc wstaję lekko oszołomiona jego zachowaniem. Rozumiem, że się martwi i ma wrażenie jakby cały świat był teraz przeciw niemu. Tak nie jest. Ja po prostu chcę pomóc. Czy ja robię coś nie tak? Czy jestem aż tak zła?

  Czuję jak niechciane, ale raczej jednak uzasadnione łzy wydostają się z wewnętrznych kącików moich oczu. Ocieram je dłonią, wchodząc do mini baru. Ze względu na godzinę siódmą raną jest jeszcze zamknięty i nikogo tu nie ma. Jedynie co to mogę kupić kawę z automatu i usiąść samotnie przy stoliku.

  Jak bardzo żałośnie muszę wyglądać? Ja siedząca przy stoliku w kącie, płacząca cicho nad głupim kubkiem przez kretyna, który nie rozumie, że tylko się martwię. Każdy włos odstaje w inną stronę, dres jest wymięty i zapewne śmierdzi już tym całym szpitalem. Gdyby ktoś nie wiedział czemu tutaj jestem mógłby mnie z łatwością wziąć za jednego z pacjentów. Nawet i ta pediatra byłaby dobra. Bez makijażu nie wyglądam na dwadzieścia tylko szesnaście. Mam tego świadomość, jednak się cieszę. Nie jest to takim utrapieniem, bo na starość będę wyglądać na trzydzieści, a nie pięćdziesiąt. No dobra, może przesadziłam. To jeszcze nie tak starość.

- Charlotte? - Unoszę wzrok, napotykając matczyny i ciepły wzrok pani Mendes.

- O dzień dobry - mówię, ocierając łzy rękawem z zaczerwienionych polików. Wstaję, a kobieta mnie przytula. Chwilę tkwię w jej ramionach podczas, gdy ona gładzi moje plecy. Uspokaja mnie i daje to pozytywne skutki.

- Spokojnie. Nie płacz już. Coś się stało? - pyta skonsternowana, jednak na jej opalonej twarzy gości lekki uśmiech.

- Po prostu Shawn... - Pociągam żałośnie nosem.

- Pewnie nie chce jechać do apartamentu. Mam rację? - Przytakuję smutno głową. - Oj ten mój syn. Jeżeli powiedział ci coś w emocjach to na pewno cię przeprosi za jakiś czas. Wiesz może co z moją wnuczką i za ile ma się odbyć przeszczep?

- Koło ósmej zabierają ją na blok operacyjny - przekazuję informację. Boże, ja tu płaczę, a Aria musi być przerażona tym wszystkim co się dzieje wokół niej. 

- Chodźmy lepiej do niej i nie płacz kochana. Wiem jaki potrafi być czasem Shawn. Ma to po ojcu. Wybrałyśmy sobie typowych upartych osłów. - Chichocze, a ja o dziwo reaguję tak samo na jej słowa. Ona jest naprawdę cudowną kobietą.

  Biorę mój kubek, w którym jest już połowa napoju. Obracam nadgarstek i dostrzegam za dwadzieścia ósmą. Ponad czterdzieści minut siedziałam i płakałam. Coś czuję, że okres mi się zbliża. Ale w sumie miałam niedawno. A może to jednak tylko moje hormony. Wiecie już, jak to z nami kobietkami jest. Myślimy na różne tematy, szukamy powodów do kłótni, płaczemy czasem bez uzasadnionego powodu, czy wybuchamy śmiechem słysząc jakiś kretyński żart. My to mamy czasem przerypane. Jednak jeżeli nie chcemy, żeby ktoś uznał nas za jakieś psychiczne to możemy zwalić właśnie winę na okres. To chyba jedyny plus tych głupich comiesięcznych krwawień.

- Babcia! - Dobiega mnie dziecięcy pisk radości. Unoszę wzrok i zauważam dwie pielęgniarki, które zabierają Arię na łóżku zapewne już na blok operacyjny.

- Cześć Aniołku, jak się czujesz? - pyta starsza kobieta, gdy podchodzimy do dziewczynki. Shawn stoi oparty o ścianę ze łzami w oczach. W dłoni nadal dzierży kubek z kawą. Albo już wypił i jest pusty.

- Patrz ile mam kabelków. Pan doktor powiedział, że obudzę się zdrowa i będę mogła iść do przedszkola - opowiada wesoło, a ja dostrzegam smutek na twarzy Karen.

- Dobrze skarbie. Pamiętaj, że babcia, tatuś i ciocia będą na ciebie tutaj czekać. - Całuję dziewczynkę w główkę, a mi ponownie zbiera się na płacz.

- A muszę iść spać? Ja chcę zostać z tatusiem i ciocią. Mieliśmy iść na lody- zwraca nam obu uwagę na co cicho chichoczę.

- Pójdziemy. Tatuś i ciocia ci to obiecują - odzywa się Shawn. Przytula córkę i również całuje jej główkę.

- Będziemy przy tobie jak się obudzisz, Aniołku. - Tym razem ja zabieram głos. - I obiecuję, że pójdziemy do kina i do sali zabaw uczcić twoje czwarte urodziny. Hej, już jesteś duża! - Uśmiecham się przez łzy.

- Dobrze. My już musimy jechać. Pomachaj tatusiowi, babci i mamusi. - Momentalnie się prostuję i rozglądam za Emmą. Jednak nigdzie na korytarzu jej nie ma. Aria macha nam wesoło zza różowej kołdry i cienkich kabelków, podłączonych do jej klatki piersiowej. Chyba pielęgniarka się pomyliła, ale dziewczynka nie zwróciła uwagi na ten błąd.

- Ile będzie trwać przeszczep?

- Około pięciu godzin.

  Shawn rozmawia ze swoją mamą, a ja zsuwam się po ścianie na ziemię, wyłączam się. W mojej głowie wita obraz mojej siostrzyczki z brzuszkiem. Może i wygląda jak wrak człowieka momentami to jednak wiem, że w głębi duszy cieszy się, że nosi małą istotkę pod sercem. Przeraża mnie perspektywa zostania ciocią w tak młodym wieku, jednak wiem, że podołam. Z resztą sama muszę dać radę i jakoś wspomóc Brooke.

  Wyjmuję komórkę z zamiarem zadzwonienia do niej, jednak ze względu na wczesną godzinę, nie robię tego. Zamiast tego piszę SMS, żeby się odezwała jak będzie mieć chwilę. Włączam dane komórkowe i wchodzę na Internet. Wpisuje frazę: tanie mieszkania w Toronto. Wyskakuje mi dość dużo pozycji, jednak patrząc się na cenę nie jestem przekonana. Nie wiem, czy dam radę zarobić tyle w pojedynkę. Jednak chyba będę musiała spróbować. Muszę dla Brooke. Pomimo, że czasem działała mi na nerwy to jednak jest moją siostrą. W dodatku potrzebuje pomocy. Nie wiem, czy poradzi sobie z bobasem. W dodatku jest sama. Ojciec dziecka... cóż. Trudno ocenić.

  Zamykam karty i bez celu wpatruję się w główny ekran. Dopiero minęła godzina. Wzdycham ciężko, odgarniając włosy z twarzy. Opieram brodę o moje kolana, trzymając komórkę w dłoni. Nie znoszę czekać. A już w szczególności w takich momentach. To jakaś katorga.

  Jednak Shawn jest lepiej poinformowany jako ojciec i on dokładnie wie o stanie zdrowia Arii i o tym co ją czeka lub co już jej robią. Nie wiem jak się czuje rodzic w takich sytuacjach, jednak jestem świadoma jednego. Shawn kocha Arię. Ich relacja jest po prostu cudowna i cieszę się w jakimś stopniu, że mogę obserwować to co się dzieje pomiędzy nimi. 

  Odwracam wzrok, gdy czuję rękę na swoich plecach. Do moich nozdrzy docierają znajome perfumy. Mężczyzna przyciąga mnie do swojego ciepłego ciała, a ja nie protestuję. Potrzebuję bliskości. Tak jak on. I już w szczególnie w takiej chwili. Wtulam się w jego bok, przymykając oczy. Uwielbiam to uczucie kiedy mogę być tak po prostu przy nim. Wsparcie to jedna z najważniejszych cech związku, pomijając zaufanie. U nas jest to już od pierwszej sekundy, naszego pierwszego spotkania.

  Momentalnie unoszę powieki, czując wibracje w dłoni. Kciukiem naciskam na przycisk, uruchamiający ekran główny. Jakie jest moje zdziwienie, gdy dostrzegam nadawcę tej wiadomości.

Od: Mama

  Możemy porozmawiać? Przyjadę do waszego mieszkania za godzinę. Podaj mi adres. Mama x.



My Daddy ShawnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz